Bardzo zadowolony z postawy swojego zespołu był szkoleniowiec beniaminka Dariusz Skrzypczak. 52-latek docenił piłkarzy przede wszystkim za to, że zaprezentowali się dużo lepiej niż w przegranym 0:6 starciu z Wisłą Kraków przed tygodniem.
- Rozpoczęliśmy troszeczkę nerwowo. Jeszcze było czuć ten ostatni pojedynek, który przegraliśmy w kiepskim stylu. To było widać w pierwszych 10-15 minutach pierwszej połowy. Ale z minuty na minutę rozkręcaliśmy się i moim zdaniem byliśmy co najmniej równorzędnym partnerem dla Rakowa - uważa trener Stali Mielec.
"Strzał niedzieli" obudził mielczan
Zdaniem Skrzypczaka gol na 1:0 dla Rakowa w 27. minucie pokrzyżował nieco plany jego drużynie, ale i tak w drugiej połowie to Stal miała przewagę optyczną, szczególnie w ostatnim kwadransie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: cudowna bramka w Copa Libertadores. Z 25 metrów idealnie pod poprzeczkę!
- Było więcej zdecydowania, pewności siebie. Miałem wrażenie, że zespół bardzo dobrze wszystko zaczął realizować i byliśmy ekipą nawet lepszą niż Raków. Gol Lopeza to "strzał niedzieli". Przy 0:2 gra się bardzo trudno, ale zespół nie załamał się. Strzeliliśmy gola na 1:2 i zrobiło się ciekawie. Zabrakło jednak pazerności. Mimo że przegraliśmy, to jest dla nas sygnał, że tak można budować swoją przyszłość. Mam nadzieję, że to będzie przemiana na stałe - podkreślił Skrzypczak.
W drużynie z Mielca nie mógł jeszcze zaprezentować się Mateusz Mak, a Andreja Prokić zagrał jako najbardziej wysunięty napastnik. Trener Stali odniósł się do tych dwóch kwestii.
- Mateusz znajduje się w treningu, ale jeszcze nie jest w stu procentach gotowy. Mam nadzieję, że po kolejnym tygodniu zajęć będziemy mogli liczyć na niego w Pucharze Polski z Piastem Gliwice. Prokić? To nie jest typowy numer 9, ale bardzo nam pasował do tego meczu. Był naszym silnym punktem z przodu - zakończył szkoleniowiec gości.
Raków nie był jak Wisła Kraków
- Nie jesteśmy przyzwyczajeni do roli faworyta, a zdecydowanie nim w niedzielę byliśmy. Cieszę się, że dźwignęliśmy to zadanie i wygraliśmy. Nie jest łatwo grać z przeciwnikiem, który przegrywa 0:6 i przyjeżdża do lidera, gdzie nie ma nic do stracenia. Takim spotkaniem może tylko wygrać. Dlatego tym bardziej gratuluję mojemu zespołowi - takimi słowami podsumowanie meczu rozpoczął trener częstochowian Marek Papszun.
Szkoleniowiec Rakowa żałował jednak, że jego zespół wykorzystał tylko dwie z wielu sytuacji bramkowych. Z drugiej strony podchodził ze zrozumieniem do tego, że nie wszystkie udało się wykorzystać.
- Liczba sytuacji mogłaby dać spokojnie taką zdobycz bramkową jak Wiśle, ale trudno, by drużyna co tydzień przegrywała taką różnicą. Brakowało mi w tym momencie zamknięcia meczu. Przy 2:0 przeciwnik stracił wigor, który miał do 66. minuty. Wtedy powinniśmy ten mecz zakończyć, bo mieliśmy wiele sytuacji. Ale to nie jest proste. Rozumiem to - powiedział.
Mało brakowało, a lider PKO Ekstraklasy straciłby prowadzenie w ostatnich minutach. Patrząc przez pryzmat całego niedzielnego meczu w Bełchatowie wygrana Rakowa była sprawiedliwa.
- Podarowaliśmy gola dla Stali. Rywale nie mieli nic do stracenia. Zyskali przewagę, próbowali coś zrobić, ale nie mieli specjalnie klarownych sytuacji. Myślę, że zwycięstwo nie jakoś mocno wysokie, ale zupełnie zasłużone - zaznaczył Papszun.
Po ośmiu kolejkach Czerwono-Niebiescy są liderami tabeli z 19 punktami na koncie. W piątek czeka ich wyjazdowe spotkanie 1/16 finału Fortuna Pucharu Polski z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza. Stal nadal jest przedostatnia i także za tydzień rozegra spotkanie pucharowe. W sobotę podejmie Piasta Gliwice.
Zobacz galerię zdjęć z meczu Raków Częstochowa - Stal Mielec