W spotkaniu z Górnikiem Zabrze (4:1) 17-latek wyszedł w podstawowym składzie już po raz czwarty tej wiosny i spędził na boisku 66 minut. Jeszcze gdy klub podawał wyjściowe zestawienie na wtorkową potyczkę, obecność w nim młodego wychowanka nikogo nie mogła dziwić, bo wcześniej przebojem wywalczył miejsce w zespole Dariusza Żurawia i radził sobie bardzo dobrze - bez względu na to czy był ustawiany na swojej nominalnej pozycji, czyli prawym skrzydle, czy też na boku obrony.
O śmierci matki Jakuba Kamińskiego klub poinformował po meczu, lecz sam zawodnik wiedział wcześniej, mimo to nie zrezygnował z gry. Dopiero gdy rywalizacja się zakończyła, Lech podał wiadomość o tragedii, jaka spotkała jego wychowanka.
Sport zna już podobne historie, ale mało który piłkarz byłby w stanie rozegrać bezbłędny mecz, dźwigając na swych barkach tak ogromny ciężar. Kamiński ma zaledwie 17 lat, wciąż jest na bardzo wczesnym etapie przygody z futbolem, lecz we wtorek przeżył gorzkie doświadczenie, które zapamięta pewnie do końca kariery.
Krótko po meczu z Górnikiem dotarła do nas smutna wiadomość o śmierci mamy Kuby Kamińskiego. Dziś wyszedł na boisko i dał z siebie wszystko, a kolegów z szatni poinformował o tym dopiero po końcowym gwizdku.
— Lech Poznań (@LechPoznan) March 3, 2020
Kamyk, wyrazy współczucia od całej niebiesko-białej rodziny. pic.twitter.com/JC0qzgoD5p
Tuż po spotkaniu zawodnik otrzymał od klubu wolne i pojechał na Górny Śląsk. To stamtąd pochodzi, a do akademii "Kolejorza" przeniósł się latem 2015 roku z Szombierek Bytom.
- Przez ostatnie pół roku zrobiłem ogromny postęp - mówił niedawno Kamiński, pytany o swoje rewelacyjne wejście do pierwszej drużyny. Czas pokazał, że ten postęp był nie tylko sportowy, ale także mentalny. Niewielu na jego miejscu poradziłoby sobie w tak ciężkiej sytuacji.
ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze