Historia upadku Manuela Arboledy

Manuel Arboleda to bohater nie tylko tych pozytywnych emocji, ale i negatywnych. Jeden z najlepszych obrońców w polskiej lidze gra jedynie w Młodej Ekstraklasie i pretensje może mieć tylko do siebie. Kolumbijczyk już prawdopodobnie nigdy nie zagra w barwach Zagłębia Lubin.

Początek roku 2006. Do Ameryki Południowej w poszukiwaniu nowych piłkarzy wybiera ówczesny prezes Zagłębia Lubin Jerzy F.. Ponoć przygląda się piłkarzom w zaciszu, z hotelowego fotela oglądając mecze z udziałem zawodników na DVD. Nie wróży to nic dobrego. Do Lubina ściąga Manuel Arboledę, o którym nikt nic wówczas nie wie. Kolumbijczyk przygotowuje się razem z drużyną do rundy wiosennej sezonu 2005/2006 i dość niespodziewanie wywalcza sobie miejsce na środku obrony obok Michała Stasiaka. W lidze debiutuje w marcu 2006 roku. Miedziowi wygrywają z Lechem w Poznaniu 1:0, a Arboleda zbiera olbrzymie pochwały za swój występ. - Jest jak skała! Nie do przejścia! - zachwycają się wszyscy.

Arboleda z meczu na mecz gra coraz lepiej. Jego ofiarność czy ambicję zaczynają doceniać kibice. Apogeum ma miejsce podczas rewanżowego meczu finału Pucharu Polski z Wisłą Płock. Kolumbijczyk zostaje kopnięty w głowę, leje się krew, na własnych nogach, chociaż z dużym trudem opuszcza boisko, aby lekarze mogli zatamować krwotok. Kiedy już to robią półprzytomny Arboleda chce wbiec na boisko, ale zatrzymuje go ówczesny trener Zagłębia Franciszek Smuda, bo chwilę wcześniej zdjął z boiska Kolumbijczyka. Ten z łzami w oczach siada na ławce rezerwowych. Zagłębie przegrywa i nie zdobywa Pucharu Polski. Kibice jednak zapamiętali ten gest swojego piłkarza i od tamtego czasu Arboleda był wielbiony w Lubinie.

Jednak to był ostatni sezon Smudy w Zagłębiu. Kolumbijczyk bardzo związał się z tym trenerem, który traktował go jak swojego syna. Arboleda mimo wszystko został w Lubinie, ale powoli zaczęły robić się z nim problemy. Nie najlepiej dogadywał się z nowym szkoleniowcem Edwardem Klejndinstem, który nie "dmuchał i chuchał" na swojego podopiecznego, jak to zwykł czynić Smuda. Kiedy do Lubina przyszedł Czesław Michniewicz sytuacja trochę unormowała się. Jednak zimą 2007 roku były kolejne problemy. Arboleda podsycany przez Smudę pracującego już w Lechu Poznań chciał odejść. Dodatkowo zażądał od działaczy, aby ci udzielili kredytu jego matce, która chce zbudować dom w Kolumbii. Włodarze klubu odmówili. Na znak protestu Arboleda nie pojechał z całą drużyną na obóz do Pogorzelicy, ale dopiero dzień później. Mimo to nie został ukarany, ale wybryki Kolumbijczyka stawały się coraz bardziej widoczne. W tym samym sezonie Zagłębie zdobyło mistrzostwo Polski przy wydatnej pomocy Arboledy.

Jednak latem ponownie Kolumbijczyk chciał odejść do Lecha Poznań. Znowu trzeba było niemal prosić go o grę dla Zagłębia. Zachowanie Arboledy zaczęło nie podobać się innymi piłkarzom Miedziowych i pojawiły się drobne utarczki. Miarka przebrała się, gdy zwolniony został Michniewicz. Kolumbijczyk uznał, że już czas powiedzieć, co myśli o klubie. W wywiadach prasowych obrażał niemal wszystkich pracowników, a nawet piłkarzy. Przed meczem z Kolporterem Koroną Kielce jak nieoficjalnie wiadomo zawodnicy Zagłębia sprowokowali Kolumbijczyka, a ten rzucił się na Piotra Włodarczyka. Za karę Arboleda nie pojechał na mecz z Koroną, a Włodarczyk już był w kadrze meczowej.

Wspomnieć należy jeszcze jeden fakt. W połowie sierpnia 2007 roku Zagłębie podejmowało przed własną publicznością Lech Poznań. Kolumbijczyk już na początku meczu zdobył bramkę, ale w ogóle nie manifestował swojej radości, a wręcz był oburzony, że trafił do siatki podopiecznych Franciszka Smudy. Sam trener Kolejorza przyznał po meczu, iż Arboleda powiedział mu, że bardzo chce grać dla Lecha. Mimo to, Kolumbijczyk i tak był wyróżniającym się zawodnikiem mistrza Polski i swoje ostatnie spotkanie zagrał przeciwko Wiśle Kraków. Zdobył nawet bramkę.

Piłkarze rozjechali się do domów, Arboleda wrócił do swojej ojczyzny do Kolumbii, aby tam odpocząć po trudach rundy jesiennej. 21 grudnia poprzedniego roku Polska weszła do strefy Schengen, a więc obcokrajowcy mieli utrudniony wjazd do naszego kraju. Arboleda dostał instrukcje od władz Zagłębia, co należy zrobić w Kolumbii, żeby nie było żadnych problemów. Tymczasem zawodnik zbagatelizował cały problem, a może chciał tym samym wymusić transfer do Lecha Poznań? W między czasie pojawiła się bardzo atrakcyjna oferta dla klubu i dla piłkarza z ligi tureckiej, ale Arboleda odmówił. Chciał grać dla Lecha. W rezultacie spóźnił się na przygotowania o miesiąc czasu! Kara mogła być tylko jedna - przesunięcie do rezerw, a właściwie do drużyny Młodej Ekstraklasy.

Arboleda nadal żalił się w mediach jak jest źle traktowany, ale w Zagłębiu postanowiono dać mu jeszcze jedną szansę. Kolumbijczyk musiał przeprosić za swoje zachowanie wszystkich, których obraził i zrozumieć swój błąd. Jednak piłkarz nic sobie z tego nie robił i uważał, że jest niewinny. Z taką myślą tkwi do dzisiaj. Do końca rozgrywek pozostało już kilka tygodni i nie należy spodziewać się, że knąbrny Kolumbijczyk zrozumie swój błąd, a więc już raczej na pewno nie wystąpi w barwach Zagłębia. Latem odejdzie z Lubina jeden z najlepszych obrońców tego zespołu.

Źródło artykułu: