Wybory prezydenckie 2020. Marek Wawrzynowski: Walka PO z PiS zmieniła infrastrukturę, ale nie sport [FELIETON]

Kandydaci dwóch największych partii walczą w wyborach prezydenckich. A jak działania ich ugrupowań zmieniły polski sport? Rywalizacja przyniosła efekty w dziedzinie infrastruktury. Niestety, wciąż nie ma to przełożenia na poziom sportu w kraju.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
boisko Zespołu Szkół Nr 2 w Sulejówku koło Warszawy PAP / Leszek Szymański / Na zdjęciu: boisko Zespołu Szkół Nr 2 w Sulejówku koło Warszawy
Najpierw było słynne "8 lat" Platformy Obywatelskiej, teraz jesteśmy już w piątym roku panowania Prawa i Sprawiedliwości. Obu stronom trzeba przyznać, że zadbały o sportową infrastrukturę i dziś jesteśmy na zupełnie innym poziomie niż 13 lat temu. Tyle że nie ma to wciąż znaczącego przełożenia na poziom sportu. Są podejmowane próby, ale brakuje znaczących sukcesów. W kategoriach młodszych piłkarzy sport wręcz przegrał z polityką.

Zacznijmy od pozytywów. Pewne jest, że obie strony mają się czym pochwalić. W kwestii infrastruktury rachunek wystawiony zarówno PO jak i PiS wychodzi na plus. - Kluczowym projektem za czasów Platformy Obywatelskiej był program "Moje boisko - Orlik 2012". Wybudowaliśmy ponad 2,5 tysiąca boisk w całej Polsce - mówi Ireneusz Raś, poseł Platformy Obywatelskiej, od 9 lat przewodniczący sejmowej Komisji Kultury Fizycznej i Sportu.

W sumie boiska wybudowano w 1600 gminach i to jeden z największych sukcesów tego okresu. Dziś w 2/3 gmin w kraju istnieją "Orliki", do tego dochodzą boiska szkolne. Program okazał się skokiem pod względem infrastrukturalnym.

ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"

Do tego doszło kilka obiektów klasy międzynarodowych dla sportu profesjonalnego, co było związane z EURO 2012. Oczywiście trzeba pamiętać, że turniej był przedsięwzięciem ponadpartyjnym, zainicjowanym jeszcze w czasach SLD (wielki wkład Marka Belki), z wsparciem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ale realizowanym w czasach Platformy Obywatelskiej. Również w czasach PO mieliśmy mistrzostwa świata w siatkówce z meczem otwarcia na Stadionie Narodowym. - Obie imprezy były wielkimi sukcesami organizacyjnymi, co wynika z dobrej współpracy z państwem - mówi Raś. Czas PO to też rozbudowa infrastruktury w regionach. Na okres poprzednich rządów przypada budowa większości stadionów klubowych w kraju.

Prawo i Sprawiedliwość nie chciało być gorsze, dlatego wprowadziło program dofinansowania dla obiektów w wielu gminach.

- Środki przeznaczone na rozwój infrastruktury sportowej w latach 2016-2019 przez Ministerstwo Sportu pozwoliły na budowę, przebudowę lub modernizację, ponad 6000 obiektów w całej Polsce - poczynając od tzw. małej infrastruktury sportowej, która powstała m.in. w ramach Programu Otwarte Strefy Aktywności (OSA), poprzez większą, jak choćby wielofunkcyjne hale sportowe czy też obiekty przyszkolne, aż po inwestycje strategiczne z punktu widzenia rozwoju sportu wyczynowego, jak choćby pierwszy polski całoroczny tor łyżwiarski w Tomaszowie Mazowieckim - mówi Anna Ulman, była rzecznik prasowa Ministerstwa Sportu.

Można się licytować kto dał więcej, ale fakty są takie, że doszło do swego rodzaju współpracy, może niezamierzonej, ale jednak. Jedni dali boiska i stadiony, inni pomogli stawiać hale sportowe i tzw. hale pneumatyczne, co może być zbawienne w ciągu następnej dekady. Przykładowo jednym z filarów sportowej rewolucji w Islandii, która przyniosła nieprawdopodobne efekty, były zmiany infrastrukturalne. Islandczycy wybudowali spore ilości boisk przypominających Orlika, ale też hal zimowych. Dziś to się dzieje w Polsce i jeśli dobrze to wykorzystamy, nasz sport może zrobić skok.

Ale to nie koniec. Za czasów PO wprowadzono ustawę o sporcie. - Dzięki niej samorządy mogą normalnie dofinansowywać sportowców. A właśnie sport na poziomie lokalnym jest kluczowy - mówi Ireneusz Raś.

PO wdrożyła też program Klub Polska, w ramach którego przekazywała związkom sportowym pieniądze dla sportowców. - To pozwoliło im na przygotowania do igrzysk w Londynie czy w Soczi, gdzie zresztą zdobyliśmy 6 medali i zajęliśmy 11. miejsce w  klasyfikacji medalowej - zauważa Raś.

Z kolei za czasów PiS wdrożono program Klub 100, który jest "polską odpowiedzią" na program brytyjski, który doprowadził wyspiarzy do wielkiego skoku w klasyfikacjach medalowych. Program różni się od poprzedniego, bo obejmuje najlepszych sportowców w wieku 18-23 lata i daje im środki na godne życie w najtrudniejszym okresie kariery.

- Nierzadko czynnikiem decydującym, czy uda się zatrzymać utalentowaną młodzież w sporcie, są środki finansowe, team100 w tym pomaga - zauważa Anna Ulman.

Środki przekazywane sportowcom w ramach Klubu Polska trafiały do nich za pośrednictwem związków sportowych. W team100 środki trafiają do sportowców bezpośrednio. To krok dalej niż program stworzony przez poprzedników, na efekty w postaci wyników sportowych musimy poczekać, ale wstępnie wygląda to bardzo dobrze.

Poza tym za czasów PiS spore środki zaangażowano w piłkę nożną na poziomie PKO Ekstraklasy. Ligę sponsoruje bank PKO, TVP wykupiła prawa do pokazywania ligi, dodatkowo przyznano środki na certyfikację klubów dziecięcych i młodzieżowych. Trudno powiedzieć czy te działania będą miały jakiekolwiek efekty w przyszłości. PO też dawała - pośrednio przez samorządy - pieniądze na związkowy program AMO, ale okazał się on niewypałem i został zamknięty. Krew w piach. Dotyczył zbyt wąskiej liczby zawodników. Podobnie program certyfikacji. Pieniądze dużo większe, ale korzysta z niego 10 procent klubów. Premier ładnie wygląda w telewizji podczas podpisania dokumentów, ale przełomu z tego raczej nie będzie.

Pewnie zwolennik każdego ugrupowania znajdzie większe plusy swojej strony, ale wygląda na to, że PO i PiS wzajemnie nakręciły pozytywną spiralę dla zmian infrastrukturalnych.

Ale oczywiście oba ugrupowania pominęły wiele znaczących kwestii. Przede wszystkim nie zreformowano sportu na poziomie szkolnym, np. wciąż jednym z największych problemów jest kwestia wychowania fizycznego w klasach 1-3. W czasach gdy właściwie nie istnieje sport podwórkowy, właśnie lekcje WF są często kluczowe dla wychowania sportowego dzieci. Niestety rządy, czy to PO czy to PiS, zaniedbały ten kluczowy czas dla rozwoju dzieci. Lekcje zamiast specjalistów prowadzą często nieprzygotowani nauczyciele i po 3 latach straty są potężne. Dzieci nie potrafią podstaw. Ale nikt z tym nic nie robi, bo odebranie nauczycielom lekcji WF prowadziłoby do zabrania im pieniędzy a nikt nie chce się narazić na strajki. Dobro dzieci przegrywa z polityką. To jeden z głównych zarzutów środowiska sportowego do partii politycznych. Tracimy w ten sposób kolejne pokolenie zdolnych ze względów czysto politycznych. A to niweczy wszelkie wysiłki w kwestii infrastruktury.

Przełomowe dla sportu mogły być programy "Narodowa Baza Talentów" oraz "Skaut", zaproponowane przez ostatniego ministra sportu Witolda Bańkę. Miały one wyławiać te najbardziej utalentowane dzieci. Ale niestety ich realizacja okazała się zbyt dużym wyzwaniem. Czyli przełomu nie ma.

Kolejna sprawa to brak pomysłu na wykorzystanie obiektów. Dobrym przykładem są tu "Orliki". Świetnie, że zbudowano infrastrukturę, ale gdyby np. stworzono program, który napędzałby na nich sport szkolny (typu rozgrywki ligowe dla dzieci w najmłodszych klasach) dziś mielibyśmy efekty. A tak mamy boiska i tyle. Jeśli ktoś chce przyjść i pograć, to proszę bardzo.

Zabrakło też efektywnych programów popularyzujących sport amatorski. Dziś Polska jest w ogonie krajów europejskich jeśli chodzi o uprawianie sportu. Poniżej 25 procent społeczeństwa uprawia jakikolwiek sport, przykładowo w takich krajach jak Finlandia, Dania, Austria, Szwecja, Islandia, Norwegia, Niemcy, Luksemburg sport uprawia powyżej 60 procent społeczeństwa. Mimo zmian infrastrukturalnych jesteśmy więc absolutną europejską prowincją. Zadbano o obiekty, ale nie zadbano o to, by miał z nich kto korzystać.

Różne rządy zrobiły sporo, ale znacznie mniej niż mogły. Zabrakło kropki nad i, programów, które masowo podniosłyby poziom polskiego zawodnika. Może to wyzwanie dla następców.

Na poziomie piłki profesjonalnej trudno mówić o pomaganiu klubom, natomiast przejdźmy do tematu chuliganów piłkarskich. PO postanowiła wylać dziecko z kąpielą i organizowała nieuzasadnione nagonki na kibiców, wrzucając wszystkich do worka z napisem "chuligani". Z kolei PiS przymilał się do tych środowisk i właśnie w czasach tych rządów zaczęli się oni czuć na stadionach jak u siebie, co chwila pojawiają się znaczące incydenty, wzrosła liczba incydentów, stadionowi przestępcy poczuli się zdecydowanie pewniej, jakby byli nietykalni.

Sporym zarzutem do rządów PiS jest masowy desant działaczy partyjnych na związki sportowe. Było to zawsze, bo różni ludzie chcieli się ogrzać w blasku medali, wiadomo - sport to możliwość pokazania twarzy w TV. Nigdy jednak nie było to w takiej skali. Trochę niepoważnie wygląda, gdy nagle kluczowe stanowiska w różnych organizacjach sportowych zajmują ludzie związani z partią. Ludzie związani z partią znaleźli ciepłe posadki dziś w związkach siatkarskich, rugby, koszykówki, hokeja, piłki nożnej (zarówno PZPN jak i Ekstraklasie). Nie oszczędzono nawet curlingu. Działacze dzięki wpływom w polityce mogą załatwić środki finansowe. A to już powrót do słusznie minionych czasów.

ZOBACZ Jakie sporty uprawiają i oglądają Polacy

ZOBACZ Inne teksty autora

Jak oceniasz wkład polityków w rozwój polskiego sportu w skali 1-5?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×