Była to nominacja dość zaskakująca. Marek Gołębiewski zastąpił w poniedziałek na stanowisku szkoleniowca Legii Warszawa Czesława Michniewicza. Oczywiście należy to traktować jako nominację tymczasową, ale szkoleniowiec ma podstawy, by uważać, że uda mu się zaistnieć w dużej piłce na dłużej.
Na pewno nie można mu odmówić dystansu do siebie. Gdy były sponsor Skry, klubu z Częstochowy, powiedział na temat jego pracy, że "z tej mąki chleba nie będzie", Gołębiewski zripostował: "Skoro pracuje w branży piekarniczej, to chyba wie co mówi". A sponsor wywodził się faktycznie z branży cukierniczej.
Strzelił gola Borucowi
Nieprzypadkowa była ta żartobliwa "szpilka" w kierunku prezesa. Gołębiewski znany jest ze swojego pozytywnego usposobienia, podczas kursów trenerskich potrafił wyciągać gitarę, grać i śpiewać. Znajomi mówią, że nie tylko lubi śpiewać, ale też ma świetny głos. Zresztą, jako zawodnik Pilicy Białobrzegi nagrał wraz z ojcem hymn klubowy, więc miejscowi kibice co dwa tygodnie oglądali go na boisku i słuchali z głośników. Ale to jedna jego twarz.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny gol na Ukrainie. Jak to wpadło?!
- To jest mocny, zdecydowany charakter, ma osobowość lidera - mówi Wiesław Wilczyński, prezes Escoli Warszawa, gdzie nowy trener Legii Warszawa zdobył fundamenty do pracy szkoleniowej.
- Gdy zaczynaliśmy działalność, przyjeżdżali do nas trenerzy, którzy szukali, chcieli się rozwijać. A więc ambitni. Marek Gołębiewski był w tej grupie - mówi Wiesław Wilczyński.
Przyszedł, mając 31 lat. Jeszcze grał wtedy w piłkę. Gołębiewski w czasie kariery był niezłym technicznie, silnym napastnikiem. Typowa dziewiątka, grająca tyłem do bramki. Na krótko przebił się do ekstraklasy, ale zaliczył tylko 6 meczów w Świcie Nowy Dwór Maz. Strzelił jedną bramkę, akurat Arturowi Borucowi, z którym teraz będzie miał okazję pracować.
- W niższych ligach sporo strzelał. Jeśli chodzi o charakter, to przede wszystkim człowiek zdecydowany, ale też bardzo otwarty, uśmiechnięty, mający świetny kontakt z otoczeniem. To jest duży atut w pracy z piłkarzami - mówi Marcin Papierz, były kolega Gołębiewskiego z KS Piaseczno.
"Ci, którzy mnie zatrudniają, wiedzą dlaczego"
Dziś, po 10 latach, jest już raczej ukształtowanym trenerem. Sam siebie charakteryzował w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego" jako trenera grającego piłkę dominującą, ofensywną. Na pytanie, jaki ma być Marek Gołębiewski, odpowiedział: "Wyrazisty. Chcę, żeby ludzie kojarzyli mnie z ładną, ofensywną piłką, która tworzy emocje. A ci, którzy mnie zatrudniają, wiedzą, dlaczego to robią. Moje zespoły grają charakterystycznie, a oni biorą Gołębiewskiego, bo wiedzą, że postawi na kreatywnych zawodników i tak zechce grać. Wynik to weryfikuje, ale w taki sposób chciałbym być postrzegany".
Tego nauczył się w Escoli, gdzie był przez 8 lat. Escola to już jedna z czołowych akademii młodych piłkarzy, jest tu struktura, są konkretne metody. W małych klubach trenerzy mają sporą dowolność. Tu mogą mieć osobowość, podejście do zawodników, ale sposób gry mają narzucony.
Nauczycielami zawodu byli dla Gołębiewskiego Carlos Alos (późniejszy selekcjoner Kazachstanu) i Wojciech Stawowy. To zresztą widać w jego grze. - Nawet jak poszedł do Skry Częstochowa, która miała bronić się przed spadkiem, grał ofensywną, dominującą piłkę - wspomina Marcin Papierz, który jest także redaktorem naczelnym magazynu "Asystent Trenera".
Nie dało się go zatrzymać
Gołębiewski mówił w rozmowie z kanałem "Asystent Trenera" na Youtube: - Miałem okazję pracować z jednym z najlepszych trenerów w Polsce, z panem Wojciechem Stawowym. Ma wiedzę taktyczną na wielkim poziomie i wpłynął mocno na mój pomysł grania w piłkę. W akademii mieliśmy narzucone, jak budować atak, jak rozgrywać.
Można spokojnie powiedzieć, że został przez warszawską filię Barcelony ukształtowany od A do Z. W Escoli doszedł do poziomu Centralnej Ligi Juniorów, którą prowadził razem z Markiem Brzozowskim. Wilczyński uznał, że ma dwóch dobrych trenerów i nie chce żadnego tracić. - Świetnie to wychodziło, to też wiele mówi, że potrafi współpracować - zaznacza Wilczyński. Potem jednak nie chciał już pracować z młodzieżą. Choć proponowano mu zostanie, zdecydował, że musi spróbować w seniorach. - Nie mogliśmy go zatrzymać, ale mogliśmy mu kibicować - mówi Wilczyński.
Gołębiewski z Escoli zabrał ze sobą metodologię. Jego drużyny grają zawsze otwartą, ofensywną piłkę opartą na dominacji. Tak grał też w Ząbkovii i Skrze Częstochowa. Z tego ostatniego klubu został zwolniony po tym, jak udzielił wywiadu "Przeglądowi Sportowemu". Oficjalnie miał niezadowalające wyniki, drużyna była na ósmym miejscu. Właściciele zapomnieli, że celem była obrona przed spadkiem, a drużyna była przetrzebiona kontuzjami. Dodatkowo grali bardzo młodzi zawodnicy, drużyna prowadziła w klasyfikacji Pro Junior System, która liczy minuty młodych piłkarzy na boisku.
Futbol dla kibica
Przejmując rezerwy Legii, zapowiedział, że drużyna będzie grała futbol szybki, oparty na kombinacji, zagraniu z pierwszej piłki: "Będziemy cały czas wpajać zawodnikom grę po ściankach, bez przyjęcia, szybką wymianę piłki - jednym słowem grę przyjemną dla oka, atrakcyjną dla kibiców. Futbol musi sprawiać radość kibicom. Dlatego chcemy ekscytować, a nie zanudzać!".
Tak grają jego drużyny, ale Legia to, jak się wydaje, inna para kaloszy. - Ale dlaczego? Przyzwyczailiśmy się w Polsce do gry defensywnej, długiej piłki i tak dalej. Marek to jest trener z nowej fali. Chce dominować, chce grać atrakcyjnie, ofensywnie - mówi Marcin Papierz.
- Skoro w Niemczech przebili się młodzi trenerzy jak Nagelsmann czy Tuchel. Skoro szansę dostał Andre Villas Boas i wielu młodych trenerów, to dlaczego nie miałby jej dostać Marek? To jest bardzo dobry trener z solidnymi fundamentami, jestem spokojny o jego warsztat - zapewnia Wilczyński.