W Górniku zostawiłem kawałek siebie - rozmowa z Dariuszem Kołodziejem, pomocnikiem Podbeskidzia Bielsko-Biała

Rozgrywający Podbeskidzia Bielsko-Biała, Dariusz Kołodziej nieco ponad tydzień temu trafił pod Klimczok na zasadzie transferu z Górnika Zabrze. Ze śląskim klubem nie żegnał się jednak w zbyt dobrej atmosferze. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl waleczny zawodnik bielszczan opowiada o roku spędzonym w drużynie 14-krotnych mistrzów Polski, zdradza dlaczego zdecydował się złożyć wniosek o rozwiązanie kontraktu z Górnikiem, kto nim w tej sytuacji kierował, a także opowiada o wrażeniach przed zbliżającym się meczem Górnika z Podbeskidziem.

Marcin Ziach
Marcin Ziach

Marcin Ziach: Kiedy rozmawialiśmy przed rokiem, tuż po tym, jak związałeś się z Górnikiem mówiłeś, że przychodzisz do Zabrza by osiągnąć sukces. Realia okazały się być zupełnie inne i zamiast awansować do pucharów spadłeś z drużyną do I ligi.

Dariusz Kołodziej: Na pewno nie żałuję swojej decyzji sprzed roku i gdybym mógł cofnąć czas ponownie przeszedłbym do Górnika. W Zabrzu się bardzo wiele nauczyłem. Nabrałem doświadczenia, zarówno w karierze zawodniczej, jak i życiu osobistym. Myślę, że to na pewno będzie procentować w przyszłości. Spadliśmy co prawda z ekstraklasy, ale nabrałem dzięki temu szlifu, zagrałem wiele ciężkich meczów, ścierając się z najlepszymi zawodnikami w Polsce. Spadek bardzo boli, bo miejsce Górnika jest w ekstraklasie, ale on też jest nauką dla każdego z nas. Rok spędzony w Górniku był czymś kapitalnym i na pewno nie jest on dla mnie czasem straconym.

Początki w Górniku miałeś ciężkie. Najpierw trener Wieczorek stawiał na ciebie w meczach sparingowych i ligowych, a gdy trener ten z Zabrza odszedł miałeś sporo problemów z grą w pierwszym składzie.

- Rzeczywiście w sparingach grałem bardzo dużo. Byłem podstawowym zawodnikiem i potem w lidze trener także na mnie stawiał. Niestety nasza gra na starcie sezonu się nie kleiła i trener Wieczorek odszedł z Zabrza. Nie ukrywam, że wiele mu zawdzięczam. On na mnie postawił i pozwolił zadebiutować w meczu derbowym z Ruchem Chorzów, co było dla mnie niezapomnianym przeżyciem. Wraz z przyjściem trenera Kasperczaka przyszły dużo cięższe chwile, ale i te udało mi się przetrwać.

Trzeba powiedzieć, że spadek Górnika spowodowany w głównej mierze był fatalnym startem sezonu w waszym wykonaniu.

- Nie można się z tym nie zgodzić. Co prawda terminarz na starcie sezonu był dla nas ciężki, bo nie punktowaliśmy na starcie, ale szczerze mówiąc - ciężko jest się utrzymać w ekstraklasie, kiedy po rundzie jesiennej ma się na koncie dziewięć punktów. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, w jak fatalnej sytuacji się znaleźliśmy. Mecze nam nie wychodziły, strzelaliśmy bardzo mało bramek. Kluczowe było też to, że w rundzie jesiennej przegrywaliśmy mecze z zespołami, które były naszymi bezpośrednimi rywalami do walki o utrzymanie w ekstraklasie. Myślę, że to w głównej mierze zaważyło o tym, że sezon zakończył się dla nas kompletną klapą.

Ty jednak powinieneś mieć powody do satysfakcji, bo trafienie numer 1. w sezonie było właśnie twojego autorstwa.

- Nie rozpatrywałbym tego w kategorii jakichś osobistych sukcesów. Fajnie, że się to tak ułożyło, że udało mi się trafić do siatki w meczu z Odrą Wodzisław, z która była drużyną, z którą zawsze grało mi się bardzo dobrze, ale z jednej strony to trafienie nic nam nie dało, bo ten mecz przegraliśmy 3:1, a z drugiej był to tylko mecz Pucharu Ekstraklasy, który nic nam nie dawał. Najważniejsza była dla nas liga, a tam nam ewidentnie było pod górę.

Po meczu z Odrą przyszło pierwsze zwycięstwo w lidze, w meczu z Piastem Gliwice. Następnie do klubu przyszedł trener Henryk Kasperczak, który nie widział dla ciebie miejsca w kadrze pierwszej drużyny.

- Początki u trenera Kasperczaka rzeczywiście były bardzo ciężkie. Nie widział on dla mnie miejsca w drużynie, a w prasie pojawiły się spekulacje na mój temat, że Kołodziej się w Zabrzu nie sprawdził i będzie musiał odejść. Potem jednak się to zmieniło. Trener odsunął czterech zawodników od drużyny, dzięki czemu zrobiło się miejsce dla mnie i myślę, że szansę swoją wykorzystałem. W końcówce rundy byłem kluczowym zawodnikiem i strzeliłem debiutancką bramkę w meczu z Jagiellonią Białystok.

Kiedy ściągano Kasperczaka do Zabrza wydawało się, że tak uznany fachowiec będzie w stanie nastawić was na odpowiednie tory. Sztuka ta mu się nie udała, a zawodnicy po spadku otwarcie go krytykowali.

- W mojej opinii trener Kasperczak jest bardzo dobrym fachowcem. Z każdego treningu pod jego okiem można było wyciągnąć coś nowego, wprowadzał do klubu nowe standardy. Jedyną rzeczą, do której można by się przyczepić było to, że zimą nie sprowadził bramkostrzelnego napastnika. Tak naprawdę rywalizacja o miejsce w ataku była bardzo mała i myślę, że ten brak elementu zaciętości na treningach był naszą bolączką. Nigdy nie zganiałem jednak winy za spadek Górnika na trenera. Spadliśmy jako drużyna i każdy z nas ma swój udział w tym co się wydarzyło.

Nie można ci jednak odmówić ambicji, bo w każdym meczu, w którym grałeś walczyłeś za dwóch i strzelałeś ważne bramki. W meczu z Jagą twoje trafienie dało Górnikowi zwycięstwo.

- Podchodziłem do piłki bez kompleksów. Wierzę w swoje umiejętności i wiem, że rzuty wolne są moją mocną stroną. Ustawiłem piłkę i już wtedy wiedziałem gdzie i jak chcę uderzyć. Piłka siadła doskonale na nogę i wpadła do bramki. Bardzo cieszę się, że udało się trafić, a radość jest tym większa, że wygraliśmy ten mecz 1:0 i bramka dała nam trzy punkty.

Rundę jesienną kończyliście z bardzo słabym wynikiem punktowym, na samym dnie tabeli. Był wtedy taki moment, że zadałeś sobie pytanie: "Koło co ty tutaj robisz?!"

- Nie, absolutnie nie było takiego momentu. Najgorzej było w połowie rundy jesiennej, kiedy media prześcigały się w spekulacjach na mój temat i zapewniały, że zostanę odpalony z Zabrza. Wtedy na rozmowę poprosił mnie trener Kasperczak i powiedział, że mnie widzi w drużynie i jestem mu potrzebny. To podniosło mnie na duchu, poczułem się dowartościowany i ani przez myśl mi potem nie przeszło żeby z Górnika odejść i zostawić klub w potrzebie.

Zimą pracowaliście bardzo ciężko. Dwa obozy zagraniczne, multum rozegranych sparingów. Prezentowaliście optymalną formę i co ważne od pierwszego meczu zaczęliście gromadzić punkty.

- Spotkania z Ruchem Chorzów na Stadionie Śląskim nigdy nie zapomnę. Był to mój mecz życia, gdzie grałem przy tak wielkiej publice i na trybunach była tak kapitalna atmosfera, a my sięgnęliśmy po bardzo ważne zwycięstwo. Myślę, że podobne spotkanie może mi się już długo nie trafić i na pewno ten mecz będę pamiętał do końca życia.

Spadek z ekstraklasy jest twoją największą porażką w dotychczasowej karierze zawodniczej?

- Zdecydowanie tak. Do dzisiaj się zastanawiam jak to możliwe, że mając taką kadrę, sponsora, trenera, warunki i kibiców Górnik mógł spaść z ekstraklasy. Spadek, w warunkach takich, jakie my mieliśmy był sztuką i ta sztuka niestety nam się przytrafiła. To boli, szczerze mówiąc i na pewno jest to moja największa życiowa klęska. Mam w sercu nadzieję, że większej porażki już nie doznam, bo naprawdę jest to bardzo, bardzo przykre przeżycie.

Przyszedł spadek, który jak mówisz był sztuką i ciężkie rozmowy dotyczące obniżenia kontraktów. Według mediów, to główny powód twojego odejścia z Górnika.

- Szczerze mówiąc przy moim odejściu z Górnika kwestia pieniędzy nie wchodziła w grę. Chodziło o sprawy osobiste, problemy rodzinne i dlatego chciałem wrócić do Bielska, do domu. Wiele spekulacji było takich, że jestem łapczywy i chciwy, bo myślę tylko o pieniądzach. Ci dziennikarze w rzeczywistości nie zasięgali informacji ani u mnie, ani u prezesa tylko wypisywali swoje domysły, z których żaden nie był trafiony, a ucierpiał mój wizerunek w oczach kibiców.

Dlaczego zatem zdecydowałeś się na tak rygorystyczne posunięcie, jak złożenie wniosku o rozwiązanie kontraktu z winy klubu?

- Nie była to do końca moja decyzja. Ja na pewno pokierowałbym tę sprawą zupełnie inaczej. Teraz mogę tylko żałować, że nie porozmawiałem z prezesem w cztery oczy i nie przedstawiłem mu sytuacji taką, jaka jest. Późniejsza rozmowa z prezesem okazała się bardzo przyjemna. Jest to człowiek bardzo otwarty i serdeczny. Na pewno należą mu się wielkie słowa uznania za to, że twardo stąpa po ziemi, bo on jako jeden z niewielu nie wierzył prasowym doniesieniom. Zachował się wobec mnie bardzo w porządku i za to jestem mu bardzo wdzięczny.

Powiedziałeś, że nie była to do końca twoja decyzja. Kto zatem tobą w tej sytuacji kierował?

- Dałem się ponieść emocjom i pozwoliłem, aby mój menadżer mi zawrócił w głowie. Przez to straciłem nieco grunt pod nogami i za jego namową skierowałem sprawę do sądu. Myślę, że to było zupełnie niepotrzebne i można to było załatwić w zupełnie inny sposób. Nie było innych argumentów, to padło na argument finansowy, bo akurat w Górniku wtedy nie było ciągłości finansowej. Na przejściu do Podbeskidzia straciłem finansowo, ale nie to jest najważniejsze. Dla mnie w życiu pierwsze miejsce mieć zawsze będzie rodzina i musiałem podjąć takie, a nie inne kroki.

Jak ta sprawa przebiegała?

- Mój menadżer zadzwonił do prezesa i powiedział, że ma dla mnie ofertę. Prezes odpowiedział, że jestem nie na sprzedaż, a on zamiast skonsultować to ze mną oddał poza moją wiedzą sprawę do sądu. Dlatego też ta sprawa ułożyła się w ten sposób, jak się ułożyła. Ja nad tym ubolewam, bo dotknęło mnie coś, czego nie jestem do końca winny.

Po tym jak zachował się twój menadżer podjąłeś jakieś rygorystyczne kroki?

- Nie, wszystko zostało wyjaśnione raczej ugodowo. Duże znaczenie miał przy tym fakt, że spotkanie z prezesem przebiegło w bardzo miłej atmosferze. On mnie zrozumiał i nie miał do mnie pretensji. Przyznał, że warto to było zupełnie inaczej załatwić, ale co najważniejsze zrozumiał, że nie kierowałem się chęcią zysku czy względami materialnymi, a potrzebami osobistymi. Każdy człowiek ma takie potrzeby i jeżeli ich nie umie spełnić nie czuje się szczęśliwy. Mnie się udało sprawę doprowadzić do szczęśliwego końca.

Nie żal jednak odchodzić z Górnika, kiedy o tym klubie mówi się, że to eldorado dla zawodników?

- Wielki żal i na pewno sam z siebie nie chciałbym z Górnika odchodzić. Jest to świetny klub, w którym wszystko jest bardzo dobrze poukładane. Wszyscy są jedną rodziną, od pana, który kosi trawę po prezesa. Górnik to wielka firma, uznana marka i ma wspaniałych kibiców. Ciężko szukać w Polsce podobnie budowanych klubów, na zachodnich standardach. Na pewno w Zabrzu jest atmosfera na budowę wielkiej drużyny i żałuję, że nie będzie mi dane w tym uczestniczyć. Takie jest jednak życie i nie mogę płakać nad tym, co już się stało i już się nie odstanie.

Kiedy złożyłeś wniosek do PZPN o rozwiązanie kontraktu z Górnikiem w gazetach prześcigano się w spekulacjach gdzie zagrasz. Mówiło się o tobie w kontekście przejścia do Ruchu Chorzów, czy Piasta Gliwice.

- Rzeczywiście było coś na rzeczy. Ofert z ekstraklasy miałem sporo, także z Ruchu i Piasta, ale tych nie brałem pod uwagę z dwóch powodów. Przede wszystkim odchodząc z Górnika wchodziła w rachubę jedynie sprawa powrotu do Podbeskidzia Bielsko-Biała, abym mógł być na co dzień blisko domu, a z drugiej strony wiem, w jakiej komitywie żyją kibice Górnika z fanami Ruchu i Piasta i z szacunku dla nich nie przyjąłbym oferty z żadnego z tych klubów. Na Górnym Śląsku liczył się tylko Górnik. Szukanie przygód gdziekolwiek indziej zupełnie mnie nie interesowało.

Kibice Górnika byli jednak mocno rozgoryczeni faktem, że w tak nieelegancki sposób chciałeś się rozstać z klubem. Co możesz powiedzieć tym fanom, którzy w ciebie zwątpili?

- Zdaję sobie sprawę z tego, że postępowanie, jakim się skalałem zraża ludzi do mojej osoby i nie mam nic na swoją obronę. Mogę ze swojej strony tylko kibiców przeprosić za to, że ich rozczarowałem swoim postępowaniem. Ta sprawa nie miała tak wyglądać. Nie było w żadnym wypadku tak, że chciałem uciekać z Górnika z mojego widzimisię. Sprawy się tak potoczyły, a nie inaczej. Mogę tylko spuścić głowę i przeprosić wszystkich tych, których uraziłem swoim postępowaniem, bo na pewno nie miałem tego na celu. Darzę kibiców Górnika ogromnym szacunkiem i myślę, że ten klub ma najlepszych fanów w Polsce. Tych nie szanować to grzech.

Po tym, jak PZPN podjął decyzję, że twój kontrakt z Górnikiem jest ważny szybko dostałeś szansę od trenera Komornickiego, który w meczu z Wisłą Płock pozwolił wejść ci z ławki rezerwowych.

- Wydaje mi się, że dla trenera mniejsze znaczenie miało to, jakie sprawy prowadzę z prezesem. Trener Komornicki zachował się bardzo elegancko, przyglądając się sytuacji z boku i nie trącając swoich trzech zdań. Jego interesowały tylko sprawy piłkarskie i cieszę się, że zdecydował się na mnie postawić. Przez dłuższy okres czasu nie trenowałem, leczyłem kontuzję, a mimo to trener nie bał się na mnie postawić. To bardzo budujące, że szkoleniowiec cię docenia.

Wychodząc na boisko w meczu z Wisłą Płock miałeś świadomość, że może być to twój ostatni mecz w barwach Górnika?

- Wiedziałem, że pomiędzy klubami jest jakaś mediacja, ale wychodząc na boisko zupełnie się o takich rzeczach nie myśli. Przed moim wejściem na boisko trener zapytał mnie jak sprawa wygląda i czy myślami jestem tutaj czy tam. Odpowiedziałem, że niezależnie od tego co się stanie dam z siebie wszystko dla Górnika i tak też się stało. Nie wyobrażałem sobie żeby mogłoby być inaczej.

Zaglądając w statystyki twojej kariery można dojść do zaskakującego odkrycia. Miałeś świadomość, że mecz z Ruchem, w którym debiutowałeś w barwach Górnika odbył się 10 sierpnia 2008, a spotkanie z Wisłą Płock dokładnie 365 dni później?

- Poważnie?! Jestem absolutnie zaskoczony. Nie miałem pojęcia, że tak się to złożyło (śmiech). Na pewno był to dla mnie szczególny rok, pełen nowych doświadczeń, wrażeń i przygód. To co przeżyłem w Górniku zabieram ze sobą i nigdy tego nie zapomnę. Gra w tym klubie to coś fantastycznego, o tym marzy każdy zawodnik, a mnie było dane dostąpić tego zaszczytu. Szkoda, że tylko przez rok, ale i tak to coś niesamowitego.

Chciałbyś jeszcze kiedyś na Roosevelta wrócić i wdziać trykot z trójkolorowym herbem?

- Oczywiście, że tak. Nigdy nie mówi się nigdy. Ja przed sobą drogi powrotnej do Górnika definitywnie nie zamykam. Tym bardziej, że w tym klubie zostawiam wielu przyjaciół i kawałek siebie. Na pewno Górnik ma swoje miejsce w moim życiu i tego nic nie zmieni. Wiem, że z kibicami może być troszkę ciężej, ale jeżeli będzie mi dane wrócić do Zabrza zrobię wszystko aby dobrą grą odkupić winy z przeszłości.

Pierwsze spotkanie z zabrzańskimi fanami przed tobą już przy okazji meczu 5. kolejki, kiedy na Roosevelta przyjedziesz wraz z Podbeskidziem.

- Mam świadomość, że mogę być przez kibiców przyjęty dość oschle, ale teraz jestem zawodnikiem Podbeskidzia i przyjadę do Zabrza, aby ten mecz wygrać. Jestem profesjonalistą i bez względu na to gdzie będę grał i przeciwko komu będę robił wszystko, aby wygrywać. W tym sporcie nie ma miejsca na sentymenty, bo nikt ci nie da taryfy ulgowej. Musisz w każdym meczu dać z siebie wszystko. Inaczej nigdy nic w futbolu nie osiągniesz.

Nie będziesz miał przy okazji tego meczu problemów z wejściem do odpowiedniej szatni, czy też strzelaniem do odpowiedniej bramki?

- (śmiech) To może być dziwna sytuacja, żeby przebierać się w szatni gości, bo jeszcze nigdy tego nie robiłem. Na pewno to kolejne ciekawe doświadczenie. Będzie to moja pierwsza wizyta w szatni drużyny przeciwnej i mam nadzieję, że następna będzie miała już miejsce w ekstraklasie. Bo Górnik musi tam wrócić, a Podbeskidzie? Chyba nadszedł na to najwyższy czas.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×