Wszyscy pamiętają jeszcze niesamowity sezon 2015/16, kiedy to miała miejsce jedna z największych sensacji w historii Premier League. Tytuł mistrzów Anglii zdobyli piłkarze Leicester City. Wówczas jasnym jednak było, że najprawdopodobniej był to jednorazowy wyskok. Wypadkowa złotego pokolenia "Lisów" oraz niedyspozycji gigantów. I tak też się stało. Kolejny sezon Leicester skończyło dopiero na 12. miejscu, dwa następne natomiast na 9.
Czytaj także: Transfery. Manchester United szykuje wzmocnienia. Rosjanin Aleksandr Sobolew pod obserwacją
Taki stan rzeczy nikogo jednak nie zadowalał. Pracę tracili kolejni menadżerowie, aż wreszcie, w trakcie ubiegłego sezonu postanowiono zaufać Brendanowi Rodgersowi. To okazało się strzałem w przysłowiową dziesiątkę. Odkąd Leicester objął Rodgers, lepiej w całej Premier League punktują jedynie City oraz Liverpool. Chelsea, Tottenham, Manchester United czy Arsenal mogą jedynie z zazdrością patrzeć na dorobek podopiecznych północnoirlandzkiego szkoleniowca.
Dla samego menadżera starcie z Liverpoolem będzie wyjątkowe. W przeszłości Rodgers przez ponad 3 lata prowadził zespół "The Reds". I choć nie można powiedzieć, że był to czas stracony, to jednak Liverpool wówczas nie odniósł żadnego znaczącego sukcesu, a sam Rodgers z czasem zaczął coraz gorzej dogadywać się z właścicielem klubu, czego jedną z przyczyn były jego wypowiedzi sugerujące, jakoby ten skąpił pieniędzy na wzmocnienia.
Zobacz jak Mohamed Salah zdobył bramkę w meczu z Leicester City:
Teraz będzie miał idealną okazję, aby się odgryźć byłemu pracodawcy i pokazać, że decyzja o jego zwolnieniu była przedwczesna. Liverpool jest o krok od zapisania się w historii Premier League. Podopieczni Juergena Kloppa wygrali ostatnich 16 ligowych spotkań z rzędu. To zaledwie o 2 mniej, niż wynosi rekord Manchesteru City. I choć wydaje się, że Leicester jest na straconej pozycji, zwłaszcza grając na wyjeździe, to należy pamiętać, że to właśnie Lisy są ostatnią drużyną, która zdołała wywieźć ligowe punkty z Anfield. W styczniu zremisowali z "The Reds" 1:1.
Czytaj także: Liga Mistrzów. Stanowcza reakcja Juergena Kloppa. "W takiej sytuacji opuściłbym klub"
Samo Leicester wydaje się być dziś dużo silniejszą drużyną i to nawet pomimo faktu, że latem wyjęto z niej kluczową postać w osobie Harry'ego Maguire'a. Póki co, Anglika bardzo dobrze zastępuje Caglar Söyüncü. Dodatkowo sporo do drużyny wniosły dwa letnie zakupy - Ayoze Perez oraz Denis Praet. Dziś drugiej linii Lisom zazdrościć mogą nawet niektóre zespoły z TOP6. W środku pola szaleją przede wszystkim Youri Tielemans oraz James Maddison. Już teraz obu łączy się z transferami za grube miliony do czołowych klubów.
Że Liverpool da się złamać pokazał w środku tygodnia Red Bull Salzburg. Austriacy pomimo iż przegrywali już 0:3 zdołali odrobić straty. I choć finalnie i tak to Anglicy byli górą, to na pewno tamto spotkanie może napawać optymizmem podopiecznych Rodgersa. Jeżeli "The Reds" ponownie zagrają na tyle niefrasobliwie w obronie, to może mieć to dla nich tragiczne skutki.
Lisy są bowiem w zabójczej formie strzeleckiej. W 3 ostatnich kolejkach zdobyły aż 11 bramek, po drodze pokonując między innymi Tottenham. Jeżeli teraz okażą się pierwszą drużyną, która w tym sezonie urwie punkty drużynie z Anfield Road, to trzeba będzie zacząć naprawdę poważnie rozmyślać, czyje miejsce mogą zająć w czołowej szóstce ligi.
Spotkanie Liverpool - Leicester City rozpocznie się 5.10 o 16:00. Transmisję z tego meczu prowadzić będzie Canal+ Sport 2.