Michał Pol: Problemy Juergena Kloppa. Liverpool dopadł kryzys, czy tylko drobna zadyszka?

Czy ubiegłotygodniowa porażka 0:3 z walczącym o utrzymanie Watfordem, kończąca passę Liverpoolu bez porażki w lidze na 44 meczach, to punkt zwrotny, kończący ponad roczną dominację drużyny Juergena Kloppa w Premier League?

Michał Pol
Michał Pol
Juergen Klopp Getty Images / John Powell/Liverpool FC / Na zdjęciu: Juergen Klopp
Czy dwie przegrane do zera na innych frontach - 0:1 z Atletico Madryt w Lidze Mistrzów i 0:2 z Chelsea w 1/8 finału Pucharu Anglii to oznaka głębszego kryzysu i wypalenia tej kadry? Czy tylko normalna zadyszka, która aż dziw, że przy dzisiejszym intensywnym sezonie dopadła "The Reds" dopiero teraz? Wskazówkę da nam sobotni mecz z Bournemouth Artura Boruca.

Niektórzy eksperci chcieli widzieć w meczu z Watfordem "porażkę kontrolowaną". Czyli taką, która pozwoli wreszcie piłkarzom "oczyścić głowy" i zrzucić z siebie presję gonienia rekordu Arsenalu - 49 meczów bez porażki i niepokonanego sezonu, którzy "Iniemamocni" Arsene'a Wengera zaliczyli w sezonie 2003/2004.

Ta pogoń miała bowiem drenować zawodników fizycznie i psychicznie. A Klopp pod jej presją, zamiast wykorzystać 22-punktową przewagą w tabeli do wypoczynku, cały czas wystawiał najmocniejszy skład. Toteż Jerzy Dudek, były bramkarz Liverpoolu w felietonie dla "Przeglądu Sportowego" nazwał wręcz sen o sezonie bez porażki jednocześnie "motywacją i przekleństwem Liverpoolu".

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: dopiero marzec, a bramkę roku już znamy? Fenomenalny wolej!

Trudno jednak nazwać "kontrolowaną" najwyższą przegraną ligowego lidera od grudnia 2015 roku. W dodatku Liverpool wciąż może pobić kilka niesamowitych rekordów, czyli presja wcale nie spada. Po pierwsze nadal może zdobyć najwięcej punktów w sezonie, przebijając 100-punktowe osiągnięcie Manchesteru City (na 10 kolejek przed końcem ma już 79). A także rekord największej liczby zwycięstw w sezonie (Man City - 32, Liverpool już 26), czy rekord punktów przewagi mistrza Anglii nad wicemistrzem (w sezonie 2017/2018 City skończyło sezon z aż 19 pkt. przewagi nad Manchesterem United).

Sam Klopp tłumaczył, że nie tyle boli go strata szansy na rekord, ale strata formy pozwalającej go pobić. - Nie możesz bić kolejnych rekordów tylko dlatego, że chcesz bić te rekordy. Możesz je bić tylko kiedy jesteś w stu procentach skoncentrowany na każdym kolejnym kroku, nieważne w jakiej dyscyplinie startujesz. Gdy chłopcy grali naprawdę dobrze, to wygrywaliśmy, ale w przegranych meczach nie byliśmy wystarczająco dobrzy.

Że to nie żadna wpadka, pokazała choćby nerwowa reakcja niemieckiego trenera, który jak rzadko wykazał się brakiem charakterystycznego luzu. Nie rozśmieszył go żart Gary'ego Linekera, który zapytał na Twitterze, czy trzy porażki w czterech meczach to nie dobry powód do zwolnienia Kloppa. Zbeształ też dziennikarza, który zapytał go podczas konferencji prasowej, czy nie boi się, że jego zawodnicy zarażą się koronawirusem. Jeszcze bardziej rozsierdziło go pytanie co się stanie, jeśli sezon Premier League zostanie unieważniony z powodu pandemii.

Kloppa przede wszystkim musiało zaniepokoić to, że we wszystkich trzech przegranych meczach niemoc dopadła każdą z jego formacji. Gołym okiem widać, że jego piłkarzom brakuje typowej dla Liverpoolu dynamiki, podkręcania tempa, siły pozwalającej stosować agresywny pressing zwłaszcza w ostatnim kwadransie, gdy rywali opuszcza ich własna.

Czy powodem spadku formy Liverpoolu jest zmęczenie materiału? Od 7 grudnia do 15 lutego pierwszy skład "The Reds" rozegrał 17 meczów w ciągu 70 dni, w tym te wyjazdowe podczas Klubowych MŚ. Z drugiej strony przecież piłkarze Kloppa skorzystali z zimowej przerwy w Premier League.

Sam Klopp nie w tym upatruje problemu. - Zmęczenie nie ma tu nic do rzeczy. Jesteśmy w tej samej sytuacji co wszystkie drużyny. To w piłce normalne. Forma to nie jest coś, co możesz brać za pewnik - stwierdził.

Trener największy problem dostrzega nie w braku skuteczności napastników - Roberto Firmino, Sadio Mane czy Mohameda Salaha oraz ich zmienników, jak Divock Origi, który w meczu z Chelsea dostał najgorszą notę ze wszystkich zawodników Liverpoolu w sezonie.

- Szło nam dobrze tak długo, ponieważ znakomicie się broniliśmy. Zwykle w meczach z nami rywal nie ma zbyt wielu szans, niestety w ostatnich czterech spotkaniach straciliśmy absolutnie zbyt wiele bramek. Co gorsza, z zupełnie różnych sytuacji, więc nie jest to jeden problem. Zdajemy sobie z tego sprawę - stwierdził Klopp po odpadnięciu z Pucharu Anglii.

W czterech ostatnich meczach najbardziej szczelna defensywa Europy pozwoliła sobie wbić aż osiem goli. W spotkaniu z Watfordem dwa karygodne błędy popełnili środkowi defensorzy Virgil van Dijk i Dejan Lovren, a rewelacyjny boczny obrońca Trent Alexander Arnold jak junior wyłożył piłkę napastnikowi Watfordu na 0:3.

Z kolei w meczu z Chelsea przy obu bramkach winę ponosił tracący piłkę Fabinho, po którym widać brak formy po przewlekłej kontuzji. W pewnym momencie dał się ośmieszyć 18-letniemu Billy'emu Gilmourowi. Co gorsza jednak wygrał tylko 31 proc. pojedynków w meczu.

Może jego regres formy nie byłby tak widoczny, gdyby u jego boku grał Jordan Henderson. Ale kapitan Liverpoolu w końcówce meczu z Atletico w Madrycie doznał urazu ścięgna podkolanowego. Niegdyś niedoceniany w klubie i wypychany z niego (Brendan Rodgers próbował wymienić go z Fulham na Clinta Dempseya), uznawany za marną kopię Stevena Gerrarda, miotany po różnych pozycjach, u Kloppa wyrósł na prawdziwego lidera. Jest motorem napędowym drużyny, wspomaga każdą formację, przydaje się zwłaszcza przy pressingu.

Jak wyliczył serwis lfc.pl, z nim w składzie stosunek zwycięstw w tym sezonie wynosił 85 procent, bez niego tylko 66,6 procent. Stosunek porażek wzrósł z 8,8 proc. do 25 proc. Liczba strzelonych goli na mecz spadła z 2,09 do 1,92, a straconych wzrosła z 0,73 do 1,75. Tylko w dwóch ostatnich meczach bez niego "The Reds" stracili aż pięć goli, czyli tyle samo, ile w poprzednich 13 z nim na boisku.

- Nie był nieobecny, był w szatni, ale po prostu nie grał. To nie jego brak był powodem przegranej z Watfordem, zawiedliśmy jako drużyna - mówił Klopp.

I zapewnił: - To że ostatni mecz zagraliśmy słabo nie oznacza, że kolejny też będzie kiepski. Tak jak zwycięstwo 5:0 nie oznacza, że kolejny mecz też wygrasz 5:0. Zawsze skupialiśmy się tylko na kolejnym meczu i to się nie zmieni. Jakaś seria się skończyła, a jakiś rekord stał się nieosiągalny nie dlatego, że przestaliśmy chcieć wygrywać. Chcemy nadal - zapowiada przed meczem z Bournemouth.

Michał Pol

Czy Liverpool wygra w sobotę w AFC Bournemouth?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×