Premier League. Liverpoolowi należą się szczególne gratulacje

PAP/EPA / Paul Childs / Na zdjęciu: Sadio Mane cieszy się z bramki
PAP/EPA / Paul Childs / Na zdjęciu: Sadio Mane cieszy się z bramki

Waży ponad 25 kilogramów i ma 61 centymetrów wysokości. Cały jest z litego srebra, ale koronę wyprodukowano z 24-karatowego pozłacanego srebra, a jego podstawę z malachitu, kamienia półszlachetnego przywiezionego z Afryki.

Tak wygląda trofeum za zdobycie mistrzostwa Anglii, które dziś późnym wieczorem, zaraz po meczu z Chelsea, otrzymają piłkarze Liverpoolu. Okazały puchar, na słynnej trybunie "The Kop", wręczy kapitanowi The Reds Jordanowi Hendersonowi legenda klubu z Anfield, jego były zawodnik i menedżer Kenny Dalglish.

Na dziewiętnasty tytuł w historii liverpoolczycy czekali aż 30 lat. To szmat czasu, bo przecież najmłodsi kibice, którzy co nieco pamiętają z ostatniego mistrzowskiego sezonu są dziś co najmniej czterdziestolatkami.

Za to sięgnęli po prymat w Anglii piłkarze Juergena Kloppa w stylu nie pozostawiającym rywalom najmniejszych złudzeń co do tego, kto był najlepszy w Premier League. A fakt, że uczynili to najwcześniej w historii zmagań o tytuł, bo aż siedem kolejek przed ich końcem, sprawia, że należą się im szczególne gratulacje.

Zobacz wideo: najładniejsze gole Chelsea na Anfield

Do momentu przerwania rozgrywek wydawało się, że The Reds pobiją wszelkie ligowe rekordy. Owszem, po porażce z Watfordem, powtórzyć wyczynu Arsenalu za kadencji Arsene'a Wengera, czyli zostać się "Niezwyciężonymi", już nie mogli, ale na przykład zdobycie ponad stu punktów w Premier League, czy komplet zwycięstw na własnym boisku, z pewnością były w ich zasięgu.

Tymczasem po restarcie Liverpool FC już nie prezentował się tak efektownie. Bezbramkowy remis z Evertonem w derbach Merseyside nie był - jak początkowo go oceniano - wypadkiem przy pracy, bo przegrane 0:4 z Manchesterem City, 1:2 z Arsenalem i remis 1:1 z Burnley na Anfield, sprawiły, że marzenia o kolejnych rekordach pękły jak mydlana bańka. Uciekła gdzieś koncentracja, pojawiły się też symptomy rozprężenia - więcej niż wcześniej pudłowali snajperzy wyborowi Sadio Mane i Mohamed Salah, a juniorskie błędy zaczęli popełniać nieomylni do tej pory - bramkarz Alisson Becker i obrońca Virgil van Dijk. Okazało się, że mistrzowie z Anfield są jednak tylko ludźmi, a nie robotami.

Czy przed podniosłą i wzruszającą ceremonią wręczenia pucharu i medali, w sytuacji gdy Liverpoolowi mistrzostwa Anglii nic już nie odbierze, a Chelsea musi bić się o Ligę Mistrzów "na śmierć i życie", potrafi Klopp raz jeszcze zmobilizować podopiecznych do maksymalnego wysiłku? Może przypomnienie piłkarzom meczu sprzed sześciu lat (jeszcze za kadencji menedżera Brendana Rodgersa), w którym poprzedni kapitan The Reds Steven Gerrard poślizgnął się, a Demba Ba wykorzystał nieszczęście rywala, strzelił gola dla Chelsea i pozbawił Liverpool szans na tytuł, byłoby najlepszą receptą na zwycięstwo?

RAFAŁ NAHORNY

(dziennikarz Canal+Sport)

Oglądaj mecze Premier League w Canal+:

Komentarze (0)