Niedosyt - tak jednym słowem można określić nastroje panujące zarówno wśród bielskiej publiczności, jak i samych piłkarzy Podbeskidzia. Górale prezentują na boisku dobry poziom, jednak w pięciu pierwszych kolejkach aż czterokrotnie dzielili się punktami z przeciwnikami. Głównym mankamentem w grze bielszczan jest nieskuteczność. Czemu więc podczas przedsezonowych sparingów było wręcz bardzo dobrze, a teraz nastała taka marność? Na to pytanie wysłuchaliśmy odpowiedzi szkoleniowca Podbeskidzia, Marcina Brosza. - Na pewno się odblokujemy! - mówi poruszony trener. - Kibice będą jeszcze z nas zadowoleni i dumni. Nie ma co patrzeć w przeszłość, żyjemy teraz tylko środowym spotkaniem z Górnikiem Łęczna. Jest to pierwszy mecz przy sztucznym oświetleniu na naszym stadionie i zrobimy wszystko, by tego historycznego dnia trzy punkty zostały w Bielsku-Białej.
Marcin Brosz wierzy, że zła karta się odwróci
Wydawać mogłoby się, że trener nie może spać z powodu sensacyjnego przejścia z Podbeskidzia do Cracovii bramkarza Łukasza Merdy. - Nie chciałbym komentować tego zdarzenia - krótko ucina szkoleniowiec Górali temat wieloletniego reprezentanta biało-czerwono-niebieskich barw. Marcin Brosz równie enigmatycznie wypowiada się na temat ewentualnego następcy Merdy. - Mamy trzech zawodników, każdy z nich ma 33 procent szans - szkoleniowiec Podbeskidzia odpowiada w swoim standardowym, tajemniczym stylu. -Pewien pomysł jest w mojej głowie, ale mamy jeszcze trochę czasu do meczu, więc decyzję podejmę dopiero w środę przed spotkaniem - dodaje Brosz.
Pomimo słabych wyników Górali stadion miejski w Bielsku-Białej z pewnością zapewni się w środę do ostatniego miejsca. Trener Podbeskidzia wie, że nie musi namawiać swoich kibiców do wspierania drużyny, bo fani z Bielska-Białej są z klubem na dobre i na złe. - My nie jesteśmy od tego, żeby mówić, jesteśmy od tego, żeby grać. Jestem przekonany, że zagramy dobry mecz, w końcu wygramy i kibice chociaż w minimalnym stopniu darują nam ten niedosyt punktowy - kończy Brosz.