Wchodząc do ośrodka St George's Park piłkarze nie mogli przegapić całej ściany z zawieszonymi listami, kolorowankami i zdjęciami. Przekaz był jasny, kibice w ten sposób wyrażali wdzięczność za to, czego reprezentacja Anglii dokonała na Wembley w finale mistrzostw Europy.
Jednak Southgate robił wszystko, by nieco ponad 50 dni po porażce z Włochami ta ściana była jedynym związkiem z turniejem, bo jego kadra ma otworzyć nowy rozdział.
Bo jemu się ufa
Oczywiście wielu zmian nie będzie, bo być nie mogło. Do finału dotarła drużyna młoda, pełna nadziei i utalentowanych zawodników. Jeśli Southgate'owi czyniono w kolejnych tygodniach jakikolwiek zarzut - a były to naprawdę wyjątki - to w kontekście tego, że nie wykorzystał w pełni ofensywnego potencjału reprezentacji.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie można się nie wzruszyć. Reakcja ojca znanego piłkarza mówi wszystko
W porównaniu do kadry z Euro 2020 tych korekt nie było w ubiegłym tygodniu zbyt wiele: Ben Chilwell stracił miejsce w Chelsea, więc i drużynie narodowej się nie przyda na jednej z najlepiej obsadzonych pozycji. Bena White'a wykluczyła z udziału we wrześniowym zgrupowaniu choroba, Marcus Rashford i Phil Foden są kontuzjowani.\
Zamiast Masona Greenwooda do ataku wybrał Patricka Bamforda i nawet ta decyzja nie spotkała się z niezrozumieniem lub krytyką. Southgate'owi generalnie się w Anglii ufa.
Zapracował sobie na takie podejście mistrzostwami: najpierw tymi świata, następnie Europy.
Wbrew pozorom te dwie drużyny różniło znacznie więcej niż kilkanaście nazwisk na listach powołanych. W ostatnim turnieju Anglicy pokazali, jak bardzo rozwinęli się jako reprezentacja: zmieniając ustawienie, kontrolując spotkania przez posiadanie piłki, sprawnie kontrując, jak i wyprowadzając ataki pozycyjne.
Nawet ta wiara Southgate'a w jakość młodości - niepotwierdzona nerwami Saki, Rashforda i Sancho w finałowych rzutach karnych - daje kolejne powody, by sądzić, że wreszcie tamtejsza reprezentacja rozwija się na równi z futbolem klubowym, wykorzystując potęgę Premier League i to, jak mocno postawiono na tworzenie akademii.
Southgate był jedną z twarzy angielskiego systemu szkolenia pod hasłem "DNA". Nic dziwnego, że pozostaje najlepszym kierownikiem dla tej wycieczki - i federacja upierała się, że nim będzie nawet jeśli Anglia odpadłaby po spotkaniu 1/8 finału z Niemcami.
Na pewno Anglia startuje do jesiennej części eliminacji mistrzostw świata w komfortowej sytuacji. Finałowa trauma niewiele zmienia: dziewięć punktów zdobytych w marcu postawiło zespół ponad rywalami w grupie eliminacyjnej, a sposób, w jaki wygrywał, nie pozostawił innym złudzeń. Tamta Anglia grała na zwolnionych obrotach, z piłkarzami wycieńczonymi zimowym natężeniem ligowych spotkań, ale po prostu zwyciężając.
- Wiemy, że trzy kolejne wygrane sprawią, że będziemy w fantastycznej pozycji i bardzo bliscy awansu na mistrzostwa świata. I tak zaczynamy wrześniowe zgrupowanie: mówiąc sobie, że trzeba utrzymać skupienie. Chcemy z roku na rok stawać się mocniejsi, co widać już po mundialu w Rosji i finale Euro. Kolejnym celem jest nawet lepsza pozycja w Katarze, ale najpierw trzeba się tam zakwalifikować. W tej grupie mamy właściwą mentalność i musimy to przełożyć na właściwą grę - zapowiadał Harry Kane.
Dwie twarze
Anglia nie przegrała ostatnich 50 meczów eliminacyjnych i nic dziwnego, bo moc tej drużyny widać nawet w takich spotkaniach jak z Węgrami. Przede wszystkim zespół Southgate'a musiał dźwignąć ten mecz mentalnie, gdy już na rozgrzewce jego piłkarze poczuli wrogość 60 tysięcy fanów, a w trakcie meczu ona się tylko nasilała.
Policzono, że w stronę Raheema Sterlinga poleciało 27 kubków z piwem, gdy skrzydłowy celebrował strzelonego gola. Rozmontowywanie gospodarzy w Budapeszcie trwało do drugiej połowy, przed przerwą najgroźniejszą okazję stworzył wspomniany Kane, ale też po drużynie widać, że nie potrzebuje wielu słów, by mocniej zareagować.
Talent skupiony w podstawowej jedenastce i na ławce rezerwowych oznacza, że wystarczy z rywalami z niższej półki grę przyspieszyć, by wymiany podań się zazębiły. Jack Grealish wymienił się piłką i pozycjami z Masonem Mountem, a z piątego metra akcję wykończył Sterling - to było tak proste i szybkie, że nawet przyzwoicie zorganizowana obrona Węgrów była bez szans. Później poszło już łatwiej, także przez pomoc błędów Petera Gulacsiego.
Jednak gra drużyny Southgate'a po prostu wyglądała dobrze - jakby był to klub. Zresztą taka jest też koncepcja selekcjonera, by zbudować poczucie ponad podziałami, które dawniej definiowały niepowodzenia złotych podobno pokoleń, które nic wielkiego nie osiągnęły - jedni byli z Londynu, inni z Manchesteru, jeszcze niżej znajdowali się ci z Liverpoolu. Teraz świetne relacje wyrażane są wspólnymi stanowiskami w ważnych społecznie sprawach, wsparciem dla słabszych i, co najważniejsze, płynnością w grze.
- Cały wieczór odpowiednio wykorzystywaliśmy piłkę. Pierwsze dwa gole to przecież efekt odbiorów i kontr. Może nawet nie było tak wielkiej różnicy między połowami, poza tym, że rywale bardziej się otworzyli. Ale to my sprawiliśmy, że potencjalnie trudne spotkanie wyglądało dla nas na bardzo komfortowe. Wykonywaliśmy właściwe podania, utrzymywaliśmy się przy piłce tak długo, by oni się wreszcie zmęczyli - mówił Southgate.
I na to również trzeba być w meczach z Anglią przygotowanym. A o tym, jak poukładany jest ten zespół i jak mocny jest konkretnymi ogniwami świadczą nie tylko gole liderów, lecz również fakt, że z Kalvinem Phillipsem w składzie - to już 16 spotkań - Anglia straciła tylko jednego gola z gry.
Mentalność po zmianach
Kane jest w grupie zawodników, u których sporo się latem zmieniło. On sam, stojąc przed dziennikarzami w trakcie zgrupowania, po raz pierwszy musiał zmierzyć się z tym, jak inaczej jest odbierany. Nie chodzi przecież o to, że wciąż gra w Tottenhamie, ale o sposób, w jaki próbował przeforsować transfer do Manchesteru City.
Ostatecznie i Daniel Levy miał zbyt mocne karty po stronie klubu, i ze strony szefów Pepa Guardioli zabrakło determinacji w spełnieniu jego życzenia. Frustracja napastnika była jasna, widoczna po tym, że kilka dni później zjawił się na treningach przed sezonem, czym postawił nowego szkoleniowca Tottenhamu w trudnej sytuacji.
Ale on też wiedział, że inny transfer kolegi z kadry był możliwy - Jack Grealish pobił rekord Anglii pod względem kwoty jaką wyłożył na niego mistrz kraju. Już w pierwszych tygodniach sezonu widać było efekt jego gry i stylu, którym rozkochał kibiców reprezentacji.
Teraz również Southgate będzie miał za zadanie wykorzystać lepiej Grealisha. W końcu jest on dopiero na początku swojej przygody z kadrą, przed wrześniowym zgrupowaniem miał w niej tylko dwanaście występów, w tym pięć w Euro 2020. Najdłużej zagrał przeciwko Szkocji, w jedynym meczu zakończonym przez Anglię bez efektu bramkowego. Pozostałe wejścia sprowadzały się do maksimum 37 minut, a więc jego wpływ był ograniczony.
Teraz, jeśli reprezentacja ma dostać skrzydeł, musi stać się jednym z liderów, chwycić za kierownicę w ofensywie i to nie tylko zadanie dla selekcjonera. Im bardziej wystawianie Grealisha będzie wymuszone, tym mniej naturalnie będzie wyglądał w zespole. Southgate zwracał uwagę na to, że to przede wszystkim kwestia gry defensywnej, reagowania na te momenty, gdy zespół tracił piłkę.
- Nie sądzę, by sto milionów funtów, które zapłacił Manchester City, były dla niego przeszkodą. Myślę, że jemu się to podoba, że on bazuje swoją grę na takiej presji. Oczywiście, że przez to będzie zupełnie inaczej oceniany, a jego profil zdecydowanie wzrósł. Dodatkowo zagra w Lidze Mistrzów, rywalizując z najlepszymi i u boku najlepszych co kilka dni. Będzie musiał ciągle wygrywać. Kombinacja tego wszystkiego sprawia, że stanie się lepszym piłkarzem - mówił o Grealishu Southgate.
Kolejnym przykładem jest Jadon Sancho, którego czeka podobne wyzwanie po zmianie otoczenia i przejściu do Manchesteru United. Ten świetny drybler będzie dynamicznie wchodził na wyższy poziom, ale i jego oczekiwaniami co do pozycji w reprezentacji będzie zarządzał Southgate. Jego rywalizacja w klubie z Rashfordem, Anthonym Martialem, ale też sprowadzonym ostatnio Cristiano Ronaldo tylko go udoskonali, lecz i doda presji selekcjonerowi kadry. On w końcu będzie odpowiadał za to, ilu i jakich zawodników ofensywnych wybierze, a na bazie tych decyzji będzie bardzo surowo oceniany.
Ciekawy był także przypadek Tyrone'a Mingsa, do którego odniósł się Southgate na początku przygotowań do wrześniowych meczów. Obrońca Aston Villi miesiąc wcześniej, dzieląc się wrażeniami po mistrzostwach Europy, mówił o swoich wątpliwościach, gdy musiał zastąpić Harry’ego Maguire'a. Tłumaczył, że mentalnie nie był przygotowany na to, że cały kraj nie uważał go za wartego miejsca w kadrze na taki turniej. Fakt, że defensor sam zdecydował się podzielić takimi przemyśleniami pokazuje, jak świadomą grupą zarządza selekcjoner, który wprowadził Anglię do pierwszego od 55 lat finału.
- Myślę, że poradził sobie świetnie. Na pewno porozmawiamy o jego wrażeniach, by sobie wszystko wyjaśnić, ale uważam, że już w trakcie turnieju wszystko poszło dobrze. Kiedy rozmawiamy o zdrowiu mentalnym, to jest wiele różnych obszarów, odczuć, które mogą doświadczać ludzie - mówił Southgate.
Problem z głowy
Wszyscy pracujący w kadrze mówią, że pod względem psychologicznego podejścia do zawodników Southgate jest niezastąpiony. Idealnie wyczuwa nastroje, tonuje presję i, gdy tego wymaga sytuacja, bierze wszystko na siebie, usprawiedliwiając piłkarzy. Potrafi mówić otwarcie o problemach swoich oraz drużyny, konfrontuje się z opinią publiczną.
To rzadki widok pośród trenerów na najwyższym poziomie, ale tym bardziej te atuty - wyrażane choćby w specjalistycznych podcastach z udziałem Southgate'a - przydadzą się na kolejnym etapie. Nieprzypadkowo tak szybko powiedział, że w mundialu chce osiągnąć nawet więcej, czyli mistrzostwo świata. Przynajmniej jedną dyskusję ma już z głowy on, jak i jego zespół.
- Każdy zespół, z którym zagramy we wrześniu to trudny rywal, a dla nas to kluczowe momenty eliminacji. Trudno przewidzieć, które z wyzwań okaże się najbardziej skomplikowane, ale musimy być gotowi na to, że będzie ono zupełnie inne. Jako trener poszukuję wielu różnych sposobów motywowania siebie i swojego zespołu. Szukam przewag i tego, jak mogę zainspirować piłkarzy - tłumaczył Southgate.
- Przede wszystkim musimy mieć w sobie wystarczająco pokory, by wcisnąć przycisk resetu po tym, co stało się latem, by teraz dać sobie szansę awansu na kolejny turniej. Nie możemy mentalnie wywyższać się jako finaliści mistrzostw. Podstawą znów będzie ciężka praca i pokora, które doprowadziły nas do tego miejsca - podsumowywał.
Drużyna z selekcjonerem, który pomimo przebijania kolejnych granic - bez ostatecznego sukcesu - utrzymuje głowę na karku jest znacznie groźniejszym rywalem niż zespół nasycony swoimi osiągnięciami. Umiejętność wmawiania tak utalentowanym piłkarzom, że muszą wrócić do punktu wyjścia jest kolejnym atutem Southgate'a.
Panowanie nad gwiazdami to jedno, ale on ich kształtuje, stał się dla nich liderem wykraczającym poza okresy zgrupowań kadry. Trudno wyobrazić sobie na dziś sytuację, w której ich relacja jest na tyle zaburzona, by rywale mogli liczyć na konflikty, które dawniej cechowały reprezentację Anglii.
Droga do złota mundialu w Katarze wiedzie przez Warszawę. Mecz 6. kolejki eliminacji MŚ 2022 Polska - Anglia w środę o godz. 20:45. Transmisja w TVP 1, TVP Sport i Polsacie Sport Premium 1. Relacja tekstowa na WP SportoweFakty.
Michał Zachodny, "Piłka Nożna"