Finał Pucharu Polski. Skandaliczna organizacja wejścia kibiców na Stadion Narodowy. Szczęście, że nie doszło do tragedii

Kibice czekali w gigantycznych kolejkach, wielu nie zobaczyło początku meczu. - Robiło się coraz ciaśniej, ktoś zasłabł - opowiada nam jeden z fanów. Wejście na finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym to organizacyjna klapa.

Kuba Cimoszko
Kuba Cimoszko
Na zdjęciu:kibice Jagiellonii Białystok podczas finałowego meczu piłkarskiego Pucharu Polski z Lechią Gdańsk na PGE Narodowy w Warszawie PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu:kibice Jagiellonii Białystok podczas finałowego meczu piłkarskiego Pucharu Polski z Lechią Gdańsk na PGE Narodowy w Warszawie
"Wpuście kibiców, hej kur** wpuście kibiców" i "Je**ć PZPN" - grzmiały trybuny Stadionu Narodowego w momencie rozpoczęcia finału Pucharu Polski pomiędzy Jagiellonią Białystok i Lechią Gdańsk (0:1). Kibice obu drużyn mieli ogromne problemy z wejściem na obiekt, w tym czasie pod jego bramami nadal stało kilka tysięcy osób.

Najgorzej wyglądało to po stronie gości z Gdańska. Pod otwartymi dla nich bramami sytuacja była bardzo napięta. Już na kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem sędziego fani utworzyli gigantyczne kolejki. Organizatorzy wcale jednak nie spieszyli się z ich rozładowaniem, kontrole szły w iście ślimaczym tempie. To spowodowało złość i próbę wymuszenia przyspieszenia pracy. W efekcie służby porządkowe użyły pałek i gazu łzawiącego do uspokojenia tłumu (mimo że w nim były małe dzieci - przyp. red.).

- Nikt nie robił niczego po złości, jak sugerują w mediach kibice. Oni często sami utrudniali nam pracę, nie chcąc odpowiednio współpracować. Poza tym czasami pojawiały się problemy, bo ktoś przyszedł czy to nie pod tą bramę, czy miał błąd na bilecie np. w numerze PESEL. Przez takie sprawy wszystko się wydłużało - tłumaczył WP SportoweFakty jeden z kierowników grupy stewardów, który odmówił jednak odpowiedzi na pytanie dlaczego nie zaangażowano większej grupy osób do usprawnienia wejścia na stadion.

ZOBACZ WIDEO Finał Pucharu Polski. Artur Sobiech bohaterem. "Obiecałem, że strzelę gola"

Fani Lechii, którym udało się wejść na trybuny jeszcze przed meczem, oglądali widowisko na siedząco i nie prowadzili dopingu przez pierwszą część meczu. Ciszę przerywali tylko wspomnianymi wyżej okrzykami. W tym czasie PZPN wydał komunikat, w którym można przeczytać, że "na stadion sprawnie weszli natomiast kibice Jagiellonii Białystok, którzy zgodnie z zasadami organizacji i bezpieczeństwa, poddali się procedurom kontrolnym". Rzeczywistość była jednak nieco inna.

- Przyjechaliśmy trzecim pociągiem specjalnym z synem, pod bramą stadionu byliśmy około 13:30. Wtedy też stanęliśmy w kilkunastometrowej kolejce, która mimo upływu czasu praktycznie nie posuwała się do przodu. W końcu ktoś rzucił pomysł żeby przepuścić same dzieci, utworzony został szpaler. Ochrona jednak jakby na złość zaczęła przeszukiwać wszystkich jeszcze wolniej - tłumaczy nam pan Marek, jeden z kibiców Jagiellonii. - Najgorsze było jednak to, że tłum cały czas coraz bardziej napierał na siebie. Robiło się coraz ciaśniej, ktoś zasłabł. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nagle doszło tam do jakiegoś ataku paniki - dodaje.
Godz. 15:45, kwadrans do meczu. Kilkanaście kibiców Jagi z ostatniego pociągu już po kontroli, reszta wciąż czeka pod bramą Godz. 15:45, kwadrans do meczu. Kilkanaście kibiców Jagi z ostatniego pociągu już po kontroli, reszta wciąż czeka pod bramą

Kiedy rozpoczynało się spotkanie, pod bramą było więc jeszcze kilkaset osób, które przyjechały ostatnim z pociągów specjalnych (około godz. 14:30). - Ja miałem szczęście, bo wszedłem z synem ostatecznie na pół godziny przed pierwszym gwizdkiem. Łącznie czekaliśmy więc 2 godziny. Jeśli to jest sprawnie, to tylko mogę się uśmiechnąć i tylko dodam dla porównania, że przy okazji zeszłorocznego meczu z Wisłą Płock w Białymstoku staliśmy w podobnej kolejce i byliśmy na trybunach po nieco ponad kwadransie - podsumowuje nasz rozmówca.

Według relacji kibiców z sektorów neutralnych, nawet tam pojawiały się problemy z wejściem. Ostatnie osoby pojawiły się na nich w trakcie pierwszej połowy.

PZPN zasłania się tym, że bramy zostały otwarte o godz. 9:30 i każdy na Stadion Narodowy mógł przyjść odpowiednio wcześniej. Nikt z organizatorów nie odniósł się jednak do kwestii, dlaczego nie zaangażowano więcej osób, mimo świadomości, że wzmożonej kontroli trzeba będzie poddać ponad czterdzieści tysięcy osób.

Czytaj także: Kibice doprowadzili do przerwania finału Pucharu Polski

Warto zauważyć, że podobne problemy przy finale Pucharu Polski pojawiają się co roku. W obecnym przybrały one jednak największą skalę.

Kto twoim zdaniem zawinił w całej sytuacji?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×