Diego Costa. Jak przekonać Atletico bez gry

Atletico straciło cierpliwość do Diego Costy - podają media. Napastnik w kwietniu obraził arbitra i został zawieszony do końca sezonu. - Jest zły tylko na murawie - tłumaczy go matka.

Maciej Siemiątkowski
Maciej Siemiątkowski
sędzia Jesus Gil i Diego Costa Getty Images / Eric Alonso/MB Media / Na zdjęciu: sędzia Jesus Gil i Diego Costa
"Podbiegł do mnie i podniesionym głosem powiedział "s*** na twoją pie******* matkę! s*** na twoją pie******* matkę!" - tak napisał Jesus Gil Manzano w protokole meczowym z kwietniowego meczu FC Barcelona - Atletico Madryt. Arbitra już w 28. minucie zbeształ Diego Costa. Nie było taryfy ulgowej: czerwona kartka, a potem osiem spotkań zawieszenia. Napastnik do gry wróci dopiero w następnym sezonie.

To nie koniec. Klub wszczął własne postępowanie dyscyplinarne w sprawie zachowania 30-letniego napastnika. Reakcja Costy? Nie wziął udziału w treningu. Po prostu. Nie zasłaniał się symulowaniem kontuzji. Wprost przekazał sztabowi szkoleniowemu, że protestuje przeciwko decyzji władz Atletico.

- Kibice, trener i koledzy z drużyny zasługują na szacunek. Trening to ostatnia rzecz, na której może pokazać swój sprzeciw - komentował dziennik "AS".

ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Słabszy moment Lewandowskiego i Piątka. "W gorszych chwilach obrywają najlepsi"

Na wylocie

Z działaczami Rojiblancos Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem dotąd nie chodził na wojnę. To z Chelsea walczył na wszelkie możliwe sposoby, by pozwoliły mu na powrót do Madrytu. Nie pojawiał się na treningach, krytykował trenera, wrzucał do sieci zdjęcia w koszulce byłego klubu.

Czytaj też: Valencia, czyli historia o cierpliwości

Jednak i w stolicy Madrytu mają już dość Costy. "Mundo Deportivo" zaskoczyło doniesieniami o tym, że Atletico wystawiło piłkarza na listę transferową. "Ludzie z najwyższych szczebli są zmęczeni zachowaniami napastnika i szkodami, jakie wyrządza dla zespołu. Latem Rojiblancos pozostaje nic innego jak sprzedać piłkarza drużynie, która złoży największą ofertę" - piszą katalońscy dziennikarze.

To nie są dobre rozgrywki w wykonaniu reprezentanta Hiszpanii. Przez kontuzję stopy i urazy mięśniowe stracił dużą część sezonu - zagrał w 21 meczach, w których strzelił pięć goli.

Z odejściem zawodnika ma być pogodzony nawet Diego Simeone. Dotąd Costa to jeden z jego wiernych żołnierzy. Argentyńczyk potrafił wiele zaryzykować dla swojego napastnika. Pod koniec sezonu 2013/2014 Barcelona też była dla niego pechowa. W starciu z Blaugraną doznał kontuzji prawego uda. Klub i Costa urządzili sobie wyścig z czasem, byle tylko zdążyć na finał Ligi Mistrzów. "El Mundo" podawało, że gracz wyleciał prywatnym samolotem prezesa Atletico do Serbii na specjalną kurację końskim łożyskiem. Wydawało się, że poskutkowało. Simeone postawił na Costę w wyjściowym składzie na mecz z Realem. Trener szybko przekonał się, jak wiele zaryzykował. Napastnik zszedł z boiska po dziewięciu minutach, a Rojiblancos przegrali po dogrywce 1:4.

- Diego Costa podczas przedsezonowych przygotowań będzie głodny gry. Będzie chciał odwrócić to, co wydarzyło się pod koniec tych rozgrywek. Nie widzę innej sytuacji - mówił kilka tygodni temu Simeone. Według "Mundo Deportivo" te słowa już straciły na wartości.

A karuzela transferowa nabiera rozpędu. "Tuttosport" i radio COPE podawają, że Costą jest już zainteresowane Napoli i Paris Saint-Germain. Pierwsi oferują za niego Lorenzo Insigne, a drudzy Edinsona Cavaniego. Napastnik ma bardzo trudne zadanie. Musi w jakiś sposób przekonać władze Atletico. Nie zrobi tego na boisku. Rojiblancos grają już tylko w Primera Division, a w tej piłkarz jest zawieszony.

"Jest jak burza"

Byłemu zawodnikowi Chelsea regularnie obrywa się za agresję na boisku i brutalną grę. Kiedy wydawało się, że dokończy sezon bez czerwonej kartki, na Camp Nou rzucił się na arbitra. - Nie mówię, że jestem aniołem. Nie jestem nim. Widać to przecież, ale za każdym razem będę grał w ten sam sposób, bo taki po prostu jestem - tłumaczył się już w 2015 roku.

Waleczny charakter ukształtował już w rodzinnym Lagarto, na wschodzie Brazylii. Ojciec był rolnikiem i mocno pracował na to, żeby w domu nie było biedy. Miał tylko jedno marzenie - modlił się, by któryś z jego synów został piłkarzem. Diego dostał imię po Maradonie, a starszy brat Jair po Jairzinho, legendarnym skrzydłowym, który z Brazylią zdobył w 1970 roku mistrzostwo świata. To Jair grał lepiej od Diego, ale młodszemu z braci udało się zrobić wielką karierę.

Młody Costa w Lagarto nie miał nawet trawiastego boiska. Nauczyciel Flavio Augusto długo walczył, żeby w mieście powstało jakiekolwiek boisko. Z czasem udało mu się utworzyć nawet szkółkę piłkarską. - Kiedy jesteś z takiego miejsca, musisz walczyć o wszystko. Jeśli nie, nie będziesz miał nic. Ta szkółka jest tego dowodem - przyznał w rozmowie z "Bleacher Report".

Sprawdź również: Donny van de Beek wypłynął na głęboką wodę

- Na boisku obrażałem wszystkich, nie miałem żadnego szacunku dla rywala. Myślałem, że muszę pozabijać przeciwników. Byłem przyzwyczajony, że dużo więksi, silniejsi rywale atakują innych łokciami, sądziłem, że to normalne - opowiadał Diego Costa w rozmowie z "El Pais". Pierwszy profesjonalny klub znalazł dopiero mając 16 lat. Niespełna dwa lata później wyjechał do Europy. W jego grze nic się nie zmieniło. Napastnik ciągle wychodzi na boisko naładowany.

- Ma niesamowite serce. Jest zły tylko na murawie. Poza tym to dobry i przyjazny facet. Jest jak burza z piorunami: wybucha, ale potem wychodzi słońce - tłumaczyła matka temperament syna.

Czy Diego Costa odejdzie latem z Atletico?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×