Nie biegam z głową w chmurach - rozmowa z Bartoszem Salamonem, piłkarzem Brescii Calcio

Jako 16-latek zupełnie niezauważany w Lechu Poznań wyjechał do Brescii Calcio. Wydawało się, że pojechał tam tylko po naukę. Sprawy potoczyły się inaczej, bo zupełnie niespodziewanie Bartosz Salamon we włoskiej Serie B zadebiutował tuż po 17. urodzinach. W minionym sezonie wystąpił w 11 spotkaniach, w tym ma być piłkarzem pierwszego składu.

W tym artykule dowiesz się o:

Piotr Tomasik: Ten sezon rozpoczął pan od zwycięskiej bramki w Pucharze Włoch. To chyba dobry początek...

Bartosz Salamon: Bardzo dobry. Nie dość, że zdobyłem bramkę, to rozegrałem całe spotkanie. Podobnie zresztą było w okresie przygotowawczym. W każdym sparingu grałem od pierwszej minuty. Trener na mnie stawia, ufa mi, a ja odwdzięczyłem mu się golem.

Czy to oznacza, że rozgrywki ligowe także pan zacznie w pierwszym składzie?

- Wszystko zależy ode mnie, od mojej dyspozycji. W sobotę czeka nas kolejny mecz w ramach krajowego pucharu. Tym razem zagramy z Regginą, spadkowiczem z Serie A. W tym spotkaniu wystąpię na pewno i jeżeli dobrze się spiszę, zacznę od początku także w następnej konfrontacji. Wtedy to już będzie liga.

W klubie mówi się jeszcze o przegranej batalii o Serie A czy to raczej temat, którego nikt nie porusza?

- Staramy się nie wracać do tej sprawy. Wszyscy bardzo żałują, że się nie udało. Klub już od pięciu lat próbuje awansować do najwyższej klasy rozgrywkowej i za każdym razem czegoś brakuje. Obecnie nikt już nie rozdrapuje tych starych ran, zostawiamy to za sobą. Ważne, aby nowy sezon rozpocząć w dobrym stylu.

Cel wydaje się być oczywisty.

- To prawda. Serie A i... tylko Serie A! Liczymy na bezpośredni awans, bez konieczności gry w fazie play-off. To jest nasze zadanie na ten sezon. Jesteśmy w gronie faworytów, spoczywa na nas presja, ale damy radę. Musimy sprostać zadaniu.

Kto będzie głównym rywalem w tej walce?

- Cała trójka, która spadła, czyli Reggina, Lecce i... Kto tam spadł jeszcze? A, Torino. To najwięksi nasi konkurenci plus oczywiście Empoli Adama Kokoszki. Między tą piątką powinna rozegrać się walka o awans.

Często rozmawia pan z byłym piłkarzem Wisły?

- Graliśmy przeciwko sobie trzykrotnie - raz w styczniu, a potem dwa razy w fazie play-off. Przy okazji tych spotkań pogadaliśmy trochę, wymieniliśmy się uwagami na temat meczu i to by było na tyle. Bliższego kontaktu nie mamy.

Porozmawiał pan sobie za to z klubowym kolegą Dannym Szetelą, który dobrze mówi po polsku.

- Zgadza się. Danny'ego nie ma już jednak z nami w zespole, wrócił do Stanów Zjednoczonych. Był tutaj przez półtora roku, mieliśmy dobry kontakt, spędzaliśmy razem dużo czasu. Ostatnio w Brescii nie grał zbyt wiele, miał już dość siedzenia na ławce rezerwowych i poleciał za Ocean szukać szczęścia.

Oprócz pana i Adama Kokoszki, na Półwyspie Apenińskim są Błażej Augustyn i Michał Miśkiewicz. Czyżby Włosi poznali się na talencie polskich zawodników?

- Nie wiem. Być może to Polacy są teraz bardziej otwarci na wyjazdy do Włoch, bo wcześniej krążyła opinia, że to zbyt silna liga dla nas. Teraz my postaramy się pokazać, że można tutaj zrobić coś dobrego i myślę, iż wkrótce ta kolonia się powiększy.

Dużo panu dała przeprowadzka do Włoch?

- No jasne. Jestem bardzo zadowolony, że zdecydowałem się na ten krok. Bardzo tutaj dojrzałem, nauczyłem się grać typowo włoską piłkę. To, co innego, niż ta nasza, polska. Rozwinąłem się taktycznie, fizycznie, pod każdym względem. Widzę, że ciągle robię postępy i jestem z tego zadowolony. Poza tym trafiłem do innego kraju, poznałem nowych ludzi, rozwijam też swoją osobowość.

Zimą sporo mówiło się o pańskim transferze do Napoli lub West Ham United. Rzeczywiście było coś na rzeczy?

- Szczerze? Nie mam pojęcia. Nie wiedziałem nic , aby jakiekolwiek negocjacje miały być prowadzone. Cała moja wiedza pochodzi z prasy. Ale nie przejmuję się tym, bo na razie nie chcę odchodzić z klubu. Brescia to dla mnie dobre miejsce, mogę tu dojrzeć piłkarsko. Najpierw muszę wywalczyć sobie miejsce w pierwszym składzie, wyrobić nazwisko, a dopiero potem ewentualnie pomyślę o jakimś transferze. W nowym otoczeniu w Serie A czy Premier League byłoby mi o wiele trudniej, niż teraz w Brescii. Mnie interesują występy od pierwszej minuty w pierwszej drużynie, a nie ławka czy zaledwie rezerwy.

A teraz jakieś oferty były?

- Dochodzą mnie słuchy o zainteresowaniu różnych drużyn. Co jakiś czas ktoś dzwoni i mówi, że jakiś zespół chce mnie sprowadzić. Ale przecież najpierw musiałyby się dogadać kluby. Z tego, co jednak wiem, Brescii nie spieszy się z moją sprzedażą. Nawet gdyby prowadzono jakieś negocjacje, nie miałby kto mnie o tym poinformować, bo nie mam menedżera. W klubie nic mi nie mówią, bo nie chcą, żebym sobie zawracał głowę innymi sprawami.

Z Brescii przeniósł się do Napoli Marek Hamsik. Obaj jesteście bardzo często porównywani.

- Pewnie dlatego, że ja jestem Polakiem, a on Słowakiem. Tak właściwie to jesteśmy sąsiadami (śmiech). Trafiliśmy do Włoch jako młodzi piłkarze, on miał 16 lat, ja 17. Hamsik, tak jak ja, zaczynał najpierw w Primaverze - odpowiedniku naszej Młodej Ekstraklasy, a potem przebił się do pierwszego składu. W pierwszym sezonie debiut, w drugim więcej gry, w trzecim był już pewniakiem w składzie i odszedł. Obaj rozwinęliśmy się dość szybko i Włosi liczą, że pójdę śladami Hamsika. Ale o tym, co będzie w przyszłości, na razie nie myślę.

Brescia zainteresowana jest innymi polskimi zawodnikami?

- Chyba jeździli do Polski oglądać naszych zawodników, ale nie znam szczegółów.

Myśli pan czasem o pierwszej reprezentacji? Leo Beenhakker, powołując 19-letniego Grzegorza Krychowiaka, pokazał, że młodzi gracze mają u niego szansę.

- Ja jestem jeszcze młodszy od Grzegorza i raczej kadry nie zbawię. Myślę jednak, że powołanie dla mnie nie byłoby aż tak wielkim szokiem. Nie ukrywam, że gra z orzełkiem na piersi to moje wielkie marzenie i muszę do tego dojrzeć. Póki co koncentruję się na występach w klubie, chce się pokazać z jak najlepszej strony. Na kadrę przyjdzie jeszcze czas. Z głową w chmurach na pewno nie biegam.

Komentarze (0)