Marek Wawrzynowski: Coraz słabsi trenerzy, czyli zawód nad przepaścią (felieton)

Dobry trener plus utalentowane dziecko to często świetna recepta na znakomitego zawodnika. Niestety w Polsce w ostatnich latach zawód trenera nieco podupadł. Za kryzysem stoją związki sportowe.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Trening młodzieży PAP / Andrzej Grygiel / Trening młodzieży
W ostatnich miesiącach oglądaliśmy reprezentacje młodzieżowe do lat 20 i 21. Pierwsza grała poniżej jakiejkolwiek krytyki, druga zrobiła niezłe wyniki, ale głównie broniła się i wykopywała piłkę po autach. Dużej jakości tam nie było. Do tego dochodzą kompromitujące wyniki drużyn w europejskich pucharach. Zbigniew Boniek, prezes PZPN, zrzuca winę na obcokrajowców. Tyle tylko, że nie bardzo widać na horyzoncie utalentowanych polskich piłkarzy. Co więcej, nie widać ich też na zachodzie. Jeśli grają to głównie w średnich klubach włoskich.

Jeśli jednak myślicie, że polska piłka nożna jest na dnie, to się mylicie. Do dna jeszcze daleko. Polski piłkarz może być dużo gorszy. I może będzie.

Według ostatniego raportu Najwyższej Izby Kontroli, w Polsce w ciągu kilku lat, znacznie wzrosła liczba trenerów młodzieży - i to się chwali. Niestety drastycznie spadła ich jakość. I tu mamy problem.

ZOBACZ WIDEO: Robert Lewandowski nie patyczkuje się. "Szkolenie jest na niskim poziomie"

Wszystko zaczęło się w 2013 roku, wskutek deregulacji, która objęła kilkadziesiąt zawodów. W tym zawód trenera. Znacznie zmniejszono wymagania. Nagle, żeby być trenerem, wystarczyło: ukończyć 18 lat, mieć wykształcenie średnie, nie być skazanym prawomocnym wyrokiem za przestępstwo.

NIK pokazuje, że w ciągu zaledwie 3 lat, w okresie 2015-2018, liczba trenerów różnych sportów wzrosła z 10 do 25 tysięcy. Czy to źle? Raczej nie. Konkurencja w zawodzie jest potrzebna. Problem leży gdzie indziej. Kształcenie trenerów całkowicie przejęły związki sportowe. Z naszego piłkarskiego podwórka wiemy, że kształcenie trenerów piłkarskich jest na bardzo niskim poziomie. Na temat kursów krąży wiele anegdot.

Jeden z trenerów wspomina: "Przyjechaliśmy na kurs w piątek. Nasz wykładowca starał się jak mógł, ale miał wyraźnie zły dzień, nie wiedział o co mu chodzi. Podeszliśmy do niego z pytaniem: Co tam, zły dzień?. On na to, że mieszka 200 kilometrów dalej i dopiero rano zapytano go czy nie poprowadzi wykładu, bo nie mają nikogo".

Ostatnio słyszałem o świetnie przygotowanym merytorycznie Ukraińcu, który nie zdał egzaminu, bo źle - według egzaminatora - pokazywał pewne ćwiczenie. Wyjechał na zachód i bez problemu dostał się do dobrej akademii. Takich anegdot można przytoczyć dziesiątki, podobnie jak opowieści o niekompetentnych wykładowcach. Ale nie o to chodzi by zasypać czytelnika anegdotami, bo problem jest bardzo poważny.

Jednym z problemów jest, wedle wielu relacji uczestników, poziom kursów, a także brak edukacji w klubach (jak to robi federacja angielska), ale nie mniej istotne jest to, że zanika kształcenie trenerów na Akademiach Wychowania Fizycznego. To oznacza, że będzie coraz mniej trenerów wszechstronnie wykształconych. Może niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że sportowiec musi być wykształcony wszechstronnie. Np. niedawno w "New York Timesie" mogliśmy przeczytać artykuł o tym, że do sportów biegowych, typu piłka nożna, zaleca się uprawianie sportów na górne partie ciała, jak pływanie czy baseball, oraz koordynacyjnych, jak sztuki walki, taniec czy gimnastyka.

Wszechstronność w sporcie ma ogromne znaczenie. Chodzi o podatność na kontuzje oraz rozwój ogólny. Kolejne badania, przeprowadzone w Danii, pokazywały, że zawodnicy, którzy od najmłodszych lat poświęcali się jednej dyscyplinie sportu, kończyli zwykle ze statusem półamatorskim.

Trener po AWF ma wszechstronne wykształcenie, widzi problemy inaczej, bo ma wiedzę. Ma też wykształcenie pedagogiczne, co jest niezwykle ważne, zwłaszcza gdy mówimy o pracy z dziećmi. Zresztą niedawno PZPN zaprosiło do Polski koordynatora Southampton, który mówił o koniecznej wszechstronnej wiedzy trenera piłkarskiego. Inna sprawa to wykorzystanie elementów innych sportów w piłce. Najprostsze przykłady to odsłony przy stałych fragmentach gry (z koszykówki) czy przesuwanie lewonożnych zawodników na prawe skrzydło i odwrotnie (z piłki ręcznej). Takich przykładów z różnych dyscyplin jest pełno. Trener AWF taką wiedzę ma, trener z ulicy zwykle nie ma.

Dlatego proponowaliśmy już w naszym serwisie, by PZPN współpracował z Akademiami Wychowania Fizycznego i kształcił elity. Jak? Przykładowo trenerzy, którzy wybierają kierunek "Piłka nożna" (najpopularniejszy) mogliby jednocześnie robić kursy UEFA organizowane przez PZPN. Związek mógłby takie kursy kredytować a trenerzy zwracaliby pieniądze w przyszłości z pracy. To by przywróciło wysoki statut AWF-ow i dało polskiej piłce wielu świetnie i wszechstronnie wykształconych trenerów.

Nie jest to pomysł "z kosmosu". Przecież większość kadr trenerskich dla najlepszych klubów w Portugalii kształcą uniwersytety z Porto i Lizbony. Z kolei studia na kredyt spłacany z przyszłej pracy występują w Anglii.

Część tych dobrze wykształconych trenerów trafi do małych klubów i klubików, część do tzw. dużej piłki. I tu mamy kolejny problem - system nadawania licencji UEFA Pro. Swego czasu rozmawiałem z trenerem Dariuszem Pasieką, kiedyś znanym z krytycznego podejścia do pseudoreform szkoleniowych PZPN, a po otrzymaniu wygodnej posady, żołnierzem Bońka. Pasieka jest dyrektorem szkoły trenerów w Białej Podlaskiej. Gdy po półgodzinnej rozmowie odłożyłem słuchawkę, byłem przekonany, że mamy najlepszych szkoleniowców, najlepszy system szkolenia, że mamy świetne kursy i w ogóle jesteśmy najlepsi. Tyle tylko, że jeszcze nikt o tym nie wie.

Jako absolwent niemieckiej szkoły trenerskiej Pasieka miał zreformować polską szkołę, a zamiast tego wygodnie urządził się w... no sami wiecie gdzie. Wielka szkoda, wielkie rozczarowanie.

Trener z Bydgoszczy (a jakże, większość ważnych postaci w PZPN jest dziwnym trafem z Bydgoszczy) jest odpowiedzialny za ograniczenie dostępu do kursów UEFA Pro. A więc de facto za zamknięcie zawodu trenera. W tej chwili PZPN przyjmuje jedynie 24 kandydatów (a będzie 20) na kurs UEFA Pro. A bez tego kursu nie można prowadzić drużyny w Ekstraklasie, I i II lidze. Chyba, że się awansowało z niższej ligi. Teoretycznie miało to zapewnić wysoki poziom trenerów, w praktyce jedynie chroni tych, którzy już są na karuzeli.

Byłoby to jeszcze zrozumiałe, gdyby na kurs UEFA Pro mógł dostać się każdy. Ale nie może. Niedawno rozmawiałem z jednym z trenerów-analityków, Markiem Marciniakiem, który swego czasu pomagał mi w analizowaniu meczów. Próbował dostać się na UEFA Pro i się nie udało.

ZOBACZ: Polska Ekstraklasa na peryferiach Europy

- Cała sytuacja związana z odmową przyjęcia mojej aplikacji na egzamin na kurs UEFA PRO w Szkole Trenerów PZPN jest dla mnie bardzo niezrozumiała. Rozmowy telefoniczne inicjowane przez dyr. Pasiekę i dyr. Majewskiego przebiegały w bardzo nerwowej atmosferze, a hasła mówiące o tym, że "nie jestem trenerem", "dodatkowe warunki przyjęcia na egzamin nie muszą być zapisane w żadnym oficjalnym dokumencie" i "mogę sobie składać odwołanie, ale ono i tak nie zostanie przyjęte" oraz "wszystko zapisane jest w uchwałach i proszę nie kłamać, bo tak nieładnie" godziły w moją godność osobistą i dotychczasowy dorobek zawodowy - mówi.

Nie chodzi o to, żeby ujmować się za konkretnym trenerem. Chodzi o to, że jakieś wąskie grono decyduje kto może być trenerem, a kto nie. Pasieka w rozmowie telefonicznej zapewnił mnie, że PZPN działa zgodnie z wytycznymi UEFA. To częściowo prawda. W UEFA dowiedzieliśmy się, że UEFA jedynie zaleca, ale nie nakazuje.

ZOBACZ: Polacy wolą tenis stołowy od skoków narciarskich

Związek mówi, że takie same zasady są w Niemczech. To prawda, a w Holandii nawet bardziej rygorystyczne. Ale porównajmy naszą sytuację do niemieckiej:

Dziś w Polsce jest 221 trenerów z licencją UEFA Pro, trudno powiedzieć ilu z nich aktywnych. W Niemczech jest ponad 1400 trenerów z licencją UEFA Pro, z czego 837 aktywnych. To oznacza, że w Polsce na jedną drużynę z trzech najwyższych poziomów przypada 4 trenerów, w Niemczech jest ich 15 (przy czym zaznaczam, że w Niemczech mówimy o trenerach aktywnych, w Polsce o wszystkich).

Czyli tak jakbyśmy my nagle mieli podlegać tym samym regulacjom dotyczącym budowy autostrad co Niemcy. Różnica jest taka, że oni są już krajem stabilnym, my się rozwijamy. Przykładowo w Hiszpanii można było robić kursy UEFA Pro w regionalnych związkach, a także prywatnie. Teraz, gdy już osiągnięto spodziewaną liczbę, będzie to ograniczane i dostosowywane do zaleceń UEFA.

Oczywiście nie chodzi tylko o ilość. W Anglii jest niespełna 2 razy tylu trenerów z licencją UEFA Pro co w Polsce, choć trzeba pamiętać, że Anglicy rozpoznali problem "ilościowy" i od 2012 roku podwoili liczbę trenerów UEFA Pro (z ok. 180 do 370). Problemem jest raczej zabicie konkurencji.

Mamy więc wielopoziomowy problem z trenerami. Z jednej strony zabarykadowanie się tzw. elity przed konkurencją na szczeblu najwyższym, z drugiej niski poziom trenerów na niższych szczeblach, czyli często tych pracujących z młodzieżą.

Problem jest - zwłaszcza ten drugi - poważniejszy niż się wydaje, bo kolejne pokolenia trenerów będą kształcone już tylko przez związki, AWF-y będą pełniły coraz mniejszą rolę. A to oznacza, że dostaniemy pełno przeciętnych i słabych trenerów, nie mających wszechstronnego wykształcenia, przelatujący po wszelkich zagadnieniach "po łebkach". Potem na meczach dzieci widzimy trenerów prowadzących zespoły w sposób skandaliczny, gotowych zabić dla wyniku z lokalnym rywalem. Jeśli PZPN nie rozwiąże tego problemu, polski piłkarz będzie tylko słabszy. Bo konkurencja nie śpi.

Czy polska piłka jest coraz lepsza

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×