Fernando Ricksen umiera. Na tę samą chorobę zmarł Krzysztof Nowak

ALS - na tę chorobę nie ma lekarstwa. Dopada nawet zdrowych, aktywnych piłkarzy. Na nią umarł były reprezentant Polski Krzysztof Nowak. Tak samo smutny los czeka Fernando Ricksena, który był wielkim wojownikiem na boisku.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski
Fernando Ricksen Twitter / voetbalnieuwsbe / Na zdjęciu: Fernando Ricksen
Dzisiaj Fernando Ricksen już nie mówi. Swoje słowa przekazuje za pomocą generatora mowy. Nie waży już nawet 40 kilogramów. Nikt nie pyta tak naprawdę już o to. Wszyscy wiedzą, jak ta historia się skończy.

Na ALSnie ma leków. Choroba upośledza komórki nerwowe mózgu oraz rdzenia kręgowego, co prowadzi do zatrzymania pracy wszystkich mięśni. W efekcie do śmierci. Chory z każdym miesiącem czuje się coraz gorzej, jest coraz słabszy. Przestaje chodzić, przestaje poruszać się o kulach, przestaje jeździć na wózku. Jest przykuty do łóżka.

Ricksen o swojej chorobie dowiedział się 2013 roku. Był wówczas jeszcze piłkarzem. Grał w Fortunie Sittard - klubie, w którym stawiał pierwsze kroki w dorosłym futbolu. To wtedy w studiu telewizyjnym 12-krotny reprezentant Holandii zwierzył się ze swoich problemów.

ZOBACZ WIDEO El. Euro 2020. Nasz dziennikarz pewny awansu na mistrzostwa. "Możemy przegrać tylko sami ze sobą"
Gdy oznajmiał światu, co go spotkało, wyglądał źle. Już był wychudzony, miał problemy z mówieniem. Po policzkach ciekły mu łzy. Dla Holendrów to był szok. Wszyscy doskonale znali go z boiska. Był niezwykle twardym zawodnikiem, często grającym bardzo agresywnie. Nie był wirtuozem, ale ambicją i zaangażowaniem bił wszystkich na głowę. W Zenicie St. Petersburg podczas meczu rzucił się nawet na swojego kapitana. Rosjanie wówczas zawiesili.

Dla Ricksena wspomniany wywiad w telewizji był swego rodzaju oczyszczeniem. Ujawnił, że przez całą karierę pił alkohol. I to bardzo dużo. - Po meczach nie było spania, tylko picie do samego rana. I tak w kółko. W taki sposób żyje zdecydowana większość zawodowych piłkarzy - mówił.

W Szkocji, gdy grał w Glasgow Rangers, miał kilka incydentów pod wpływem alkoholu - zatrzymała go policja, gdy nietrzeźwy prowadził samochód. Nikt jednak nie przypuszczał, że Ricksen ma problem z alkoholem. Wydawało się, że po prostu popełnił błąd, wsiadając za kierownicę "po kieliszku".

Piłkarskie środowisko, gdy tylko dowiedziało się o jego chorobie, natychmiast rozpoczęło organizować zbiórki pieniędzy. W 2015 roku rozegrano mecz charytatywny na Ibrox Park w Glasgow. Pierwszy kopnął piłkę sam Ricksen, a schodząc z murawy płakał. Nie o takim życiu marzył. Mimo to nie poddał się.

- Lekarze dawali mi rok, może pół roku życia. Tymczasem żyję już prawie trzy lata. Przez ten czas przekonałem się, co to znaczy egzystować z ALS. Codziennie, o każdej porze, dzielę to doświadczenie z moimi najbliższymi. Robimy wszystko, żeby stawiać czoła temu demonowi - mówił w 2016 roku.

Kilka miesięcy wcześniej założył fundację. Zbiera ona pieniądze dla chorujących na ALS. Nie chciał, żeby fundusze trafiały na badania, które jak dotychczas nie przynosiły żadnych efektów. Dlatego pieniądze otrzymywali pacjenci i ich rodziny, bo sam doskonale zdawał sobie sprawę, co potrzebują na co dzień, aby mieć namiastkę normalności.

Ricksen zapowiedział, że 28 czerwca po raz ostatni pojawi się publicznie. Zaprosił wszystkich swoich fanów na ten dzień. - Cześć, 28 czerwca odbędzie się wyjątkowe spotkanie. Jest to dla mnie bardzo trudne, ale to będzie moja ostatnia noc. Przyjdź i spraw, by była niezapomniana. Mam nadzieję, że zobaczymy się wkrótce - powiedział.



Wielu polskich kibiców pamięta Krzysztofa Nowaka. Gdy był zawodnikiem Wolfsburga, także odkryto u niego ALS. To był rok 2001. Zmarł cztery lata później, mając zaledwie 30 lat. 10-krotnie wystąpił w reprezentacji Polski, strzelając bramkę przeciwko Gruzji w swoim debiucie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×