Biebrzański Park Narodowy w płomieniach. Prezes Biebrzy Goniądz o katastrofie na Podlasiu. "To był widok jak z piekła"

- Pomoc państwa przyszła trochę za późno - mówi Konrad Chmielewski. Prezes klubu Biebrza Goniądz, który zaangażował się w pomoc przy pożarze Biebrzańskiego Parku Narodowego mówi nam, jak wygląda najnowsza sytuacja na Podlasiu.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego PAP / Na zdjęciu: pożar Biebrzańskiego Parku Narodowego
Pandemia koronawirusa, a teraz katastrofa ekologiczna. Mieszkańcy województwa podlaskiego od niedzieli 19 kwietnia muszą walczyć nie tylko z rozprzestrzeniającą się po Polsce chorobą, ale też wielkim pożarem Biebrzańskiego Parku Narodowego. Sytuacja jest dramatyczna - oficjalne informacje mówią o spłonięciu 8000 hektarów parku.

Życie straciły tysiące zwierząt, płomienie pochłonęły dziesiątki wyjątkowych gatunków roślin, w walce z żywiołem nie pomaga wiatr i wszechobecna susza. Eksperci ostrzegają, że jeśli pożar potrwa do lata, skutki będą odczuwalne przez dziesięciolecia.

W pomoc strażakom i wszystkim oddanym w ratowanie największego parku w Polsce zaangażowali się mieszkańcy okolicznych miast, a także występujący w czwartej lidze klub piłkarski Biebrza Goniądz.

We wtorek poinformowano o przekazaniu strażakom 300 butelek wody a także przygotowywaniu jedzenia. Ponadto boisko zostało udostępnione dla helikopterów biorących udział w akcji ratowania parku. Prezes klubu Konrad Chmielewski zapowiada, że to nie koniec.

- Robimy, co możemy. W środę dostarczyliśmy wodę, zaledwie kilka godzin temu zawieźliśmy strażakom zupę. Angażujemy się w pomoc razem z Młodzieżowym Centrum Edukacji dla dziewcząt, wszyscy starają się pomagać - mówi nam prezes klubu.

Okazuje się, że także wśród swoich zawodników ma również strażaków. Na dodatek, ochotnikiem tamtejszej straży pożarnej jest wiceprezes. - Dzięki temu wiemy dokładnie, co się dzieje. Właśnie niedawno z nim rozmawiałem. Okazuje się, że pożar przeniósł się w kierunku terenów północnych, tam gdzie wszystko się zaczęło.

- Pojawiły się informacje, że sytuacja się polepsza, jednak nie jest jeszcze różowo. Przed strażakami mnóstwo pracy, żeby ugasić ogień. Nad żywiołem ciężko zapanować, zwłaszcza, że mówimy o torfowiskach. Jeszcze dwa dni temu płomienie sięgały wysokości budynków, widać je było z odległości dwóch kilometrów. W nocy widok był jak z piekła - ujawnia.

Jego zdaniem pomoc od władz rządzących przyszła z dużym opóźnieniem.

- Takie mam wrażenie. Liczba ludzi, którzy musieli sobie radzić z pożarem, była niewystarczająca. Pojawiały się zapewnienia od państwa o zwiększeniu sił w ludziach i kosztach, jednak dopiero od środy sytuacja się poprawiła. Pojawiły się cztery helikoptery, wszystko odbywa się sprawniej.

Goniądz oraz okolice to miejsce, gdzie wiele osób zarabia na agroturystyce. Ich obecna katastrofa dotknie najmocniej. Chmielewski przekonuje o powadze sytuacji:

- Nie dość, że wszyscy jesteśmy dotknięci pandemią koronawirusa, to katastrofa w parku narodowym jeszcze wszystko pogorszy. Rozpoczyna się okres, w którym mieszkańcy zarabiali co roku najwięcej pieniędzy. Teraz jest to niemożliwe - w lipcu odbywał się tutaj festiwal muzyczny "Rock na bagnie" i już został odwołany. A co roku zjeżdżało tutaj po kilka tysięcy osób. Straty pieniężne będą bardzo odczuwalne.

Prezes Biebrzy Goniądz przyznaje, że jak dotąd katastrofa nie dotknęła samego klubu, w którym występowali znani z gry w PKO Ekstraklasie Paweł Sobolewski czy Mariusz Dzienis.

- Jeszcze nas to nie ukłuło, oczywiście mówimy o sytuacji finansowej, nie wstrzymano nam dotacji z urzędu miasta. Skutki katastrofy będą jednak dla nas wszystkich bardzo odczuwalne - kończy.

Maciej Rybus dla WP o sytuacji w Rosji. Czytaj więcej--->>>

Turcy oskarżają polskiego piłkarza. Czytaj więcej--->>>

ZOBACZ WIDEO: Czarny scenariusz dla polskiej piłki. "Koronawirus może spowodować, że niektóre kluby nie dadzą rady"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×