Thiago Cionek. Mówili o nim "bandyta"

Getty Images / Gabriele Maltinti / Na zdjęciu: Thiago Cionek (SPAL)
Getty Images / Gabriele Maltinti / Na zdjęciu: Thiago Cionek (SPAL)

Wielu rywali na polskich boiskach uważało Thiago Cionka za "bandytę". We Włoszech jest inaczej, mimo że nadal gra ostro. A obecnie jest tam bohaterem po tym, gdy złapał złodzieja i oddał go w ręce policji.

W tym artykule dowiesz się o:

Twardy, silny, nigdy nie odpuszczał na boisku. Z tego zasłynął Thiago Cionek na boiskach PKO Ekstraklasy, gdy grał dla Jagiellonii Białystok. - Nigdy nie odstawiał nogi. Był jak pitbull, który jak już dorwał swoją ofiarę, to ją do końca trzymał i szarpał - wspominał go Tomasz Frankowski w reportażu "TVP Sport" przed mundialem 2018.

Tak też było w Ferrarze, tylko tym razem na ulicy. Reprezentant Polski nie zawahał się bowiem, by ruszyć za złodziejem. I był szybszy, a kiedy tylko do niego dobiegł, nie było zmiłuj. Przygniótł go swoim ciałem, po czym poczekał na policję.

O zachowaniu piłkarza SPAL pisze cały świat. Jest wiele pozytywnych komentarzy na Twitterze, artykuły na największych światowych portalach podkreślające jego bohaterstwo. Sami Włosi też są zachwyceni wyczynem reprezentanta Polski i nie szczędzą mu pochwał. - Był to gest wielkoduszności i altruizmu, który w tak trudnym momencie stał się jeszcze bardziej wyjątkowy - nie krył Alan Fabbri, burmistrz Ferrary.

A przecież jeszcze kilka lat temu nazywano go "bandytą"...

ZOBACZ WIDEO: Serie A. Thiago Cionek bohaterem we Włoszech. Bohaterski czyn w trudnych czasach

Podczas gry w Polsce Cionek nie miał najwyższych notowań. Utarło się, że jest "rzeźnikiem", który głównie poluje na kości przeciwnika. Chociaż nie był szczególnie często upominany przez sędziów. Liczba jego fauli też nie odbiegała od średniej na pozycji stopera. Zdarzyły mu się jednak bardzo ostre starcia z rywalami, o których było głośno w mediach. A to najsłynniejsze miało miejsce w trakcie spotkania Jagiellonii z Ruchem Chorzów, gdy uszkodził kość jarzmową Andrzeja Niedzielana. "To nie MMA, na tym sport nie polega. Niektórzy jednak nie odróżniają zdecydowanej, bezpardonowej gry od bandytyzmu" - pisał później wściekły poszkodowany na swoim blogu.

W powyższej sytuacji Cionkowi się upiekło, inaczej było w 2011 roku. Wtedy już w całym kraju przyklejono mu łatkę "boiskowego bandyty", gdy w perfidny sposób zaatakował Artura Sobiecha podczas meczu z Polonią Warszawa. Dostał za to czerwoną kartkę od sędziego, 10 tysięcy złotych kary od Komisji Ligi Ekstraklasy oraz 15 tysięcy złotych grzywny i 10 godzin pracy z młodzieżą od klubu. Przeprosił jednak i wyciągnął wnioski, bo później przez ponad 3 lata nie zobaczył ani jednej czerwonej kartki.

Cionek wyjechał do Włoch w 2012 roku, tam zaczął grać bardzo rozważnie. W Padovie dostawał mniej kartek, w Modenie powoli zaczął wracać do poprzedniej średniej. Po transferze do Palermo liczba upomnień znowu spadła. W reprezentacji też nie rzucał się w oczy. - Cały czas jestem taki sam. Zależy, jak kto na to patrzy. Moja pozycja na boisku wymaga zdecydowania, twardej gry i dalej tak będę się prezentował. Od kilku lat jestem we Włoszech, nikt mnie tam nie nazwał brutalem. Wykonuję po prostu swoją pracę - wytłumaczył dziennikarzom podczas Euro 2016.

W SPAL średnia fauli i kartek Cionka wzrosła, stała się największa w dotychczasowej karierze. Po ostatniej sytuacji określenie "bandyta" mu już jednak nie grozi.

Komentarze (0)