PKO Ekstraklasa. Wisła Kraków - Arka Gdynia. Paweł Brożek: Brak mi słów. Zbliża się katastrofa

- Nasza sytuacja robi się katastrofalna. Trzeba sobie powiedzieć szczerze, że jeśli nie zaczniemy punktować, to spadniemy - mówi Paweł Brożek. Wisła Kraków przegrała po raz siódmy z rzędu i wylądowała na samym dnie tabeli PKO Ekstraklasy.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Paweł Brożek WP SportoweFakty / Leszek Stępień / Na zdjęciu: Paweł Brożek
Osiem spotkań bez wygranej, siedem porażek z rzędu, 303 minuty bez strzelonego gola i 664 minuty bez bycia na prowadzenia - Biała Gwiazda jest w tej chwili najgorszym zespołem PKO Ekstraklasy i zamyka ligową tabelę.

Przegrywając w sobotę z Arką Gdynia (0:1), drużyna Macieja Stolarczyka wyrównała niechlubny rekord klubu pod względem kolejnych porażek w lidze, który został ustanowiony na początku sezonu 2016/2017. Tak czarnych serii Wisła nie miała nawet, gdy w sezonach 1963/1964 i 1984/1985 spadała z ekstraklasy.

Nadciąga katastrofa

A przecież w międzyczasie krakowianie odpadli też z Pucharu Polski z II-ligowymi Błękitnymi Stargard. To już dziewięć gier bez zwycięstwa i osiem porażek z rzędu. Przy Reymonta 22 zdają sobie sprawę z nadciągającej katastrofy, ale są bezsilni. Nawet najbardziej doświadczeni wiślacy nie wiedzą, jak zareagować.

ZOBACZ WIDEO: Wisła Kraków w poważnym kryzysie. "Dzieje się coś dziwnego"

- Nasza sytuacja robi się katastrofalna. Mam 36 lat, a takie sytuacje nie są dla mnie łatwe do wyprostowania - mówi Paweł Brożek. - Sytuacja nie jest ciekawa. Trzeba sobie powiedzieć szczerze, że jeśli nie zaczniemy punktować, to spadniemy. Po Legii powiedziałem, że gorzej być nie może. Okazuje się, że może. Nie mam już pomysłu, co mówić w szatni. Po meczu była kompletna cisza - dodaje gorzko najbardziej utytułowany wiślak w historii.

Rafałowi Boguskiemu też brakuje słów: - Naprawdę trudno powiedzieć cokolwiek sensownego. Trudno zebrać myśli. Już po Legii myśleliśmy, że gorzej być nie może, że możemy już tylko się odbić, ale okazuje się, że jest jeszcze zapas "mułu", w którym grzęźniemy.

Bezradni

Pierwsza połowa meczu z Arką była w wykonaniu wiślaków obiecująca. Stworzyli sobie kilka sytuacji, Pavels Steinbors musiał napracować się na linii. Sami krakowianie natomiast nie dopuścili do zagrożenia pod bramką Michała Buchalika. Podopiecznym Stolarczyka werwy starczyło jednak tylko na 45 minut. Po przerwie Arka ich sobie podporządkowała, a z każdym błędem ulatywała z nich pewność siebie. Po stracie gola mecz się dla nich skończył.

- To prawda. Po takiej serii porażek u każdego w głowie jest niepewność w grze. Nawet najprostsze sprawy, jak przyjęcie piłki czy jej odegranie, są problemem. W głowie siedzi tylko to, żeby nie zrobić błędu, bo za chwilę może coś się stać. Rywal robi akcję z niczego, zdobywa bramkę i nie jesteśmy w stanie już nic zrobić - komentuje Boguski.

Czytaj również -> Arka na powierzchni,  Wisła płynie do I ligi

- Po stracie bramki odpłynęliśmy i nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Do jej straty stwarzaliśmy sobie sytuacje i myślę, że gdybyśmy strzelili jako pierwsi bramkę, to byśmy wygrali, ale jest stare powiedzenie, że gdy nie strzelasz, to sam dostajesz i tak właśnie było. Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie. Nie wiem, co mamy zrobić, żeby było lepiej - mówi Michał Buchalik.

Nawet "Kuba" nie pomoże

Przy Reymonta 22 wiele obiecywano sobie po powrocie Jakuba Błaszczykowskiego, który przeciwko Arce zagrał po raz pierwszy od dwóch miesięcy. Kapitan Wisły zaczął mecz na ławce, a na boisku zameldował się w 68. minucie. Nim jednak zdążył wziąć udział w akcji ofensywnej, Biała Gwiazda przegrywała 0:1. Potem nie był w stanie dźwignąć zespołu.

Brożek przytomnie zauważa, że kibice Wisły nie mogą opierać wiary w utrzymanie na samym Błaszczykowskim: - To jest złudne. My nie wyglądamy dobrze jako drużyna, jako całość. Przebłyski, które niektórzy mają na boisku, nie wystarczają nawet do tego, żeby nawet zdobyć bramkę. Czeka nas ciężka praca.

Doświadczony napastnik zwraca uwagę na fakt, że piłkarze mają problem z realizowaniem nakreślonego przez trenera planu taktycznego: - Arka nas niczym nie zaskoczyła, ale to my zaczęliśmy inaczej, niż planowaliśmy. Od razu mieliśmy wyjść wysoko, pressingiem, a nie graliśmy tego. Dopiero od dziesiątej-piętnastej minuty zaczęliśmy grać to, co było zaplanowane. W przerwie trener powiedział, że wychodzimy wysoko na rywali, a później boisko zweryfikowało nasze plany.

Czytaj również -> Geworgian - reprezentant z bazaru

W Wiśle jest kilku graczy, którzy pamiętają czarną serię z sezonu 2016/2017. Wtedy jednak mieli ją na początku rozgrywek, między 2. a 8.  kolejką, a po pierwszej rundzie byli na 10. miejscu z 18 punktami na koncie. Teraz w połowie sezonu zasadniczego zamykają ligową tabelę.

- Jesteśmy w fatalnej sytuacji i choć dwa sezony temu byliśmy w podobnej, to teraz jest jeszcze gorzej - zauważa obecny wtedy w Wiśle Buchalik i dodaje: - Potrzebujemy punktów jak tlenu i nie wiem czy to dla nas dobre, że teraz jest przerwa na kadrę.

- Spadek jest realny. Nie ma dla nas żadnych tłumaczeń, że jest jeszcze dużo meczów, że jeszcze jest coś do wygrania. Liczy się tu i teraz - kończy Boguski.

Czy Wisła Kraków spadnie z PKO Ekstraklasy?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×