Trwa rozpaczliwe zbieranie pieniędzy na uratowanie Ruchu Chorzów. Do wtorku potrzebne 600 tys. złotych na przetrwanie

Newspix / Norbert Barczyk / Na zdjęciu: piłkarze Ruchu Chorzów
Newspix / Norbert Barczyk / Na zdjęciu: piłkarze Ruchu Chorzów

Wiceprezes Ruchu Marcin Waszczuk nie poddaje się i próbuje jeszcze uratować klub przed jego rozpadem. Żeby chorzowianie przystąpili do III ligi muszą do wtorku zebrać 600 tys. złotych. Na godzinę 14:00 nie mieli nawet połowy tej kwoty.

W tym artykule dowiesz się o:

Mateusz Miga, dziennikarz portalu sport.tvp.pl poinformował w swoim tekście, że przy biernej postawie akcjonariuszy Ruchu Chorzów (są nimi Miasto Chorzów, Zdzisław Bik i Aleksander Kurczyk), akcję zbierania funduszy, które mogłyby chociaż na chwilę uratować śląski klubu koordynuje wiceprezes Marcin Waszczuk.

Pracownicy klubu, jak informowaliśmy w tekście naszego redakcyjnego kolegi Michała Fabiana, wyliczyli, że potrzebny jest milion złotych - na spłatę ich zaległości oraz zobowiązań wobec piłkarzy, a także na umożliwienie drużynie startu w III lidze (więcej TUTAJ). Z najnowszych informacji, do których dotarł Mateusz Miga z TVP Sport wynika, że już do wtorku 30 lipca potrzebna jest kwota 600 tys., żeby drużyna w ogóle nie rozpadła się i przystąpiła do rozgrywek III ligi.

Jeśli tego dnia takiej kwoty nie będzie, piłkarze najprawdopodobniej odejdą z zespołu i spróbują jeszcze znaleźć sobie nowy klub, tuż przed startem sezonu 2019/2020 w III lidze.

ZOBACZ WIDEO: Napoli rozgromiło Liverpool! Milik z golem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Scenariusz, że 600 tys. nie zostanie zebrane jest realny. Do godziny 14:00 wiceprezes Waszczuk załatwił wsparcie, najprawdopodobniej od jednego ze sponsorów Ruchu, w wysokości 250 tys. złotych. Dodatkowo dwóch starszych kibiców wsparło klub kwotą po tysiąc złotych - czytamy w serwisie sport.tvp.pl. Nadal jednak brakuje jeszcze 348 tys. złotych. Wiceprezes próbuje zdobyć brakujące fundusze, a pracownicy klubowi czekają na kolejne informacje.

Przypomnijmy, że 17 lipca pracownicy klubu ogłosili strajk. Później dołączyli do nich także piłkarze i sztab szkoleniowy (więcej TUTAJ). - Jesteśmy na skraju wytrzymałości. Wiele osób po prostu nie ma za co żyć. Sytuacja jest dramatyczna - mówił Tomasz Ferens, rzecznik prasowy Ruchu, wskazując na stojących za nim pracowników klubu i akademii piłkarskiej. Klub nie ma z czego płacić. Jest zadłużony na wiele milionów.

Co prawda niedawno Ruch wygrał konkurs na promocję miasta Chorzów i do końca 2019 roku miał otrzymać 4 miliony złotych. Żeby tak się stało, klub musiał jednak przeprowadzić sporo akcji promocyjnych i zagwarantować frekwencję na stadionie na poziomie 50 procent pojemności obiektu. W obecnej sytuacji, oba warunki są nie do spełnienia. Pracownicy strajkują, więc nie wykonają akcji promocyjnych. Z kolei kibice mają już dość kłopotów finansowych klubu i zapowiedzieli bojkot (nie będą kupować biletów, karnetów i gadżetów klubowych).

Problemy finansowe i organizacyjne Ruchu trwają od kilku lat. Jeszcze w 2014 roku z Waldemarem Fornalikiem na ławce trenerskiej, klub sięgnął po brązowy medal mistrzostw Polski. Od 2016 roku, w trzy lata, Ruch spadł z ekstraklasy do 3. ligi. Teraz pod dużym znakiem zapytania stoi nawet jego start w tych rozgrywkach.

Źródło artykułu: