We Włoszech o Juventusie mówi się "Garbaci". To dlatego, że garbaty jest symbolem szczęścia. A zespół z Turynu był "oskarżany" przez lata we Włoszech o nadmiar farta. Jeśli miało wpaść w ostatniej minucie, to wpadało dla Juventusu. Jeśli sędzia się pomylił, to na korzyść Juventusu.
Alvaro Morata wyczerpał chyba cały limit pecha nagromadzony przez te wszystkie lata. Hiszpański napastnik wypożyczony do Juve z Atletico Madryt, jak mało kto marzył o wielkim meczu z FC Barceloną. Można powiedzieć, że był to jego dzień, bo strzelił trzy bramki. W 16., 30., i 58. minucie. Ale piłkarscy statystycy, którzy będą analizowali ten mecz za 15 lat, nie dowiedzą się o tym. Żadna z nich nie została uznana. Zwłaszcza trzecia była "na styku". Morata wbił piłkę po ekwilibrystycznym zagraniu Juana Cuadrado. Sędziowie VAR wychwycili jednak, że na spalonym zostawił... nogę. A właściwie jej kawałek. Holenderski arbiter sam chyba nie wiedział czy ma się śmiać z Hiszpana, ale starał się jak mógł by zachować powagę w tej sytuacji.
Pierwszego gola dla gości strzelił Ousmane Dembele. Ten jeden z najlepszych dryblerów świata w poprzednim sezonie głównie pauzował z powodu kontuzji, w Barcelonie wciąż czekają na jego wielki skok. W meczu z Juve też nie zachwycał, ale w 14. minucie uderzył fantastycznie i pokonał Wojciecha Szczęsnego. Polak nie miał wiele do powiedzenia, bo piłka po uderzeniu Francuza zahaczyła jeszcze o nogę Leonardo Bonucciego i efektownym lobem wpadła do bramki Polaka.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: cudowna bramka w Copa Libertadores. Z 25 metrów idealnie pod poprzeczkę!
Szczęsny nie miał wiele roboty, ale w 35. minucie świetnie wybronił strzał Dembele z najbliższej odległości i dobitkę jednego z rywali. Mecz przypominał trochę spotkanie o Super Bowl, gdzie przez długi czas nic się nie dzieje, a kibice czekają na ten jeden szybki zryw, jedną akcję, która porwie tłumy. Czekają i nie wiadomo czy się doczekają.
Barcelona sprawiała wrażenie jakby miała kontrolę nad spotkaniem, ataki gospodarzy były nieporadne, schematyczne, pozbawione błysku. Może byłoby ciekawiej, gdyby w Juve mógł zagrać Cristiano Ronaldo. Niestety gwiazdę Juve w domu zatrzymał covid-19. On sam wyniki testów określił jako "g...". Ale zagrać nie mógł. Lionel Messi bez swojego wielkiego rywala był zdecydowanie najlepszym piłkarzem na boisku, ale też sprawiał wrażenie, jakby nie grał na pełnych obrotach. Bardziej starał się rozgrywać, niż strzelać. W samej końcówce Messi zagrał do Ansu Fatiego, który został sfaulowany na polu karny. Leo Messi pokonał z jedenastu metrów Szczęsnego. Strzelił w swoją lewą stronę, Szczęsny poszedł w prawo i mecz został faktycznie zakończony. Mimo że sędzia po raz ostatni zagwizdał kilka minut później. Na 3:0 mógł podwyższyć jeszcze Fati, ale zamiast strzelać w bardzo prostej sytuacji szukał niepotrzebnie podania i zmarnował fantastyczną okazję.
Na pewno nie pomogła stawka meczu. W grupie Juve i Barca mają jeszcze ukraińskie Dynamo Kijów i węgierski Ferencvaros, więc są raczej pewne awansu do kolejnej rundy.
Juventus FC - FC Barcelona 0:2 (0:1)
0:1 - Dembele 14'
0:2 - Messi 90' (k.)
Juventus: Szczęsny - Cuadrado, Demiral, Bonucci, Danilo - Bentancur (83. Arthur), Rabiot (83. Bernardeschi), Kulusevski (75. McKennie), Chiesa - Dybala, Morata
Barcelona: Neto - Sergi Roberto, Araujo (46. Busquets), Lenglet, Jordi Alba - Pjanic, de Jong, Dembele (67. Fati) - Messi, Pedri, Griezmann (89. Junior)
Sędziował: Danny Makkelie (Holandia)
Żółta kartka: Kulusevski, Demiral, Cuadrado, Rabiot - Sergi Roberto
Czerwona kartka: Demiral (85' druga żółta)
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)