Dariusz Tuzimek: Legia jak stary traktor [OPINIA]

Trudno w to uwierzyć, bo obecna Legia jest jak stary traktor: czasem jedzie, czasem nie jedzie. Raz jest w porządku, a raz krztusi się i dusi. I nigdy nie wiadomo czy akurat dzisiaj odpali.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Bartosz Kapustka i Bartosz Slisz WP SportoweFakty / Paweł Piotrowski / Na zdjęciu: Bartosz Kapustka i Bartosz Slisz
Czy projekt Legia Czesława Michniewicza na pewno idzie w dobrym kierunku? Czy można powiedzieć, że jego drużyna się rozwija, każdego dnia staje się silniejsza i pucharowa konfrontacja z rywalami z Europy nie skończy się znowu fiaskiem? Trudno w to uwierzyć, bo obecna Legia jest jak stary traktor: czasem jedzie, czasem nie jedzie. Raz jest w porządku, a raz krztusi się i dusi. I nigdy nie wiadomo czy akurat dzisiaj odpali.

Przez pandemię piłkarze mają sztucznie stworzony komfort, bo nie słyszą z trybun rozczarowania kibiców. Nie ma gwizdów, buczenia, skandowania i tzw. oziębłych pozdrowień. Czy się mecz przegra czy wygra, to i tak atmosfera jest sparingowa.

Trudno nie odnieść wrażenia, że nikt poza kibicami Legii nie przejął się, że mistrzowie Polski przegrali mecz z Piastem Gliwice 1:2 i odpadli z Pucharu Polski już na etapie ćwierćfinału. Co przecież w tych rozgrywkach jest do Legii niepodobne. Obrazki pomeczowe dla kibiców z Warszawy też były bolesne. Musieli patrzeć jak ich zawodnik z uśmiechem od ucha do ucha przybija "piątki" z trenerem rywali, a innego – który zawalił dwie bramki – koledzy zostawili leżącego na środku boiska. Aż go w końcu podniósł z murawy piłkarz Piasta. Tak jakby o team spirit nikt w Legii nie słyszał, bo każdy ma przecież swoje ważne sprawy i musi szybko biec do szatni.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale błąd. Co ten obrońca zrobił?!

Trener też jest niezły. – Liczyłem na zdecydowanie więcej – powiedział Michniewicz po meczu. No tak, kibice też liczyli na zdecydowanie więcej z pana strony, panie trenerze.

Prezes i właściciel klubu Dariusz Mioduski musi sam siebie szczerze zapytać: jaki sens miała zmiana trenera i zatrudnienie przy Łazienkowskiej akurat Michniewicza.

Na dzień dobry odpadł z Karabachem z walki o Ligę Europy, później w przegranym meczu o Superpuchar był nieobecny, bo prowadził młodzieżówkę, a teraz bardzo wcześnie dał się wyeliminować z Pucharu Polski. No pasmo sukcesów to to nie jest.

Rozczarowanie jest tym większe, że Legia – mówiąc wprost – nie gra na miarę oczekiwań. Drużyna nie zachwyca stylem i daleko jej do miana hegemona Ekstraklasy. Co gorsza, zespół absolutnie nie wygląda na taki, który jest w stanie latem powalczyć w europejskich pucharach z rywalami z zagranicy.

Ktoś powie, że przecież nic się nie stało, bo Legia jest liderem Ekstraklasy i pewnie sięgnie po tytuł mistrza Polski. Dla mnie nie jest to żadnym usprawiedliwieniem.

Bardzo prawdopodobne, że Legia wygra ligę, ale szczerze mówiąc prawdopodobne jest to głównie dlatego, że… nie ma z kim przegrać. Dyżurny rywal – Lech Poznań w tym sezonie poraża niemocą i na niego Legia nie musi się nawet oglądać. Przez chwilę widziano kandydatów do mistrzostwa w Pogoni Szczecin i Rakowie Częstochowa, ale bądźmy szczerzy: dla obu drużyn już miejsce na podium ekstraklasy też będzie sukcesem. Oczywiście obie drużyny są w stanie jeszcze zagrozić ekipie z Łazienkowskiej, ale Legii zaszkodzić może tak naprawdę tylko... Legia. Jeśli ona tytułu sama nie przegra, to nikt nie będzie w stanie jej go odebrać. Przewaga finansowa Legii (a co za tym idzie także sportowa) jest na tyle duża, że sięgnąć po mistrzostwo to ma obowiązek.

Przy obecnym układzie sił w ekstraklasie ważniejsze jest nie tyle wygrywanie na krajowym podwórku (bo dla Legii to i tak jest "piaskownica") co zbudowanie drużyny, która powalczy o awans do fazy grupowej europejskich rozgrywek. I taki powinien być cel postawiony przed Michniewiczem.

Tymczasem Legia nie radzi sobie z Piastem Gliwice, zbudowanym – w porównaniu do drużyny z Warszawy – "za frytki".

Zespół Michniewicza gra nierówno, dobre mecze przeplata ze słabymi, a nawet z beznadziejnymi (porażki z ekipami z dna tabeli, ze Stalą Mielec i Podbeskidziem Bielsko-Biała.)

Michniewicz próbuje, szuka, zmienia. Efekty? Średnie.

Gra Legii trójką w obronie została okrzyknięta – moim zdaniem całkiem niesłusznie – wielką rewolucją taktyczną i odkryciem na miarę odkrycia Ameryki. Pomysł na nowy system grania można ocenić pozytywnie tylko wtedy, gdy przynosi pozytywne skutki. Tymczasem Legia traci mnóstwo bramek, jej gra defensywna jest pełna luk i błędów.

Kolejna kwestia to filozofia budowania zespołu, czyli transfery. Niech ktoś sensownie wyjaśni dlaczego z klubu pozbyto się takiego piłkarza jak Jose Kante, który nawet gdy zdrowy był Tomas Pekhart, dawał inne możliwości w ofensywie niż Czech. A gdy teraz okazało się, że wysoki napastnik ma długotrwałą kontuzję, to Legia w ogóle już nie ma kim postraszyć w ataku.

Sprowadzenie zawodników do Legii to jest osobny problem. Jeśli napastnik(?) Rafael Lopes to jest zmiennik nie tylko Pekharta, ale już nawet Kacpra Kostorza (tak było w meczu z Piastem), to warto zapytać na jakiej podstawie i po co ściągnięto go na Łazienkowską? Przecież brak potencjału na taki klub jak – mająca europejskie aspiracje – Legia, jest widoczny nawet dla przeciętnego kibica.

Zresztą Michniewicz też to w sumie potwierdza stawiając na Lopesa tylko w ostateczności, kiedy nie ma już innego wyjścia. Po co Legia sprowadza piłkarzy, którzy nie są w stanie wybić się ponad przeciętność Ekstraklasy?

Jeśli klub odpuszcza takich piłkarzy jak Jose Kante czy Domagoj Antolić to powinien mieć alternatywę i ściągnąć piłkarzy z podobnym potencjałem. Tymczasem patrząc na zimowe transfery do Legii, można się tylko podrapać w głowę. Trudno nie odnieść wrażenia, że zakupy robiono pośpiesznie, na ostatnią chwilę, jakby ważniejszy był PR, że klub ogóle sprowadza piłkarzy, niż to, jaka jest jakość tych nabytków. Jeśli sprowadza się zawodników w ostatnich dniach okienka transferowego, to trudno liczyć, że szybko i udanie wkomponują się w zespół.

Próbował to zrobić Michniewicz w przypadku Artema Szabanowa, ale jak to ostatecznie wyszło sami widzieliśmy. Ukrainiec popełnił katastrofalne błędy przy obu golach dla Piasta. Tyle, że nie chodzi o to, żeby palić na stosie Szabanowa, bo problem nie leży w lepszym czy gorszym, pojedynczym występie konkretnego zawodnika. Raczej w polityce transferowej, bo Legia sięga po piłkarzy bardzo przeciętnych. Zawodników, którzy są co najwyżej uzupełnieniem składu, ale na pewno nie wzmocnieniem. Taki Szabanow to solidny obrońca, ale bądźmy szczerzy: zdrowy Igor Lewczuk nakrywa go czapką.

Legia od kilku lat deklaruje, że będzie sprowadzać zawodników młodych (najchętniej Polaków), których uda się w przyszłości drogo sprzedać. Tak, jak udało się dobrze zarobić na Radosławie Majeckim, Michale Karbowniku, a wcześniej Jarosławie Niezgodzie czy nawet Sandro Kulenoviciu.

Tyle, że deklaracje często rozmijają się z praktyką życiową. Jeszcze od biedy mogę dać się przekonać, że kupiony zimą 19-letni Albańczyk Ernest Muci może mieć jakiś potencjał, to, że tak jest w przypadku Jasurbeka Yaxshiboyeva z Uzbekistanu, trudno mi dać wiarę. A co dopiero pieniądze na taki egzotyczny transfer!

W drużynę Legii są wpompowane spore pieniądze. Ale na boisku tego nie widać. Obecnie to zespół nijaki, bez charyzmatycznych i wyraźnie widocznych liderów. Grę zespołu ciągnie Luquinhas, a punkty dają gole Pekharta strzelane po wrzutkach w pole karne. Tyle, że wszyscy wiemy, że tak prymitywnym stylem w Europie wygrywać się nie da.

Michniewicz jest już w Legii wystarczająco długo, żeby było widać efekty jego pracy. Tymczasem jak drużyny nie było, tak nadal nie ma. Ktoś napisał, że może akurat tego, z latających wysoko nad boiskiem dronów (o których często opowiada Michniewicz), nie widać.

Dlatego czas zejść niżej. Na ziemię. I przestać snuć marzenia o podboju Europy. Bo na dzisiaj, nic nie uprawnia do takiego myślenia.

Dariusz Tuzimek

Inne teksty autora przeczytasz TUTAJ.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×