Dariusz Dziekanowski: To była produkcja związkowa

- To była produkcja związkowa, a pokazuje selekcjonera w sytuacjach, które nie powinny mieć miejsca. Miała to być promocja polskiej piłki, a widzimy bluzgającego selekcjonera - mówi Dariusz Dziekanowski, 63-krotny reprezentant Polski.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Dariusz Dziekanowski Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Dariusz Dziekanowski
Pandemia koronawirusa wywróciła wszystko do góry nogami. W normalnych okolicznościach selekcjoner Jerzy Brzęczek właśnie zastanawiałby się, czy grać jednym napastnikiem czy może dwoma. A teraz zastanawia się, czy w 2021 roku w ogóle poprowadzi reprezentację Polski w turnieju o mistrzostwo Europy. Dariusz Dziekanowski, legendarny polski napastnik, uważa, że PZPN postępuje w tej sprawie prawidłowo. Marek Wawrzynowski, WP SportoweFakty: Pandemia koronawirusa stworzyła ciekawą sytuację w polskiej kadrze. Selekcjonerowi kończy się umowa, a związek zwleka z podpisaniem kolejnej. Dariusz Dziekanowski: I słusznie.

A czy Jerzy Brzęczek nie powinien poprowadzić drużyny w turnieju, skoro wywalczył awans? Czy jego udział w turnieju ma zależeć od mało istotnej w sumie Ligi Narodów?

A czy piłkarze, którzy wywalczyli awans, mają zagwarantowany udział w turnieju? To jest wielki problem naszej drużyny od lat, między momentem wywalczenia awansu, a samym turniejem, nie potrafimy utrzymać koncentracji i głodu sukcesu. Wszyscy są pewni, że wyjadą, zadowoleni, nie ma tego wielkiego pragnienia, niedosytu. I potem to się przekłada na grę w turnieju. Potrafiliśmy to robić w latach 70., gdy zawodnicy jechali na turnieje z wielkim pragnieniem sukcesu, wręcz desperacją, teraz tego nie potrafimy. Myślę, że Liga Narodów pokaże nam, czy ta drużyna idzie do przodu, rozwija się, czy trener ma wciąż coś nowego do zaoferowania.

ZOBACZ WIDEO: Kto następcą Jerzego Brzęczka? Piotr Stokowiec mówi o swoich marzeniach i chwali selekcjonera

A idziemy do przodu?

Trudno powiedzieć. Było kilka dobrych momentów, kilka słabych, natomiast nie sprawdziliśmy się z poważnymi rywalami.

W swoim felietonie w "Przeglądzie Sportowym" dość ostro obszedł się pan z selekcjonerem Brzęczkiem po obejrzeniu filmu "Niekochani".

To była produkcja związkowa, a pokazuje selekcjonera w sytuacjach, które nie powinny mieć miejsca. Miała to być promocja polskiej piłki, jakiś wzór dla młodych zawodników, trenerów, a widzimy bluzgającego selekcjonera. Potem trener dzieci pomyśli sobie: "No tak, skoro tak mówi się do piłkarzy, to i ja tak będę mówił: Drogie dzieci, kur..., musimy wziąć się do roboty". Albo rodzice przyjdą do trenera: "Panie trenerze, dlaczego pan nie bluzga do naszych dzieci? Najlepszy trener w kraju rzuca kur... do Lewandowskiego, to działa, a pan nie rzuca".

Też odniosłem wrażenie, że selekcjoner jest bardzo niepewny siebie, nienaturalny...

Miałem wrażenie, że to film dla tych, którzy myślą negatywnie o piłce, szukają brudu. To są rzeczy, których nie rozumiem. Szukajmy w piłce piękna, to naprawdę wspaniała dyscyplina sportu... Albo obrażanie się na dziennikarzy, motywowanie, że gramy przeciwko tym, którzy źle o nas piszą.

Ale to już Rinus Michels robił, pisał w swojej książce, że trenerzy szukają wroga, dziennikarzy, działacza, krótkoterminowo może to przynieść efekt.

Przeciwnik jest tam, na murawie, ma inny kolor koszulek. Czy pan myśli, że zawodnik biegnie po murawie i myśli: "A teraz strzelę bramkę, żeby udowodnić coś dziennikarzowi, który o mnie źle napisał"? Przecież to absurd. Motywacja musi być pozytywna. Gramy dla kibiców, dla kraju.

Czy pandemia koronawirusa to dla nas jakaś lekcja?

To nauka dla klubów, które muszą być przygotowane na różne sytuacje. Tak jak karierę zawodnika może przerwać nagła kontuzja, tak klub może dotknąć jakiś kryzys. Oczywiście ten nie był do przewidzenia, ale są różne sytuacje, na które kluby muszą być przygotowane. Dlatego każdy musi mieć zapas na kilka miesięcy do przodu. Po drugie, jest to lekcja dla nas, widzimy, ile futbol dla nas znaczy, może bardziej go docenimy. Po trzecie, może zmieni stosunki personalne panujące w piłce. Wielu działaczy przez lata nie traktowało piłkarzy poważnie, były niedotrzymane terminy, umowy, a teraz trzeba tym chłopakom spojrzeć w oczy, prosić ich o obniżkę pensji.

Albo ich do tego zmusić. Widzimy to w Cracovii na przykładzie Janusza Gola.

To jest coś, czego nie rozumiem, zwłaszcza, że bierze w tym udział trener Michał Probierz. Drużyna miała reprezentować pewną wspólną linię, a klub to rozbił, docierając do tych piłkarzy, których nie interesuje solidarna postawa. Przecież każdy trener marzy o tym, by drużynę scalić, by to był prawdziwy zespół, z grupą liderów, nie tylko zlepek zarządzany przez przypadkowe osoby. A tu klub rozbija tę jedność.

Czyli zawodnicy nie powinni się godzić na obniżki?

Tego nie powiedziałem. Musi się to odbyć na zdrowych zasadach. Ale piłkarze, którzy schodzą z pensji, robią dobrze, tym bardziej, że oni nie zarabiają 2-3 tysiące miesięcznie, a naprawdę duże pieniądze. Sytuacja jest wyjątkowa i inteligentni zawodnicy wiedzą, że walczą o swoje miejsca pracy. Jeśli zakłady pracy upadną, to po prostu tej pracy na takim poziomie jak dotychczas nie będzie.

Z drugiej strony ludzie zaczynają dostrzegać zarobki zawodników, które często są kolosalne.

Zgadza się. Jeśli zestawimy je z tym, co nasi piłkarze prezentują np. na arenie międzynarodowej, jak im idzie w pucharach, to mamy poczucie, że coś tu nie gra. Jestem zdania, że lepiej zapłacić dobrze gwiazdom, piłkarzom, którzy autentycznie przyciągają ludzi na trybuny, dla których ogląda się mecze, kupuje koszulki, zamiast rozkładać te kwoty na zawodników, o których zapominamy kilka minut po spotkaniu.

Widzimy przykłady klubów, jak choćby Arka czy Korona, które ściągają słabych zawodników i za chwilę się ich pozbywają, zanim ludzie zdążą poznać ich nazwiska. Mieliśmy taką sytuację w Rakowie, klub ściągnął za milion złotych trzech zawodników, którzy w sumie zagrali mniej niż jeden solidny gracz. A inkasowali po kilkadziesiąt tysięcy złotych.

To są niedopuszczalne sytuacje, które podważają znacznie kompetencje osób zarządzających piłką, kompromitujące ich. Był przykład Wisły Płock, która w 2018 roku wydała 5 milionów złotych na prowizje agentów. Jak to możliwe? Można czasem odnieść wrażenie, że te kluby kupują menedżerów a nie piłkarzy.

Czyli agenci są problemem polskiej piłki?

Nie, absolutnie. Agent reprezentuje interesy zawodnika i oczywiście swoje, chce zarobić, sprzedaje towar. Problemem nie jest ten, który sprzedaje ale ten, który kupuje. To on musi mieć wysokie kwalifikacje, umiejętność oceny. Problemem są ludzie, którzy zawiadują piłką w Polsce.

ZOBACZ Krzynówek : Mecze w Lidze Narodów nie będą weryfikacją

ZOBACZ Niektórym brakuje tematów! Andrzej Strejlau broni selekcjonera

Czy PZPN powinien podpisać umowę z Jerzym Brzęczkiem już teraz?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×