Kamil Górniak: Wygraliście w Stalowej Woli. Jak pan oceni te zawody?
Jacek Gorczyca: Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Po wyrzuceniu z boiska naszych dwóch zawodników musieliśmy zamurować dostęp do własnej bramki. Myślę, że to nam się udało. Warunki gry, drużyny na boisku i sytuacja z 65. minuty spowodowały, że ten mecz tak wyglądał a nie inaczej. Było dużo walki, podjęliśmy rękawice i ze Stalowej Woli wywieźliśmy trzy punkty.
Ostatnie 30. minut to z waszej strony obrona Częstochowy. Stal jednak nie potrafiła skutecznie zaatakować.
- Zgadza się. Tylko jakiś głupi odkryłby się w takim momencie. Prowadziliśmy 2:0, przyjęliśmy na Stal na 30 metrze od bramki i czekaliśmy na rozwój sytuacji. Walczyliśmy, pomagaliśmy sobie wzajemnie. Moim zdaniem uzupełnialiśmy się bardzo dobrze. W końcówce już brakło sił. Udało się dowieźć zwycięstwo do końca.
Pogoda nie był sprzymierzeńcem i bramkarzy i piłkarzy.
- Takie strzały po ziemi na mokrej murawie są bardzo trudne do obrony. Każdy może spróbować swoich sił. Piłka jest bardzo szybka. Wydaje mi się, że wychodziłem obronną ręką z tych sytuacji. To jest moja robota.
Właśnie. Kilka razy pana bardzo dobre interwencje uchroniły GKS przed utratą gola.
- Ja jestem od tego żeby pomagać drużynie jak tylko mogę. Starałem się tylko ja mogłem. W jakimś stopniu pomogłem zespołowi i zdobyliśmy komplet oczek.
Niemoc wyjazdowa została przerwana.
- To nie jest niemoc. Dwa mecze na wyjeździe tylko przegraliśmy. Mieliśmy w tym sezonie trudnych rywali. W sobotę z przebiegu meczu zasłużyliśmy na wygraną i zdobyliśmy trzy punkty.
Ataki Stali praktycznie kończyły się na 16 metrze od bramki GKS.
- Zgadza się. Mieli groźne uderzenia z dystansu, ale to my kontrolowaliśmy grę. Mieliśmy świetne okazje w pierwszej połowie. Dwie z trzech wykorzystaliśmy. Szkoda, że Bartek Iwan jej nie wykorzystał. Wiadomo, że inaczej to wyglądało od 65. minuty, ale uważam, że zasłużenie wygraliśmy ten pojedynek.
Byliście skuteczni. Trzy okazje w pierwszej połowie i dwie wykorzystane.
- Cieszę się, że nasza perełka, Krzysiek Kaliciak się przebudził i trafił do siatki dwa razy. Chciałbym tylko powiedzieć, że ostatniego karnego strzeliliśmy dwa lata temu w meczu z ŁKS Łomża. Nieskromnie powiem, że ja go wykonywałem. Parę karnych nie udało nam się wykorzystać. Także tu jakaś niemoc była. Kaliciak podjął się wykonywania jedenastki, mimo że jest młodym zawodnikiem. Udało mu się ładnie uderzyć i trafić do siatki.
Nie można mieć pretensji do pracy arbitra.
- Mi się wydaje, że sędzia mimo młodego wieku, wiem, że ma 30 lat, tych dwóch czerwonych kartek, pracował bardzo dobrze. Popełnił jeden błąd, bowiem mógł zastosować przywilej korzyści dla Stali i puścić grę. To jest ułamek sekundy. Sędzia musiał podjąć decyzję. Uważam jednak, że zawody prowadził bardzo dobrze.
A jak oceni pan sytuacje z 65. minuty?
- Wydaje mi się, że atak był. Nie wiedziałem akurat sytuacji z Mateuszem Sroką, bo starałem się odciągnąć chłopaków. Na ten temat się nie mogę wypowiedzieć. Co do Adriana Napierały, to faul był, ale był także i kontakt z piłką. Sędzia na pewno nie wypaczył wyniku.
Na boisku było dużo walki, nerwów, co było widać właśnie podczas tej sytuacji.
- Gramy o punkty, pieniążki i dla kibiców. Nie ma oszczędzania się. Są sytuacje, kiedy ludzie przestają panować nad sobą. Są osoby spokojne i porywcze. To trzeba też zrozumieć. Niektórzy muszą poskromić swoją agresywność.
Kibice z Katowic nie pojawili się na trybunach.
- Uważam, że przez internet śledzili ten mecz, kibicowali nam i poniekąd dzięki nim zdobyliśmy te punkty. Teraz mamy ŁKS i po tej wygranej przyjdzie nawet kilka tysięcy kibiców na Bukową.