Liga Mistrzów. FC Barcelona znajdowała sposób na Polaków

Zdjęcie okładkowe artykułu: Getty Images /  / Na zdjęciu: Robert Lewandowski na tle piłkarzy Barcelony
Getty Images / / Na zdjęciu: Robert Lewandowski na tle piłkarzy Barcelony
zdjęcie autora artykułu

Niewielu polskich piłkarzy dobrze wspomina spotkania z Barceloną, także Robert Lewandowski. Mimo wyrównanych gier, również nasze kluby nigdy nie zdołały wyeliminować Blaugrany z pucharów. Nie oznacza to jednak, że nie zapisaliśmy się w jej historii.

FC Barcelona a sprawa polska

Choć nigdy w jej barwach nie wystąpił Polak, w historii Barcelony nie brak związków z naszym krajem. Kluby znad Wisły toczyły z Dumą Katalonii boje w europejskich pucharach, raz reprezentant Polski niemal w pojedynkę rozbił wielki Dream Team Johana Cruyffa, a i otwarcie legendarnego Camp Nou wiąże się z Polską.

We wtorek naprzeciwko Blaugranie staną Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik z SSC Napoli. Z tej okazji przypominamy sytuacje, w których Polacy odegrali ważną rolę w historii mistrza Hiszpanii.

Reprezentacja Warszawy otworzyła Camp Nou

Dziś to jeden z najbardziej rozpoznawalnych stadionów na świecie. Camp Nou jest od 1957 roku domem Barcelony. Niewiele osób pamięta, że w meczu otwarcia obiektu katalońska drużyna zmierzyła się z reprezentacją Warszawy.

- FC Barcelona zaprosiła Legię. Działacze obawiali się jednak, że wyjazd klubowy mógłby zakończyć się wstydem na całą Europę, dlatego wysłano reprezentację Polski. Następnie uznano, że taka zmiana byłaby nie fair w stosunku do gospodarzy, więc zespół wystąpił pod szyldem reprezentacji Warszawy, z herbem Syrenki na koszulkach - tłumaczył TVP kustosz muzeum Legii, Wiktor Bołba.[url=/pilka-nozna/871327/premier-league-liverpool-fc-west-ham-angielskie-media-pisza-o-bledzie-lukasza-fa]

[/url] 24 września 1957 roku reprezentacja Warszawy przegrała z Barceloną 2:4, na stałe zapisując Polskę w historii jednego z największych klubów świata.

Lech i Legia z Barceloną jak równy z równym

Dziś wydaje się to nieprawdopodobne, ale pod koniec lat 80-tych polskie kluby walczyły z Barceloną jak równy z równym. Zarówno Lechowi Poznań jak i Legii Warszawa zabrakło naprawdę niewiele, żeby wyeliminować rywali z europejskich pucharów.

Najpierw o włos był od tego Lech. W 1988 roku zmierzył się z Barcą w II rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów. Pierwszy mecz na Camp Nou zakończył się remisem 1:1, po 120 minutach rewanżu na tablicy wyników rezultat był taki sam. Zarządzono rzuty karne.

W nich Barca, mająca w składzie takie gwiazdy jak Gary Lineker, Salinas czy Begiristain była o jeden strzał od porażki. Lechowi zabrakło tylko gola Bogusława Pachelskiego.

Rok później wyrównany dwumecz z Barceloną rozegrała Legia. Podobnie jak lechici, zremisowała na wyjeździe 1:1 (po kontrowersyjnych decyzjach sędziego - przyp. red.), by u siebie przegrać 0:1.

ZOBACZ WIDEO: Polska akademia na Zielonej Wyspie. Mariusz Kukiełka otworzył szkółkę w Irlandii

Wielki dzień Romana Koseckiego

30 października 1993 roku był szczególnym dniem w karierze Romana Koseckiego. Tego dnia Atletico Madryt, w którym występował reprezentant Polski, pokonało Barcelonę 4:3, a on został bohaterem.

Choć do przerwy to zespół prowadzony przez Johana Cruyffa, nazywany wówczas Dream Teamem, prowadził aż 3:0, w drugiej połowie wszystko się odwróciło za sprawą Koseckiego.

Strzelił dwa gole i dodał asystę przy zwycięskiej bramce. Poprowadził Rojiblancos do zwycięstwa, a po drugiej stronie byli tacy gracze jak Romario, Ronald Koeman, Michael Laudrup czy Christo Stoiczkow.

To właśnie po tym spotkaniu wspomniany Johan Cruyff miał zażyczyć sobie ściągnięcia Polaka do jego drużyny.

- Mam świadomość, że tym spotkaniem zapisałem się w jakimś stopniu w historii tego klubu i jestem ceniony w Atletico - mówił nam o tym meczu Kosecki (więcej TUTAJ).

Tylko jedno zwycięstwo

Jeśli jeszcze w latach 80-tych polskie kluby mogły rywalizować z Barceloną w pucharach, w XXI wieku Blaugrana odjechała nam o kilka długości.

W pierwszej dekadzie wieku nasze drużyny trzy razy trafiały na Dumę Katalonii w eliminacjach Ligi Mistrzów i za każdym razem odpadały. W 2001 roku Wisła Kraków (3:4 i 0:1), rok później Legia (0:3 i 0:1), a w 2008 roku ponownie Biała Gwiazda.

Z tym że wówczas Wiśle udało się pokonać Barcę 1:0 po golu Clebera, co było sporym sukcesem, nawet jeśli w pierwszym spotkaniu przegrała 0:4. Kilka miesięcy później ta sama drużyna prowadzona przez Josepa Guardiolę stała się objawieniem i nie miała sobie równych w całej Europie.

Pech Wojciecha Szczęsnego

Ponieważ od lat brakuje polskiego piłkarza występującego regularnie w La Liga, w starciach z Barceloną nie mogliśmy oglądać naszych zawodników. Rzadko też występujący za granicą trafiali na Dumę Katalonii w pucharach.

W sezonie 2010/2011 taką okazję otrzymał Wojciech Szczęsny, który jako bramkarz Arsenalu trafił na nią w 1/8 finału Ligi Mistrzów. W pierwszym spotkaniu Polak spisał się bez zarzutu, a Kanonierzy niespodziewanie wygrali 2:1.

Na rewanż polscy kibice czekali z wielkimi nadziejami. Niestety, nasz bramkarz już na początku spotkania doznał kontuzji palca i musiał opuścić boisko. Ostatecznie Arsenal przegrał 1:3 i odpadł z rozgrywek.

Lewandowski w masce

W 2015 roku szansę na wyeliminowanie Barcelony miał Robert Lewandowski. Jego Bayern trafił na Blaugranę w półfinale Ligi Mistrzów. Kibice Bayernu liczyli, że Polak poprowadzi niemiecki zespół do triumfu, jednak zadanie miał bardzo utrudnione.

Otóż na kilka dni przed pierwszym spotkaniem na Camp Nou Lewandowski doznał urazu twarzy. Napastnik miał złamany nos i uraz kości szczęki, przez co wybiegł na boisko, ale w specjalnej masce.

Na pewno nie pomogło to Polakowi, który zmarnował jedyną stuprocentową szansę Bayernu na gola, a ostatecznie gospodarze rozbili Bawarczyków aż 3:0 po koncercie gry genialnego Leo Messiego.

W rewanżu Bayern nie zdołał odrobić strat, Lewandowskiemu pozostał na pocieszenie strzelony gol na 2:2.

- To był trudny moment, mam nadzieję, że nigdy nie będę musiał już do tego wracać - tak później nasz rodak wspominał grę ze specjalną maską na twarzy.

Czytaj także: Angielskie media przejechały się po Łukaszu Fabiańskim

Źródło artykułu:
Komentarze (1)
avatar
grzesb
25.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ja pamiętam mecz Wisły z Barceloną. Z 2001r. Rivaldo jak wbiegł w pole karne to tam 4 czy 5 kiwnął jak dzieciaczków ;)