Jest twardy, zdecydowany. I szczery jak mało kto. Mówi tak jak myśli, a nie to, co wypadałoby powiedzieć, bo ludzie chcieliby to usłyszeć. Nie kalkuje, nie uprawia sztucznego PR-u. Kibicom się nie podlizuje. Nie kadzi im. Wręcz przeciwnie, wyraził się bardzo dosadnie o ich zachowaniu, gdy na własnym stadionie wygwizdali schodzącego z boiska Kulenovicia. A przecież jeszcze nie tak dawno był w Legii trener, który dawał kibicom kasę "na oprawy" i czekał na pozdrowienia z trybun.
Aleksandar Vuković jest inny. Płynie pod prąd, jeśli uważa, że to jest dobre dla drużyny. Legia ma w końcu trenera, który stawia sprawy jasno i prosto. Nie kluczy, nie mija się z prawdą. Nie ma kłopotu z szanowaniem innych, jak to było za jego poprzednika z Portugalii.
Vuković nie dostał zaufania na kredyt, na który przecież jako wieloletni legionista całkowicie zasługiwał. Musiał przejść przez "piekło wątpiących", takich co to kwestionują czyjś warsztat, choć sami nie mają o tym bladego pojęcia. Musiał udowadniać, że nie jest wariatem, że nie faworyzuje jednego piłkarza kosztem innego. Niechętni Serbowi nie chcieli zauważyć, że drużyna robi postęp, i to latem, w okresie, gdy w ostatnich sezonach zdychała i na jej grę nie dało się spokojnie patrzeć.
ZOBACZ WIDEO "Druga połowa". Carlitos pożegnał się z Legią. "Nie wszystkich da się zmusić do zmiany zachowań"
Nie ma sensu pisać laurki, bo "Vuko" to facet z krwi i kości. Jak mu się zagotuje w żyłach bałkańska krew, to nie patrzy na konsekwencje. Ostatnio "ulało" się trenerowi Legii, kiedy na konferencji prasowej po zwycięskim meczu z Rakowem, powiedział wyraźnie poruszony: - Nie oczekuję, że ktoś zauważy, że Vuković - oszołom od atmosfery w szatni, debil, robi sensowne rzeczy. Ale też nie pozwolę, by teraz ludzie zaczęli robić ze mnie debila, bo nie wystawiłem Jarka Niezgody od początku z Rangersami - wypalił.
Miał o tyle rację, że każdy trochę lepiej zorientowany kibic niby powinien wiedzieć, że to Vuković zawsze stawiał na Niezgodę ("u Sa Pinto był schowany głęboko w szafie"), ale nie był w stanie wystawić go od początku w Glasgow, bo przecież chłopak dopiero wracał do pełni sił po kolejnej kontuzji. Tyle, że kibice szukali alternatywy dla Kulenovicia. To jego nie chcieli, a czy będzie grał Niezgoda czy Carlitos, wszystko jedno.
Kwestia Kulenovicia urosła do takich rozmiarów, że rozsądniej było go sprzedać do Dinama Zagrzeb, bo tu miałby stale pod górę. - Lepiej dla niego, bo może tam zostanie lepiej potraktowany. Pytano mnie kiedyś, czemu gracze z Bałkanów odchodzą za większe pieniądze niż z Polski. Może m.in. dlatego, że nie gwiżdże się na nich gdy mają 19 lat, rozumie młodych graczy i daje im czas. Są tam warunki atmosferyczne, ale i życiowe. Nie jest tak negatywnie... - mówił Vuković. I coś w tym jest - kibic cierpliwości nie ma za grosz. Ma być wynik i gole, tu i teraz. I trener ma wystawiać Carlitosa, nawet jeśli Legia z nim w składzie żadnego tytułu nie wygrała.
Zobacz także: Carlitos skomentował odejście z Legii. "To nie był dobry moment na taką decyzję"
Myślę, że "Aco" generalnie ma rację, ale niepotrzebnie odnosi się do negatywnych treści części dziennikarzy i części kibiców. Lepiej stosować w takim przypadku zasadę: "psy szczekają, karawana idzie dalej". Rozsądny kibic będzie widział pracę jaką wykonał Serb z tą drużyną i że to zmierza w sensownym kierunku, niezależnie od przegranej z Rangersami. I od tego, że raz na jakiś czas Legia straci punkty w lidze. Liczy się to, co jest istotne w dłuższej perspektywie.
Ale kibicom trzeba lepiej tłumaczyć co się dzieje z drużyną i dlaczego dokonuje się takich, a nie innych wyborów personalnych. I dlaczego ten Carlitos nie grał? Vuković świetnie to zrobił w programie "Sekcja Piłkarska" na sport.pl. - Od meczu ze Śląskiem drużyna złapała rytm i zaczęła wyglądać na boisku tak, jak tego oczekuję. W konsekwencji następny mecz zespół zagrał w podobnym ustawieniu, zresztą tak jak i kolejne mecze - tłumaczył trener Legii.
Carlitos zaczynał sezon jako cofnięty napastnik, taka "dziesiątka", grający za wysuniętym napastnikiem. Później w tym miejscu boiska zastąpił go Walerian Gwilia i to był trafna decyzja trenera. Gruzin napędzał ataki Legii, rozrzucał piłkę do skrzydeł, albo sam kończył akcje strzałami i zdobywał gole. W jego grze widać było troskę o dobro drużyny, której często nie dało się zobaczyć w przypadku Carlitosa. On najczęściej sam chciał akcję kończyć.
Jest jeszcze jedna kwestia - posłuch. Gdy się zarządza grupą ludzi, tak jak trener (ale i kierownik albo dyrektor w pracy) to zasady muszą być jasne: szef jest jeden. Jak się nie przestrzega tej reguły to trudno liczyć na sukces. Wtedy każdy ciągnie w swoją stronę, chce jak najwięcej ugrać dla siebie. A dla zespołu gra tylko do tego momentu, do którego jest to zbieżne z jego interesami.
Pytany o to, co się stało latem, że Carlitos wypadł z łask trenera, Vuković potwierdza to, o czym wcześniej tu pisałem: - Nastąpiła weryfikacja końcówki sezonu, o której nikt nie chce pamiętać. Ile Carlitos strzelił bramek w rundzie finałowej poprzedniego sezonu? W siedmiu meczach zdobył dwie bramki. Jedną z Cracovią z karnego w pierwszym meczu i drugą w ostatnim z Zagłębiem Lubin, gdy graliśmy już o pietruszkę. Tamten układ nie funkcjonował. Graliśmy o mistrzostwo Polski z Piastem Gliwice, z Lechem, z Lechią, z Pogonią i tych meczów nie byliśmy w stanie wygrać.
Zobacz także: Kontuzja Jakuba Błaszczykowskiego. Miesiąc pauzy kapitana Wisły Kraków
Tak przegraliśmy tytuł. Tymczasem nadal funkcjonuje obraz, że jest w Legii piłkarz nie do ruszenia. I to jest dla mnie niezrozumiałe. Dzisiaj są pytania dlaczego Carlitos nie zagrał w Glasgow z Rangersami. On tam nie miał prawa zagrać. Kilka dni wcześniej chciałem go sprawdzić w meczu z ŁKS w pierwszej jedenastce, ale on sam zadeklarował, że lepiej dla niego będzie jak on nie zagra, bo dopina transfer. Na boisko w Łodzi wyszedł Niezgoda i strzelił dwie bramki. To co ja miałbym w Glasgow powiedzieć, że pierwszeństwo ma Carlitos, który już jest do dyspozycji? To byłoby niesprawiedliwe. Czy to jest mój upór? Nie, to zwykłe zarządzanie drużyną - kończy trener Legii.
Vuković w tamtym wywiadzie zadeklarował, że jeszcze liczy na Carlitosa. Ale Hiszpan sam się poddał, odfrunął do Emiratów. Oddał Legię walkowerem, co pokazało jak bardzo wierzył w siebie i jak bardzo chciał zostać na Łazienkowskiej.
Nie taki oszołom od atmosfery ten "Vuko". Po prostu porządek robi.