Jan Urban ma poważny ból głowy. Ale chyba każdy trener marzy o takim bólu. Legia gra jednym napastnikiem, a kandydatów jest czterech. Do pewnego czasu szkoleniowiec warszawskiego zespołu modlił się o jak najszybszy powrót do zdrowia króla strzelców poprzednich rozgrywek, Takesure Chinyamy. Tymczasem po niedzielnym meczu nie wiadomo, czy snajper z Zimbabwe będzie w ogóle miał miejsce w pierwszej jedenastce.
Otóż, swoje wielkie możliwości strzeleckie potwierdza Adrian Paluchowski. Niespełna 22-letni napastnik już w pierwszej kolejce ekstraklasy zdobył dwie bramki, a trzecią wypracował, dając do myślenia trenerowi Legii. Przez większość fachowców, wobec konkurencji w jego zespole, został skazany na siedzenie na ławce rezerwowych. Jednak "Paluch" doskonale wykorzystuje nieobecność swoich bardziej znanych kolegów i wcale nie jest powiedziane, że w rywalizacji tej stoi na pozycji przegranej.
Jeszcze w poprzedniej rundzie najczęściej przesiadywał na ławce. Jednak już wtedy pokazał, że gdy mu się zaufa, potrafił się odwdzięczyć ważnymi bramkami. Pod koniec ubiegłego sezonu zagrał od pierwszych minut z Polonią Bytom i trafił dwukrotnie. Na starcie obecnych rozgrywek wpierw brylował w sparingach, zostając najskuteczniejszym strzelcem w drużynie, a następnie zagrał przeciwko Olimpi Rustawi i również nie zawiódł Urbana. W niedzielę jeszcze dosadniej pokazał, że należy mu się spory kredyt zaufania.
- Paluchowski strzela bramki i wykorzystuje sytuacje o wiele lepiej, niż wcześniej. Jednak, żeby stał się świetnym napastnikiem, musi poprawić grę ciałem i tyłem do bramki - to komentarz trenera Legii do obecnej dyspozycji Paluchowskiego. Trudno nie zgodzić się w tej kwestii ze szkoleniowcem, ale należy też zauważyć, że napastnik stołecznego klubu wykorzystuje inne swoje walory. Jest to przede wszystkim szybkość i umiejętność precyzyjnego strzału. Potrafi również zachować zimną krew pod bramką rywala, co udowodnił przy drugiej bramce dla Legii, kiedy lekko podciął futbolówkę nad leżącym już golkiperem rywala.
Mimo coraz lepszej gry Paluchowski wciąż pozostaje skromnym człowiekiem. - Strzeliłem dwie bramki, wygraliśmy 4:0. Jestem szczęśliwy i oby tak dalej - jakby nie zauważał swojego wkładu w niedzielny sukces. Teraz legionistów czekają kolejne ważne spotkania. W czwartek rewanż z Broendby Kopenhaga, a w niedzielę ciężki wyjazd do Gdyni na mecz z Arką. Całkiem prawdopodobne, że w tych meczach od pierwszych minut na murawie zobaczymy Paluchowskiego.