Wcześniej z szatni Lechii Gdańsk dochodziły różne głosy. Wprawdzie głośno nikt tego nie powiedział, natomiast można było odnieść wrażenie, że niektórzy zawodnicy byli trochę zmęczeni metodami pracy Piotra Stokowca. Zresztą, najlepiej oddaje to pożegnanie szkoleniowca, w którym nie każdy chciał wziąć udział. Najwyraźniej pewna formuła w Gdańsku się wyczerpała. Potrzeba było nowego impulsu, swego rodzaju odświeżenia. No i padł nieoczywisty wybór - postawiono na Tomasza Kaczmarka.
Ostatnie tygodnie pokazują, że decyzja zarządu Lechii była słuszna. Jest oczywiście stanowczo zbyt wcześnie, by się umieścić go w piątce najlepszych trenerów w historii Lechii czy stawiać pomniki, ale wejście do gdańskiej drużyny ma doprawdy imponujące.
Wprawdzie zaczął od pechowego remisu z Wisłą Kraków, jednak później przyszły trzy zwycięstwa. Ligowe z Piastem Gliwice, Górnikiem Łęczna i Legią Warszawa, a do tego w Pucharze Polski z Jagiellonią Białystok.
Nie słowa, a czyny
Jest taka scenka w filmie "Poranek kojota", w której postać prezesa odgrywana przez Tadeusza Huka mówi: - Jeżeli czegoś nie da się zrobić, potrzebny jest ktoś kto o tym nie wie. Przyjdzie i to zrobi.
ZOBACZ WIDEO: Polski Związek Piłki Nożnej z nowymi pomysłami? "Przedstawimy je panu premierowi"
Trener Stokowiec przez ostatnie parę, jeśli nie paręnaście miesięcy powtarzał jak mantrę, że chce, aby Lechia pod jego wodzą grała widowiskowo i ofensywnie. Mówił o tym praktycznie na każdej konferencji prasowej. No właśnie... mówił. Nie szły za tym czyny.
A trener Kaczmarek? Od samego początku podkreślał, żeby ludzie nie byli naiwni, bo nie da się w tak krótkim czasie wprowadzić diametralnych zmian. Z drugiej jednak strony mówił, że chce aby jego Lechia grała ofensywnie i dominowała. I w tym przypadku na słowach się nie skończyło, ponieważ Lechia rzeczywiście przeszła metamorfozę.
Dwa ostatnie spotkania? 4:0 z Górnikiem Łęczna, 3:1 z Legią Warszawa. Ofensywna gra? Była. Zdominowanie rywala? W obu przypadkach.
Piłkarze uwolnieni
Od pierwszych dni pracy trenera Kaczmarka w Gdańsku sytuacja zmieniła się o 180 stopni. Co najbardziej istotne - wróciła radość z gry w piłkę. Piłkarze przychodzą na trening z uśmiechem na twarzy, a nie jak za karę. Wcześniej, mówiąc delikatnie i bardzo ogólnie, bywało z tym różnie.
Potem rzeczona radość z gry w piłkę widoczna jest podczas meczów. Lechia nie gra już zachowawczo. Nie wychodzi na boisko wyłącznie po to, by przetrwać i przy odrobinie szczęścia dowieźć korzystny rezultat do końcowego gwizdka sędziego. Lechia chce grać w piłkę, wychodzi odważnie, atakuje, stwarza sytuacje, dominuje kolejnych rywali.
Piłkarzom to odpowiada, co potem widać. Flavio Paixao gra jak za swoich najlepszych lat, podobnie Maciej Gajos. Okazuje się, że Lechia, mając do dyspozycji określoną grupę piłkarzy, wcale nie musi ograniczać się do kontry, atakowania wyłącznie dośrodkowaniami i liczeniu na szczęście w polu karnym przeciwnika. Gdańszczanie nie są jednowymiarowi, dokładają też kombinacyjną grę w środku pola, próby wychodzenia spod pressingu. Cóż, wcześniej nie było to widoczne.
"Spokojnie"
Tak jak trzeba chwalić Lechię za jej postawę w ostatnich tygodniach, tak w Gdańsku nie mogą zachłysnąć się obecną sytuacją, bo jednak w dotychczasowych meczach zdarzały się spore pomyłki. Rzut karny w meczu z Legią? Nieodpowiedzialne zachowanie Michała Nalepy, chwilowy brak koncentracji, niepotrzebny faul. W Łęcznej też nie wszystko było idealne, o czym mówił zarówno trener, jak i zawodnicy. Jeśli dorzucić do tego pucharowe spotkanie z Jagiellonią, to tam również gdańszczanie popełnili sporo pomyłek, fragmentami dali się mocno zepchnąć do defensywy.
I choć w Gdańsku trochę narzekali na przerwę reprezentacyjną, bo jednak drużyna była w gazie i najchętniej już teraz zagrałaby kolejne spotkanie, to mimo wszystko takie dwa tygodnie pracy przydadzą się trenerowi Kaczmarkowi, by usprawnić to, co nie funkcjonuje jeszcze na najwyższym poziomie.
W najbliższy piątek Lechia zagra sparing ze Stomilem Olsztyn (godz. 13).
CZYTAJ TAKŻE:
Pech nie opuszcza polskiej młodzieżówki. Uraz wyeliminował kapitana
Polska gra o awans i miliony. FIFA wypłaci rekordowe premie