W sobotnim spotkaniu przeciwko Zniczowi bielszczanie stworzyli sobie mnóstwo okazji, jednak wykorzystali tylko jedną. W dużej mierze tak niską skuteczność Górale zawdzięczają bramkarzowi z Pruszkowa, Adrianowi Bieńkowi, który tego dnia dwoił się i troił między słupkami, by jego ekipa zachowała czyste konto. - Wygrywa cały zespół, przegrywa również cały - zawsze będę to powtarzał. Nie ważne czy bramkarz obroni milion sytuacji, czy nie obroni żadnej. Odpowiedzialność i za zwycięstwa i za porażki ponoszą wszyscy - mówi 23-letni golkiper.
Ekipa z Mazowsza punkt uratowała w ostatnich minutach spotkania. Okoliczności utraty bramki Podbeskidzia były wręcz zaskakujące. Mimo dwuosobowej przewagi Górale po indywidualnym błędzie Łukasza Merdy doprowadzili do rzutu karnego, który z zimną krwią wykorzystał Paweł Kaczmarek. - Nie graliśmy może najlepiej. Z przebiegu gry Podbeskidzie było o wiele lepszym zespołem, ale pokazaliśmy charakter do ostatnich minut, kiedy po błędzie bramkarza gospodarzy wywalczyliśmy punkt. Nawet najlepszym zespołom grającym w dziewiątkę bardzo ciężko jest zdobyć nawet punkt. Nam się udało i z tego się cieszę. Mam nadzieję, że z meczu na mecz będziemy coraz lepiej grać - dodaje wychowanek warszawskiej Agrykoli.
Świetna forma Adriana Bieńka zapewniła gościom punkt
Bramkarz Podbeskidzia po meczu przyznał się do swojego błędu, który kosztował Górali stratę dwóch punktów. - To był mój ewidentny błąd. Źle obliczyłem lot piłki i się z nią minąłem. Potem Sławek Cienciała musiał ratować sytuacje faulem i sędzia odgwizdał rzut karny, który moim zdaniem był problematyczny - relacjonuje doświadczony golkiper Podbeskidzia. - To nie ma znaczenia, że oni grali w dziewiątkę. Ta bramka nie padła po ich dobrej grze, tylko po moim błędzie - kończy podłamany Łukasz Merda, który szansę na rehabilitacje dostanie być może już w środę, kiedy bielszczanie rozgrywać będą wyjazdową pucharową potyczkę z OKS-em w Otwocku.