Manchester United, Chelsea Londyn i Leicester City. Wszystkie trzy zespoły zagrają w przyszłym sezonie w europejskich pucharach. Ale tylko dwa w Lidze Mistrzów, bo jeden będzie musiał zadowolić się występami w Lidze Europy. A to spora różnica, bo na przykład w klubie z Old Trafford obliczono, że nieobecność "Czerwonych Diabłów" w Champions League to strata rzędu 70 mln funtów.
Piłkarze z Leicester na miejscach premiowanych awansem do Ligi Mistrzów, czyli w Top Four, spędzili w tym sezonie aż 324 dni, a ci z Chelsea niewiele mniej, bo 280. Ale przepustek do Champions League nie przyznaje się przez zasiedzenie, więc skromne 20 dni w czołowej czwórce w tabeli Premier League podopiecznych Ole Gunnara Solskjaera nie ma tu najmniejszego znaczenia. Wystarczy, że MU nie przegra dziś w Leicester i już może się cieszyć z powrotu do najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek klubowych. Wystarczy, że nie przegra... Jak łatwo to powiedzieć, jak łatwo napisać,
Ale batalia "Czerwonych Diabłów" z "Lisami" na King Power Stadium wcale nie jawi się dla gości jako łatwy spacerek. Wprawdzie w zespole menedżera Brendana Rodgersa zabraknie kontuzjowanych: Jamesa Maddisona, Ricardo Pereiry i Bena Chilwella, a także pauzującego za czerwoną kartkę Caglara Soyuncu, ale przecież mają gospodarze w składzie najskuteczniejszego snajpera ekstraklasy, Jamiego Vardy'ego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: w takiej roli kolegi Roberta Lewandowskiego z Bayernu jeszcze nie widziałeś. Poszło mu świetnie
W tym sezonie 33-letni napastnik strzela w lidze gola średnio co 128 minut, a ponieważ w dwóch poprzednich meczach bramki nie zdobył, więc hiszpański bramkarz MU, David de Gea, który ostatnio popełnia sporo błędów, powinien mieć się na baczności. Zwłaszcza, że w niedzielę Vardy może zostać najstarszym w historii królem strzelców Premier League, co powinno go dodatkowo zmobilizować.
Piłkarze z Leicester mogą, a nawet powinni, sobie pluć w brodę, bo jeszcze ostatniego dnia stycznia, po 24. kolejce, mieli nad zajmującym 5. miejsce w tabeli Manchesterem Utd aż 14 punktów przewagi. Wydawało się wtedy, że prędzej powalczą o wicemistrzostwo Anglii niż wylecą z Top Four. Ale olbrzymią przewagę roztrwonili koncertowo, bo porażki ze spadkowiczem z Norwich City i rozpaczliwie walczącym o utrzymanie Bournemouth nie wystawiają im najlepszego świadectwa. Pozwalają też podać w wątpliwość ich mocarstwowe aspiracje...
W tej sytuacji eksperci na Wyspach w meczu Leicester - MU więcej szans na korzystny wynik przyznają jednak gościom, bo wyżej od pozbawionego odpowiedniego wsparcia Vardy'ego oceniają strzeleckie umiejętności kwartetu Bruno Fernandes-Marcus Rashford-Anthony Martial-Mason Greenwood. Zresztą trudno im się dziwić, bo wszyscy czterej są w wysokiej formie, więc duński bramkarz gospodarzy Kasper Schmeichel mógł mieć w nocy z soboty na niedzielę kłopoty z zaśnięciem.
Ale w niedzielny wieczór może się okazać, że do Ligi Mistrzów awansują zarówno piłkarze z Leicester City, jak i ci z Manchesteru United. Wystarczy bowiem, że na King Power Stadium padnie remis, a Chelsea przegra w Londynie z Wolverhampton. Wystarczy, że padnie remis, wystarczy, że Chelsea przegra, jak to łatwo napisać...
RAFAŁ NAHORNY
(dziennikarz Canal+Sport)