- Uważam, że faul, oczywiście nie brutalny, jest częścią gry, spektaklu - to chyba główne motto Piotra Świerczewskiego, które nawet za często wprowadza w życie na boisku.
"Dlaczego ich nie posłuchałem?" - zastanawiał się leżący za linią boczną z rozciętym łukiem brwiowym piłkarz warszawskiej Legii Veselin Djoković. Gdy wchodził na boisko trener zwrócił mu uwagę, że już na początku musi brutalnie potraktować Świerczewskiego, bo jeśli tego nie zrobi, może się to dla niego źle skończyć. Zawodnik nie posłuchał i kilka minut później dostał cios łokciem. Djoković po chwili wrócił na boisko i agresywnym wejściem "poczęstował" Świra. Ten jedna nie miał pretensji. Byli kwita. Taki właśnie jest 37-letni Świerczewski.
Od zawsze był takim typem piłkarza, który nie przebiera w środkach i posuwa się do brutalnych zagrań. Z dumą wspominał jeden z meczów w lidze francuskiej, kiedy najpierw dostał głową od Zinedine Zidana, a potem z łokcia oddał Francuzowi. Tamtejsza federacja zawiesiła potem obu na kilka spotkań.
Trzeba jednak przyznać, że Świerczewski ma bardzo bogate piłkarskie CV. Jest członkiem Klubu Wybitnego Reprezentanta (70 meczów), uczestnikiem Mistrzostw Świata w Korei i Japonii. Teraz podejmuje 15 klubowe wyzwanie w karierze.