Henryk Bolesta zabrał głos. "Nie mam nic wspólnego z konopiami indyjskimi"

Były bramkarz reprezentacji Polski zapewnia, że nie został zatrzymany przez policję. Henryk Bolesta zdradza, że wynajmował swój dom, a policja złapała aktualnych lokatorów, a nie jego.

Robert Czykiel
Robert Czykiel
We wtorek polskie media zelektryzowała informacja o aresztowaniu w Holandii Henryka B. To były bramkarz m.in. Widzewa Łódź i Feyenoordu Rotterdam, który doczekał się także debiutu w reprezentacji Polski. Nasz rodak miał zostać oskarżony o kradzież prądu i nielegalną plantację konopi indyjskiej.

"Super Express" skontaktował się z nim. Polak mówi, że jest niewinny i chce, by w mediach przedstawiano go pełnym imieniem i nazwiskiem, czyli Henryk Bolesta. Zdradził on, że sprawa ma już trzy lata.

Wtedy wynajął swój dom, a po pewnym czasie policja poinformowała go o nielegalnej plantacji konopi indyjskiej, którą zrobili ówcześni lokatorzy. Teraz jeden z dziennikarzy z niewiadomej przyczyny rozdmuchał aferę i przeinaczył istotne fakty.

ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Ciężka sytuacja klubów sportowych. "Ratunkiem może być wprowadzenie odpowiednich przepisów"

- Pokazałem umowę najmu, powiedziałem - zgodnie z prawdą, że nic o tym nie wiedziałem i po temacie. Nikt nie zamykał ani mnie, ani tym bardziej mojej małżonki, którą ten nierzetelny dziennikarz też wmieszał w całą sprawę. Oczywiście od razu zerwałem umowę i ci ludzie musieli się wyprowadzić. Jedyną niedogodnością, jaka mnie spotkała, był fakt, że potem ciężko mi było znaleźć nabywcę na dom, bo ludzie dowiedzieli się, że poprzedni najemca uprawiał tam konopie - tłumaczy 62-latek.

Bolesta odniósł się do jeszcze jednego zarzutu, czyli kradzieży prądu. Tutaj także zapewnia, że jest niewinny.

- Po prostu ci goście, którzy wynajmowali ode mnie dom i prowadzili plantacje konopi, musieli się gdzieś nielegalnie podpiąć i "na lewo" ciągnąć prąd. Policjanci wytłumaczyli mi, że przy hodowli konopi zużywa się bardzo dużo energii. I tyle - dodaje.

Bolesta zdążył już o sprawie zapomnieć i zdziwił się, gdy we wtorek znajomi z Polski zaczęli do niego wydzwaniać. Dziś wiedzie spokojne życie i wraz z synem prowadzi serwis urządzeń AGD.

Piotr Jegor. Śląski "karlus", który zachwycił Real Madryt (wspomnienie) >>

Były pracownik Borussii Dortmund: Klopp zobaczył Błaszczykowskiego i się wściekł >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×