- Mogliśmy przegrać zdecydowanie wyżej, jak również w końcówce meczu mieliśmy szansę, aby doprowadzić do wyrównania. Szkoda tego stałego fragmentu gry, który wyszedł nam idealnie [w doliczonym czasie gry Pavol Staňo nie wykorzystał stuprocentowej sytuacji-red] - żałował po końcowym gwizdku Jezierski. - Wisła stłamsiła nas od początku meczu, posiadała przewagę, mogła wyżej prowadzić, ale to jest nieważne, mogliśmy jej utrzeć nosa - przyznał Jagiellończyk.
33-letni napastnik przyznał, że Biała Gwiazda grając wysokim pressingiem sprawiła mnóstwo problemów żółto-czerwonym. - Wisła jest na tyle mocna, wyselekcjonowana fizycznie, że potrafi każdego przeciwnika zamknąć na własnej połowie. Nie wiem czy zabrakło nam agresywności, czy po prostu piłkarskiej jakości, żeby się utrzymać przy piłce, przeprowadzać akcje, aby tym przestraszyć Wisłę, bo byliśmy schowani za podwójną gardą. W najbliższych dniach przyjdzie czas na analizę tego meczu - stwierdził.
Honorowego gola Jagiellonia zdobyła w końcowych minutach po uderzeniu Jezierskiego. Futbolówka odbiła się od słupka, następnie od pleców Pawełka i wpadła do bramki. - Mogę podziękować losowi, za to, że pomógł, bo mój strzał był na tyle niecelny i piłka po odbiciu od słupka wracała w pole. Sytuacje takie w piłce zdarzają się i nie jest to wina bramkarza - powiedział Jezierski.
Napastnik Jagi w tym sezonie jeszcze nie wyszedł w podstawowym składzie i na pytanie, czy nie ma wrażenia, że gra za mało, odparł ze śmiechem. - Od pięciu kolejek mam takie wrażenie.
- Staram się bez złości pomagać zespołowi, Kamilowi Grosickiemu i Tomaszowi Frankowskiemu. Mam taką rolę, a nie inną i w każdym momencie będę dawać z siebie sto procent w każdej sytuacji - powiedział.
W ubiegłym tygodniu Jezierski wchodził z zadaniem, aby jak najdłużej utrzymać się przy piłce. Założenia w spotkaniu z Wisłą miał zupełnie inne. - Mieliśmy grać wysoko, strzelić bramkę na 1:2, aby odrobić wynik - zdradził po meczu co wymagał od niego trener Jagiellonii Michał Probierz.