Inicjatywa nagradzająca kluby za występy młodzieżowców powstała kilka lat temu i jej założeniem była umiejętność balansowania między realizacją celu sportowego a wprowadzaniem do gry jak największej liczby młodzieży. Regulamin wyłączał z tych gratyfikacji zespoły, które zajmowały na koniec miejsca spadkowe. To był kluczowy przepis, który eliminował z gry o setki tysięcy złotych kluby skupiające się tylko na zdobywaniu punktów do klasyfikacji PJS, zaniedbując przy tym walkę o punkty do ligowej tabeli.
We wtorek Roman Kołtoń poinformował na Twitterze, że w trwającym sezonie PZPN chce zmienić zasady i spadkowicze bądź w przypadku III ligi drużyny, które zajmą miejsca spadkowe, ale pozostaną w swojej klasie rozgrywkowej (ze względu na to, że sezon nie zostanie dokończony), otrzymają 50 procent tego, co dostałyby, gdyby zakończyły zmagania nad kreską.
Ta istotna zmiana, którą potwierdził już Zbigniew Boniek, jest kuriozalna i może prowadzić do ogromnych patologii. Dotąd jeśli ktoś miał zakusy na premię za wygranie klasyfikacji PJS (a na całym szczeblu centralnym 1. miejsce jest warte ponad 1 mln zł) musiał się liczyć z tym, że jeśli przesadzi z odmładzaniem drużyny i spadnie z ligi, o gratyfikacjach finansowych nie będzie mowy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Adrian Mierzejewski pokazał swój trening
By pokazać jak niebezpieczna jest zmiana przepisów, najlepiej posłużyć się konkretnymi przykładami. W PKO Ekstraklasie na 3. miejscu w PJS znajduje się aktualnie ŁKS Łódź. W tabeli rozgrywek beniaminek ma jedenaście punktów straty do bezpiecznych lokat i znikome szanse na utrzymanie. Jeśli po wznowieniu rozgrywek zaliczy jeszcze kiepski start, to końcówka sezonu będzie mieć dla niego charakter sparingowy. W takiej sytuacji trener Wojciech Stawowy mógłby sięgnąć po tabun młodzieży i szybko nabić do PJS na tyle dużo punktów, by na finiszu zająć 1. miejsce i mimo spadku uratować chociaż 800 tys. zł (połowę premii). Stracą na tym inni, którzy będą mieć jeszcze cele sportowe i siłą rzeczy na młodzież szeroko nie postawią. Stracą też ci, którzy przy dotychczasowym regulaminie partycypowaliby w premiach zamiast spadkowiczów (zespoły z kolejnych miejsc w klasyfikacji PJS).
ŁKS nie jest jedynym przykładem klubu, który mógłby cynicznie wykorzystać zmianę w regulaminie. W II lidze na dnie tabeli są Gryf Wejherowo i Legionovia Legionowo. Obie drużyny mają po 13 "oczek" i utrzymanie na szczeblu centralnym graniczy w ich przypadku z cudem. Co więc powinny teraz zrobić? Dbając o budżety na przyszły sezon, dograć dwanaście kolejek młodzieżą i powalczyć w klasyfikacji o jak najwyższe lokaty. Na trzecim poziomie rozgrywkowym też jest się o co bić, bo premia za wygranie programu przekracza 1 mln zł. I znów na takiej praktyce najwięcej straciliby najambitniejsi rywale, którzy w końcówce sezonu będą się bić o realizację celu sportowego, a nie finansowego.
Zmiana w regulaminie jest kompletnie niezrozumiała - zwłaszcza na szczeblu centralnym, gdzie według planu sezon ma zostać normalnie dokończony, zatem przewidziane są spadki. W III lidze dojdzie do jeszcze większego absurdu, bo spadkowicze będą promowani podwójnie - utrzymaniem przy zielonym stoliku, a dodatkowo pieniędzmi z Pro Junior System.
Kontaktowałem się w tej sprawie z Polskim Związkiem Piłki Nożnej. Rzecznik futbolowej centrali Jakub Kwiatkowski potwierdził, że uchwała zmieniająca zasady premiowania faktycznie została podjęta, a jej powodem jest chęć wspierania klubów w trudnym okresie zawirowań związanych z epidemią koronawirusa. Nie zmienia to jednak faktu, że nowe regulacje otwierają pole do nadużyć, bo pokusa finansowa będzie ogromna.