Łukasz Gikiewicz i rumuńska Barcelona: Kontrakt rozwiązany. Trener nie miał nic do gadania

Łukasz Gikiewicz niespodziewanie trafił do rumuńskiej Barcelony i niespodziewanie z niej wyleciał. - Umowa jest rozwiązana. To decyzja właściciela, trener nie miał nic do gadania - mówi nam piłkarz. - Jest ofiarą prezesa - komentują w Bukareszcie.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
Łukasz Gikiewicz Archiwum prywatne / Łukasz Gikiewicz / Na zdjęciu: Łukasz Gikiewicz
Jacek Stańczyk z Bukaresztu

Gdy napastnik Łukasz Gikiewicz w sierpniu podpisywał kontrakt z klubem FCSB Bukareszt (dawna Steaua Bukareszt), właściciel drużyny Gigi Becali opowiadał z rozbrajającą szczerością, że nie ma pojęcia, kim jest ten piłkarz. - Ktoś mi go polecił. Ma 31 lat, ale nie wiem, jak się nazywa.

Gdy dwa miesiące później ten sam Becali zabierał Polakowi służbowe auto Kia i kazał przesiąść się do starego Matiza, wyrzucał z drużynowej grupy na WhatsApp’ie i zakazał trenować z pierwszym zespołem, doskonale wiedział, kogo chce się pozbyć.

Legenda bez nazwy

Steaua Bukareszt jest legendą europejskiej piłki, 26-krotnym mistrzem Rumunii. To drużyna, która wygrywała Puchar Europy (1986 rok) i Superpuchar Europy (1987 rok). W latach 90. władzę przejął w nim kontrowersyjny oraz budzący skrajne emocje polityk i biznesmen, milioner George "Gigi" Becali.

ZOBACZ WIDEO: Losowanie Euro 2020. Kibice reprezentacji Hiszpanii podzieleni przed mistrzostwami? "Mieszkaniec Bilbao się na mnie obraził"
To człowiek, który potrafił legendę rumuńskiej piłki Gheorghe Hagiego zwolnić ze stanowiska trenera po dwóch miesiącach, bo ten nie chciał wystawiać podanego przez niego składu. Becali dowodził też klubem z celi, gdy siedział w więzieniu za korupcję przy sprzedaży państwowych gruntów.

Kiedyś nie podobało mu się, że piłkarz Mihai Costea spotyka się z celebrytką Danielą Crudu. Więc opowiadał, że prezenterka telewizyjna jest prostytutką. A gdy polski obrońca Łukasz Szukała przeciętnie zagrał w pierwszym meczu dla Steauy, Becali chciał go "wtrącić do więzienia".

Kilka miesięcy temu stwierdził, że jeśli będzie musiał założyć drużynę kobiecą, to rzuci futbol. Bo jego zdaniem kobiety są stworzone do bycia pięknymi i atrakcyjnymi dla mężczyzn, a nie do kopania piłki.

Z drugiej strony okazywał się dobroczyńcą. W 2005 roku, kiedy Rumunia tonęła w powodzi wybudował dla poszkodowanych ponad 200 domów.

Steaua była klubem założonym przez wojsko, armia rządziła nim przez dziesięciolecia. Do niej należała nazwa, logo, barwy. Becali pokłócił się z generałami, mundurowi zażądali, aby klub już nie używał nazwy Steaua, ani jego znaków. Po trwających kilka lat przepychankach, od 2017 roku klub używa nazwy FCSB.

Milion boisk i kościół w budowie

Gdy Łukasz Gikiewicz niespodziewanie trafił do tego potentata, był zachwycony. - Tu jest jak w Barcelonie. To najwyższa europejska półka. Mają "milion" boisk. Jest np. boisko tylko dla bramkarzy, tylko dla napastników, po 15-20 metrów, tylko żeby finalizować wrzutki. W klubowej restauracji jest trzech kucharzy, każdy dostanie to, na co ma ochotę: potrawy z glutenem albo bez, wegetariańskie, mięsa, ryby. Hotele, miejsca do odpoczynku - wszystko top. Ośrodek treningowy jest poza centrum. Mamy spokój, ciszę. A teraz prezydent buduje tam nawet kościół - opowiada nam zawodnik.

On sam dużo w życiu widział, w Polsce ma opinię piłkarza - podróżnika. To mistrz Polski ze Śląskiem Wrocław (2012), potem grał na Cyprze, w Kazachstanie, w Bułgarii, Arabii Saudyjskiej, Tajlandii, Jordanii (też zdobył tu mistrzostwo). Zanim trafił do FCSB, przeżył latem transferowe kuriozum. Dogadał się z innym rumuńskim klubem Gaz Metan Medias, a potem kontakt się urwał. Gikiewicz sam więc pojechał do klubu, po czym okazało się, że pod otrzymanym adresem niczego nie ma. Gdy już odnalazł siedzibę, usłyszał, że nic tam po nim i u nich na pewno nie zagra. Walczy teraz z Gaz Metanem przed piłkarskimi sądami. Tutaj czytaj więcej o tym transferowym kuriozum.

Kilka tygodni później wylądował w Bukareszcie, bo znajomy trener z Jordanii polecił go na przyjęciu Gigi Becaliemu. - Musiał wiedzieć, jak się nazywam. Choć to prawda, że to wiceprezydent FCSB pilotował transfer i dał zielone światło - wyjaśnia napastnik.

Polak podpisał roczną umowę. Sam, bez agenta, bo jak mówi, nie potrzebuje, żeby ktoś go trzymał za rękę w biurze prezydenta. Najważniejsze, że szybko zaczął grać.

Opowiada: - Przez prawie 2 miesiące przygotowywałem się w Splicie z trenerem przygotowania fizycznego. I gdy przyjechałem do Bukaresztu, to po kilku dniach grałem już w meczu z Astrą Giurgiu. W pierwszym składzie, miałem asystę, ale niestety przegraliśmy. Zagrałem w sumie w pięciu meczach, miałem 2 asysty. Przebiegałem prawie 12 kilometrów w meczu, miałem jeden z lepszych wyników w drużynie w sprintach. Sam sobie udowodniłem, że stać mnie na granie na wysokim poziomie. I to w Europie.

Dwa miesiące później, Gigiemu Becaliemu odwidziała się dalsza współpraca z Polakiem.

Wyrzucony jak z gry komputerowej

Emanuel Rosu, dziennikarz z Bukaresztu, wyjaśnia absurd całej sytuacji: - Ściągnięto go w momencie kryzysu. I spisał się dobrze, miał dobre statystyki, był bardzo zaangażowany i kibice go lubili. Jednak Becali nie ma jasnej strategii dotyczącej zatrudniania piłkarzy. Jest jak gracz Football Managera (gra komputerowa polegająca na zarządzaniu klubem), nie potrafi przestać wymieniać zawodników. I Łukasz stał się ofiarą tej polityki. Becali chciał nowych piłkarzy, więc powiedział Gikiewiczowi, że nie będzie już w pierwszym zespole.

Zabrał Polakowi auto Kia i kazał jeździć starym Matizem. Zabronił Gikiewiczowi rozmów z kolegami na grupie WhatsApp. Zabronił mu treningów z pierwszą drużyną. Polak więc uznał, że nie będzie marnował czasu, spakował się i 27 września wyjechał do Chorwacji (jego żona jest Chorwatką).

Dziś w rozmowie dobrze zastanawia się nad każdym słowem, wielu nie może jeszcze wypowiedzieć. Bo każde z nich może być wykorzystane przeciwko niemu. Poszedł oczywiście do FIFA.

Mówi tylko: - Od końca września mój kontrakt jest rozwiązany. Z powodu nierespektowania warunków umowy ze strony klubu. Wszystko jest przekazane do odpowiednich organów. To decyzja właściciela, trener (Bogdan Vintila - dop. WP) nie miał nic do gadania.

Klub oficjalnie nie poinformował jednak o rozstaniu z zawodnikiem.

Gikiewicz o Becalim opowiada kurtuazyjnie: - Na pewno pozytywna, bardzo barwna postać. Jestem w stu procentach pewny, że bez niego futbol w Rumunii nie byłby taki, jaki jest. Ładuje w niego olbrzymie pieniądze.

Piłkarz jest teraz w Dubaju, trenuje tam indywidualnie. Potrzebował spokoju, słońca i miejsca, gdzie odpocznie też jego rodzina.

- Do nowego klubu mogę trafić od 1 stycznia. Dlatego trenuję sam. Wierzę, że jestem gotowy na Europę, pokazałem w Bukareszcie, że dam radę. Nie wykluczam żadnego kierunku. Wszędzie jestem w stanie grać i się dogadać. Jeżdżę po świecie, poznaję języki, ludzi. To wszystko są wartości dodane, to zostaje. Już trzeba przecież myśleć, co będzie po piłce.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×