Maciej Skorża dostał zapewnienie od władz Lecha Poznań. "Postawię mocne weto"

Szymon Mierzyński
Szymon Mierzyński
Na jednej z pierwszych konferencji prasowych mówił pan o chęci zatrzymania Tymoteusza Puchacza na kolejny sezon. Tymczasem jesteśmy kilka dni po finiszu, a tego piłkarza już w Lechu nie ma.

Wszedłem do klubu w pewnym momencie i kiedy zderzyłem się z sytuacją, że zawodnik z ważną umową jedzie gdzieś na rozmowy, byłem w szoku. Dlatego natychmiast zaprosiłem go na rozmowę. Usiadł na tym samym fotelu co pan i chciałem to z nim wyjaśnić. Poznałem wszystkie aspekty i zrozumiałem, że wygląda to trochę inaczej, niż myślałem. Tymek miał zgodę klubu na odejście po sezonie przy dobrej ofercie i ja to akceptuję. Wiem, że rok temu nie został puszczony, choć leżały na stole jeszcze lepsze propozycje. Trudno było storpedować transfer, nie dać możliwości dalszego rozwoju dla zawodnika. Natomiast chciałem mieć pewność, że w ostatnich spotkaniach skupi się na grze dla Lecha. Muszę przyznać, że za jego deklaracją poszły czyny.

Miał pan możliwość, żeby jednak zablokować ten transfer?

Po co tak gdybać? Biorę młodego człowieka i on przez dłuższy czas mi przedstawia swój punkt widzenia, a ja widzę, że zatrzymywanie go na siłę nie ma sensu.

W pięć lat Lech zarobił na transferach swojej młodzieży prawie 37 mln euro. Abstrahując nawet od pieniędzy, ostatnimi zawodnikami, którzy odchodzili stąd, osiągając wcześniej sukces sportowy, byli Karol Linetty, Tomasz Kędziora i Dawid Kownacki. Później mieliśmy Jana Bednarka, Roberta Gumnego, Kamila Jóźwiaka, Jakuba Modera i ostatnio Tymoteusza Puchacza, którzy wyjechali z Poznania z niczym. To irytuje kibiców, a pana?

Trudno mi się odnosić do tych decyzji, bo nie było mnie wtedy w klubie, ani nawet w polskiej piłce. Oczywiście, że byłoby idealnie, gdyby każdy piłkarz, który odchodzi, najpierw coś z Lechem wygrał - do tego będziemy dążyć. To nie jest tak, że klub nie chce zdobywać trofeów.

W sferze deklaratywnej chce co roku, ale ich nie zdobywa.

Mogę opowiadać o tym, przy czym sam jestem. Pracujemy obecnie nad przemodelowaniem sztabu szkoleniowego i znalezieniem odpowiednich zawodników do drużyny. Rozumiem irytację kibiców, której wyraz dali podczas ostatniego meczu w Poznaniu. Skupiam się jednak na tym, co przed nami, zamiast rozpamiętywać przeszłość, na którą nie miałem wpływu.

Najpierw jednak będzie pan musiał postawić diagnozę, żeby odwrócić niekorzystny trend.

Musimy zbudować zespół gotowy walczyć w ekstremalnie trudnym sezonie pod względem presji. Poznańscy kibice są w bardzo ścisłej czołówce, jeśli chodzi o wymagania. Doskonale pamiętam, co się działo w ostatnim mistrzowskim sezonie, jak drużyna była traktowana, gdy w 15. minucie meczu byliśmy bez sytuacji strzeleckiej i już zaczynały się gwizdy. Kibic na Lechu jest mega wymagający. Sztuka polega na dobraniu zawodników, którzy sobie z tym poradzą. Nie sądzę, żeby nasz następny sezon był kroczeniem od zwycięstwa do zwycięstwa. Czeka nas mnóstwo zakrętów i trudnych momentów, w których trzeba będzie pokazać determinację. Ostatnio mieliśmy z tym kłopot. Kiedy zaczyna się coś złego dziać na boisku, mamy problemy. Nie znoszę biernej postawy, a często ją widziałem, gdy nam nie szło. Nie było emocji, determinacji, a mowa ciała niektórych piłkarzy wskazywała, że coś niedobrego wisi w powietrzu. Drużyny z silnym mentalem reagują inaczej i do tego musimy dążyć.

Dlaczego Janusz Góra musiał odejść z pańskiego sztabu?

Odeszli Janusz Góra i Andrzej Kasprzak. Każdemu z nich wyjaśniłem swoją decyzję i na tym chciałbym poprzestać.

Andrzej Kasprzak znalazł się pod ostrzałem kibiców, którzy otwarcie domagali się jego pożegnania. Trudno zakładać, że trener przygotowania fizycznego miał decydujący wpływ na formę całej drużyny. Jego osoba urosła trochę do rangi symbolu.

Ja kierowałem się wyłącznie aspektami merytorycznymi. Uważam, że obywaj trenerzy są fachowcami, którzy szybko znajdą pracę w ekstraklasie. Chciałem jednak dać zespołowi nowy bodziec. Wkrótce dołączy do nas nowy trener przygotowania fizycznego.

Paolo Terziotti?

Moje drogi z Paolo jakiś czas temu się rozeszły. Może kiedyś znów się zejdą, ale nie teraz w Lechu.

Kogo jeszcze panu brakuje?

Po tych zmianach szukamy analityka, który byłby wsparciem dla Huberta Barańskiego. Chciałbym też jeszcze jednego asystenta.

Widział pan błędy w pracy poprzedniego sztabu?

Gdy za długo stosuje się pewne metody, nie osiąga się oczekiwanego efektu. Nie mówię, że te metody są złe. Może gdzie indziej zadziałają świetnie. Tu też do pewnego momentu działały, ale przychodzi chwila, w której warto dać nowy impuls. Sytuacja do tego dojrzała.

Otwarcie pan mówi, że celem Lecha jest dublet. Brzmi świetnie, ale jak to zrobić z zespołem, który od dłuższego czasu kompletnie sobie nie radzi ze zdobywaniem trofeów? 

Jestem zdziwiony, że moje słowa odbiły się aż takim echem. Może za długo mnie nie było w kraju. Czy Valtteri Bottas jeżdżący w Mercedesie nie ma mówić, że walczy o mistrzostwo świata Formuły 1? Lech jest w naszej lidze w podobnym położeniu. Musi bić się o tytuł. Każdy sezon, który nie zakończy się takim sukcesem, będzie wywoływał niedosyt. To podobna sytuacja jak w Legii Warszawa.

Ona ma jednak nieporównywalnie wyższą skuteczność w realizowaniu celów.

To też mówi o skali trudności, jeśli Legia w ostatnich dziewięciu sezonach siedem razy była pierwsza.

Gdyby Lech regularnie był chociaż wicemistrzem, inaczej by to odbierano. Jeżeli jednak kończy sezon na 11. miejscu, mamy sportowy dramat.

Ten wynik to koszmar i coś, o czym chcemy jak najszybciej zapomnieć. Ta sytuacja trochę mi przypomina sezon, którego ja w Lechu już nie dokończyłem, bo nie udało się połączyć gry w pucharach z ligą. Tu ważne zagadnienie do zmiany - tak, żeby nie doszło do powtórki, kiedy znów przyjdzie nam występować w Europie.

Czy w trakcie swojej drugiej kadencji Maciej Skorża wywalczy z Lechem mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×