Jest życie po PKO Ekstraklasie. Nawet w Lidze Mistrzów i na mistrzostwach świata

Nenad Bjelica i Dan Petrescu prowadzą swoje ekipy do Ligi Mistrzów, ale nie tylko oni dobrze radzą sobie po wyjeździe z Polski. Byli zagraniczni trenerzy klubów PKO Ekstraklasy pracują w miejscach, o jakich rodzimi szkoleniowcy mogą tylko pomarzyć.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Dan Petrescu PAP/EPA / Korotayev Artyom / Na zdjęciu: Dan Petrescu
CFR Cluj Dana Petrescu w drodze do IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów ograł Celtic Glasgow (1:1, 4:3). Rumuni wyrwali Szkotom awans z gardła i to na ich terenie. Zespół Petrescu w rewanżu przegrywał w Glasgow 1:2 i 2:3, by ostatecznie wygrać 4:3. O awans do fazy grupowej Cluj zagra ze Slavią Praga. Więcej szczęścia w losowaniu miało Dinamo Zagrzeb Nenada Bjelicy, które po rozbiciu Ferencvarosu Budapeszt (1:1 u siebie i 4:0 na wyjeździe) zmierzy się z Rosenborgiem BK.

Pogonieni z Polski trenerzy są o krok od wprowadzenia (nie po raz pierwszy!) drużyn ze swoich ojczystych lig do fazy grupowej Ligi Mistrzów, podczas gdy polskiemu szkoleniowcowi nie udało się to już od 23 lat. Ostatnim polskim trenerem, który sforsował bramy Champions League, był w sezonie 1996/1997 Franciszek Smuda (Widzew Łódź). W końcu trzy lata temu Legia Warszawa awansowała do elity, mając na ławce Besnika Hasiego.

Sam przeciwko wszystkim

Dziś Petrescu jest dziś uznanym trenerem z sukcesami. Z Unireą Urziceni (2009) i CFR Cluj (2018, 2019) zdobył trzy mistrzostwa Rumunii, a Kubań Krasnodar wprowadził do rosyjskiej ekstraklasy (2010). Ponadto z Unireą, prowincjonalnym klubem z liczącego 17 tys. mieszkańców miasta, awansował nawet do fazy grupowej Ligi Mistrzów, sprawiając jedną z największych sensacji w historii tych rozgrywek.

ZOBACZ WIDEO Polacy za granicą świetnie rozpoczęli sezon. "Krychowiak odrodził się w Rosji"

Ale kiedy w styczniu 2006 roku obejmował Wisłę, był początkującym trenerem, którego jedynym atutem było mocne piłkarskie CV. Nie był nawet pierwszym wyborem Grzegorza Mielcarskiego, który w pierwszej kolejności chciał powrotu Henryka Kasperczaka. Następni na liście dyrektora sportowego byli Ivan Hasek oraz Jozef Chovanec - Rumun był wpisany dopiero na czwarte miejsce.

Brak porozumienia z głównymi kandydatami sprawił, że zatrudniono Petrescu. Ten wszedł do szatni Wisły z drzwiami i futryną. Wprowadził wojskowy dryl i pomiatał piłkarzami, którzy trzy razy z rzędu - i to w świetnym stylu - zdobyli mistrzostwo Polski. Nie znalazł wspólnego języka z podopiecznymi i miał wrażenie, że jest sam przeciwko całemu światu. Wojował z sędziami, z władzami ligi. Nawet kiedy zmęczony walką o władzę w klubie Mielcarski odszedł z Reymonta 22, Petrescu poczuł się przez niego zdradzony.

Kiedy przejął Wisłę, ta była liderem ekstraklasy, ale wiosną pod jego wodzą dała się wyprzedzić pLegii i nie zdobyła czwartego tytułu z rzędu. Kolejne rozgrywki Biała Gwiazda zaczęła w słabym stylu, a czarę goryczy przelały domowa porażka z Iraklisem Saloniki (0:1) w Pucharze UEFA i wyjazdowy remis w lidze z Górnikiem Łęczna (1:1).

Czytaj również -> Adrian - bohater z przypadku

Po zwolnieniu z Wisły Petrescu nie był długo na bezrobociu. Dziesięć dni później przejął Unireę. Wprowadził beniaminka rumuńskiej ekstraklasy do Pucharu UEFA, w kolejnym sezonie wygrał z nim ligę, by siłą rozpędu dostać się do Champions League. Po dziesięciu latach Petrescu może powtórzyć ten sukces z CFR Cluj.

Za słaby na Lecha

Wisła Petrescu grała poniżej oczekiwań. To był ostatni dream team w historii ekstraklasy. Rumun mógł stworzyć całą "11" z byłych bądź ówczesnych reprezentantów Polski, ale mimo to krakowianie zawodzili. Bjelica natomiast, co pokazał poprzedni sezon, osiągnął w Lechu Poznań wynik ponad stan, a mimo to został z Bułgarskiej 17 pogoniony.

Prowadził Lecha od sierpnia 2016 do maja 2018 roku i w tym czasie Kolejorz zdobył w ekstraklasie 120 punktów - w branym pod uwagę okresie skuteczniejsza była tylko Legia (128). Bjelica został zwolniony na dwie kolejki przed końcem sezonu 2017/2018. Po fazie zasadniczej Lech był liderem i faworytem do mistrzostwa, ale w rundzie finałowej złapał zadyszkę. Chorwat wyleciał po tym, jak zespół zdobył tylko jeden punkt w trzech meczach, grzebiąc swoje szanse na tytuł.

Władze klubu uznały, że Bjelica nie jest dość dobrym trenerem, by dać Lechowi ósme w historii mistrzostwo. Nie pozwoliły mu nawet dokończyć sezonu, ale szkoleniowiec tylko na tym zyskał, bo już tydzień po zwolnieniu został trenerem Dinama Zagrzeb - największego chorwackiego klubu. Jeszcze w sezonie 2017/2018 poprowadził Dinamo do podwójnej korony, a w minionych rozgrywkach jego zespół obronił tytuł.

Rok temu w IV rundzie el. Ligi Mistrzów Dinamo musiało uznać wyższość Young Boys Berno, ale w Lidze Europy dotarło aż do 1/8 finału - dotąd nie udało się to żadnej polskiej drużynie. W tym sezonie ekipa byłego trenera Lecha znów do końca liczy się w walce o awans do Ligi Mistrzów, a jeśli nie sprosta Rosenborgowi, wyląduje w fazie grupowej Ligi Europy. To godna nagroda pocieszenia. A sam Bjelica zna smak awansu do fazy grupowej Champions League - w sezonie 2013/2014 wprowadził do elity Austrię Wiedeń.

Trampolina

Przykłady Bjelicy, Petrescu i innych cudzoziemców pracujących niegdyś w polskich klubach pokazują, że jest życie po ekstraklasie. I to w miejscach, które są poza zasięgiem Polaków - nawet Adama Nawałki, któremu udana w ogólnym rozrachunku selekcjonerska kadencja miała otworzyć drzwi do zagranicznych klubów. Zamiast tego skończyło się na wstydliwym epizodzie w Lechu.

A obcokrajowcom ekstraklasa nie tylko nie bruździ w CV, ale może być dla nich nawet trampoliną do kariery. Stanisław Czerczesow po zdobyciu z Legią podwójnej korony (2015/2016) został selekcjonerem reprezentacji Rosji. I to ważnym momencie, bo w przededniu MŚ 2018 - turnieju, który był oczkiem w głowie samego Władimira Putina. Podołał zadaniu, bo Sborna dotarła aż do ćwierćfinału mundialu po raz pierwszy od 1970 roku. Były trener Legii został doceniony i podpisał kolejny kontrakt - na eliminacje Euro 2020.

Jako selekcjoner Słowacji przez kwalifikacje mistrzostw Europy przebija się też Pavel Hapal. To były trener Zagłębia Lubin (2011-2013), który został zwolniony w upokarzających okolicznościach - już po 2. kolejce rozgrywek 2013/2014. Źle zaczęty sezon Hapal skończył jako trener 5. drużyny słowackiej ekstraklasy - FK Senica, podczas gdy Zagłębie... spadło do I ligi.

Na półmetku kolejnych rozgrywek zespół Hapala był trzeci, a szkoleniowca doceniła rodzima federacja, mianując go opiekunem "młodzieżówki". Drużynę narodową prowadził do ME U-21 2017. Wiosną 2018 roku Hapal wrócił do piłki klubowej, przejmując Spartę Praga, ale na krótko, bo w lipcu 2018 został selekcjonerem pierwszej reprezentacji Słowacji.

Ekstraklasa była też odskocznią dla Kiko Ramireza. W 2017 roku Hiszpan przyszedł do Wisły Kraków jako trener, który nie wyściubił nosa poza hiszpańską III ligę, czyli w skali europejskiej anonimowy. Tymczasem od czerwca prowadzi AO Xanthi - 12. zespół greckiej ekstraklasy. Ostatnim Polakiem w lidze greckiej, był w sezonie 2011/2012 Michał Probierz, który przez dwa miesiące pracował w Arisie Saloniki.

Na karuzeli

Po pobycie w Polsce (2013-2015) na kłopoty z zatrudnieniem nie narzeka Henning Berg. Pół roku po odejściu z Legii dostał szansę w Fehervar FC. Jego drużynie nie udało się obronić mistrzostwa Węgier, a drugie miejsce odebrano jako rozczarowanie i Norweg został zwolniony. Od lipca 2018 do czerwca 2019 roku prowadził Stabaek IF - tu sukcesem było utrzymanie w Eliteserien 2018. Na początku czerwca został zatrudniony w Omonii Nikozja - na Cyprze polski trener nie pracował od 2006 roku, kiedy APOEL Nikozja krótko prowadził Jerzy Engel.

Radoslav Latal zapadł kibicom w pamięci jako trener Piasta Gliwice (2015-2017), który w sezonie 2015/2016 niemal do ostatniej kolejki walczył o mistrzostwo Polski z Legią Czerczesowa. Po wyjeździe z Polski Czech objął Dynamo Brześć, z którym zdobył Puchar i Superpuchar Białorusi (2018), pokonując w decydujących meczach tamtejszego hegemona - BATE Borysów.

Jego przygodę z Dynamem przerwały mocarstwowe plany właścicieli klubu - w miejsce Latala zatrudniono Diego Maradonę. Latal szybko jednak znalazł nowe zajęcie, bo na początku sezonu 2018/2019 przejął ówczesnego mistrza Słowacji - Spartaka Trnawa. W eliminacjach Ligi Mistrzów jego zespół ograł Legię, ale sam do fazy grupowej nie dotarł i na osłodę pozostał mu występ w Lidze Europy. W czerwcu Latal wrócił do Czech, obejmując Sigmę Ołomuniec.

Na karuzeli utrzymują się też Ricardo Sa Pinto (Legia - 2018-2019), Jose Rojo Martin (Korona Kielce 2013-2014), Ricardo Moniz (Lechia Gdańsk - 2014), Joaquim Machado (Lechia - 2014) czy Frantisek Straka (Arka Gdynia - 2011). Pierwszy zaczął trwający sezon jako trener Sportingu Braga, z którym jest na dobrej drodze do awansu do fazy grupowej Ligi Europy.

Czytaj również -> Ivan Perisić podaje tlen Bayernowi

Pacheta po odejściu z Korony zahaczył się na pół roku w III-ligowym Herculesie Alicante, by następnie wyjechać do Ratchaburi FC (2016-2017), z którym zdobył Puchar Tajlandii. Pomógł mu w tym m.in. Łukasz Gikiewicz. Od lutego 2018 roku Hiszpan jest trenerem Elche CF. W sezonie 2017/2018 wprowadził ten zespół do II ligi.

Awans na koncie ma też Machado - w sezonie 2014/2015 wprowadził do portugalskiej ekstraklasy CD Tondela. Potem pracował w najwyższej lidze jako trener Vitorii Setubal i Belenenses SAD. Jego ostatnie przystanki w karierze to kluby z czołówki II-ligi Academica Coimbra i FC Arouca (aktualnie).

Moniz to obieżyświat. Po zostawieniu Lechii dla TSV 1860 Monachium pracował w Notts Couty, FC Eindhoven, Randers FC, AS Trencin, z którym wyeliminował z Ligi Europy Górnika Zabrze, a od kwietnia prowadzi Excelsior Rotterdam.

Także Straka krąży od klubu do klubu. Po spuszczeniu Arki do I ligi pracował w Slavii Praga, 1.FK Pribram, Slovanie Bratyslawa, egipskich Ismaily SC i Smouha SC, libańskim Al-Ansar, a od kilku miesięcy jest trenerem MFK Karvina.

Nowy świat

Na peryferiach poważnej piłki, ale za to na godnym poziomie, żyją Dragomir Okuka, Besnik Hasi, Romeo Jozak, Drażen Besek, Adam Owen i Jorge Paixao. Ci szkoleniowcy ruszyli na Bliski i Daleki Wschód, gdzie w futbol inwestowane są olbrzymie środki.

Okuka, mistrz Polski z Legią (2002) i następca Petrescu w Wiśle (2006), od 2011 roku - z krótką przerwą na epizod w Vojvodinie Nowy Sad (2018) - pracuje w Chinach. Prowadził kluby ekstraklasy, z Jiangsu Sainty sięgnął nawet po wicemistrzostwo kraju, zostając trenerem roku (2012). Aktualnie jest szkoleniowcem III-ligowego Kunshan FC.

Już rok przed nim do Państwa Środka wyjechał Besek. Trener, który w sezonie 2003/2004 awansował z Zagłębiem Lubin do ekstraklasy, pracuje teraz w akademii Shanghai Shenshua. W Hebei China Fortune zatrudniony jest natomiast były opiekun Lechii (2017/2018) Owen. Z drugą drużyną Shenzhen FC pracuje z kolei Paixao - który jako trener Zawiszy Bydgoszcz (2013) połamał sobie na ekstraklasie zęby.

Dobrze ustawili się też Jozak i Hasi. Trenerzy, których nazwisk przy Łazienkowskiej 3 lepiej nie wymawiać, żyją jak pączki w maśle. A raczej w ropie. Pierwszy jest selekcjonerem Kuwejtu, a drugi od roku prowadzi saudyjski Al-Raed. Tak miękko nie wylądował Dean Klafurić, którego do Legii sprowadził Jozak, a któremu Dariusz Mioduski rok temu powierzył misję wprowadzenia warszawian do Ligi Mistrzów. Klafurić realizuje się teraz w II-ligowym NK Hrvatski Dragovoljac.

Ciekawie układają się losy Roberta Maaskanta, który w 2011 roku poprowadził do mistrzostwa Wisłę. Po odejściu z Reymonta 22 bez większych sukcesów pracował w FC Groningen, Dinamie Mińsk, NAC Breda i GA Eagles. W 2017 roku, po tym jak spadł z Eredivisie rok po roku z NAC i Eagles, ogłosił zakończenie kariery i pożegnanie z futbolem. Pół roku później zmienił zdanie, zostając dyrektorem sportowym Almere City. Od lipca jest natomiast trenerem VVV Venlo, w którym zatrudnił go Stan Valckx - ten sam, który załatwił mu angaż przy Reymonta 22.

Praca u podstaw

Cudzoziemcem z największym nazwiskiem, jakie kiedykolwiek przewinęło się przez polską ligę, jest bez wątpienia Jose Maria Bakero. CV Hiszpana jest nawet okazalsze od tego, którym legitymuje się Petrescu, ale jako trener radzi sobie zdecydowanie słabiej od Rumuna.

Wybitny pomocnik barcelońskiego "Dream Teamu" Johana Cruyffa jako szkoleniowiec praktycznie nie zaistniał. Krótko prowadził meksykański Puebla FC (1999), potem zaliczył trenerskie epizody w Maladze B (2005) i Realu Sociedad San Sebastian (2006).

Tymczasem w listopadzie 2009 roku Józef Wojciechowski niespodziewanie zatrudnił go w Polonii Warszawa. Nie był to dobry ruch, ale magia nazwiska zadziałała. Gdy dziesięć miesięcy później ekscentryczny właściciel Czarnych Koszul pogonił go z Konwiktorskiej 6, Bakero szybko zakotwiczył w będącym wówczas mistrzem Polski Lechu Poznań, który prowadził do lutego 2012 roku.

Takiej szansy jak w Polsce, 30-krotny reprezentant Hiszpanii nie dostał już nigdzie. Potem pracował krótko w peruwiańskim Juan Aurich Chiclayo (2012-2013) i rozstał się z zawodem trenera. Był dyrektorem sportowym w Deportivo La Guaira, a w lipcu 2017 roku wrócił do Barcelony i pracuje u podstaw. Wraz z Guillermo Amorem zarządza bezpośrednim zapleczem pierwszej drużyny - jest odpowiedzialny za III-ligowe rezerwy oraz drużyny U-19 i U-18.

Czy polscy trenerzy zaczną w najbliższym czasie pracować w klubach z mocniejszych zagranicznych lig?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×