Tragedia w Świnoujściu. Miejscowy piłkarz zginął w wypadku w porcie

Materiały prasowe / gov.pl / Na zdjęciu: akcja ratunkowa
Materiały prasowe / gov.pl / Na zdjęciu: akcja ratunkowa

- Kacper był związany z naszym klubem od dziecka. Wszyscy są zdruzgotani tym, co się stało - mówi trener drużyny Prawobrzeże Świnoujście. Kacper Tworek, napastnik drużyny, zginął w wypadku w porcie.

Trener drużyny Prawowybrzeże Świnoujście, jadąc promem do pracy, widział poruszenie w porcie. Wkrótce potem w serwisie informacyjnym podano, że w porcie zginął młody operator dźwigu przygnieciony kabiną, która spadła z wysokości. Wtedy jeszcze nie były znane dramatyczne okoliczności zdarzenia. Kilka godzin później w klubie wszyscy już wiedzieli, że to ich zawodnik, Kacper Tworek.

- Wszyscy są tu zdruzgotani. To był pasjonat, kochał futbol, klub, grał za darmo, jak my wszyscy tutaj. Tu się nie zarabia, tu chłopcy są z miłości do futbolu. Kacper był jednym z nas, miał świetny kontakt z chłopakami - mówi trener Łukasz Kupczyk.

Z 22-letnim zawodnikiem znał się od dawna. Do klubu Kacper przyszedł kilkanaście lat temu. - Zaczynał niemalże razem z klubem. Był w pierwszych rocznikach. Były u nas prawie całe swoje życie z przerwą na pobyt w Bałtyku Koszalin. Potem miał przerwę, ale niedawno namówiliśmy go na powrót. Był dla nas sporym wzmocnieniem - mówi trener.

Kacper występował w ataku lub na pozycji ofensywnego pomocnika. Powoli wchodził do składu, grywał w rezerwach, ostatnio zaczął coraz częściej grać w pierwszym zespole. W klubie wiedzieli, że potrzebuje czasu i jak wskoczy na swoje obroty, to będzie naprawdę znaczącym piłkarzem na tym poziomie rozgrywkowym.

- Strzelał coraz więcej bramek, wracał do dużej formy. Bo trzeba wiedzieć, że to był chłopak, który miał talent. Kto wie, co by się stało, gdyby wcześniej poszedł do wyższej ligi. Ale po każdym dobrym meczu, jak mówiliśmy, że świetna robota, on odpowiadał: "To nie jest jeszcze to, na co mnie stać, mogę dużo więcej". Nigdy nie dowiemy się, na co było go stać - dodaje załamany trener Kupczyk.

Kacper Tworek/fot. Facebook
Kacper Tworek/fot. Facebook

Kacper (fot. Facebook) był operatorem dźwigu od niedawna. Na razie prokuratura bada, co dokładnie wydarzyło się w piątek po 22.00 w porcie w Świnoujściu. Wiadomo, że wiał bardzo mocny wiatr, dochodził nawet do 25-30 metrów na sekundę.

W komunikacie straży pożarnej w Świnoujściu czytamy: "Po dojeździe na miejsce potwierdzono informację, że kabina wraz z operatorem spadła na podniesioną pokrywę luku ładowni statku. Ze względu na bardzo silny wiatr (25 - 30 m/s) rozstawienie drabiny mechanicznej SD40 okazało się niemożliwe. Równocześnie podjęto próbę dotarcia do poszkodowanego z podestu na pylonie dźwigu pokładowego, co również okazało się niemożliwe. Pozwoliło to jednak na stwierdzenie wzrokowe z odległości kilku metrów, że u poszkodowanego wystąpił masywny uraz ciała w postaci zmiażdżenia klatki piersiowej".

Strażacy próbowali nawiązać z Kacprem kontakt, ale nie było odzewu z jego strony. Ratownicy nie byli w stanie podjąć akcji pomocy bez specjalistycznego sprzętu. Ważąca dwie tony kabina była niestabilna, poza tym cały czas było ryzyko zerwania się naprężonych do granic wytrzymałości lin, które utrzymywały czerpak załadowany rudą żelaza o wadze 20 ton.

Na miejsce przybyli strażacy ze specjalistycznej jednostki ratunkowej "Pająk", ale oni też nie byli w stanie uwolnić Kacpra. Nieskuteczny okazał się też dźwig, który przybył z Koszalina po godzinie 3 nad ranem. Dopiero ok. godz. 9 rano kabinę usunął dźwig z Portu Wojennego Świnoujście.

W 19-godzinnej akcji wzięło udział 32 strażaków. Wiele wskazuje na to, że Kacper od początku nie miał żadnych szans na przeżycie. Drużyna jest pogrążona w żałobie.

- Na zawsze zapamiętam taki jego obraz, jak strzela bramkę z rzutu wolnego, a miał świetnie ułożoną nogę - po czym biegnie w stronę trybuny, do mamy i pokazuje jej symbol serca. Oni byli bardzo ze sobą związani - mówi trener Kupczyk.

W klubie zapanowała żałoba. W drużynie juniorów gra jeszcze młodszy brat Kacpra. Drużyna Prawobrzeża Świnoujście odwołała jeden mecz.

- Teraz musimy wyjść na boisko. Będziemy grali z czarnymi opaskami, potem chcemy zorganizować zbiórkę dla syna Kacpra (osierocił 4-letniego chłopca - mw). Dziękujemy naszym rywalom. Zewsząd płynęły wyrazy współczucia, nasi ligowi rywale oferowali nam pomoc - mówi Łukasz Kupczyk, trener drużyny.

Źródło artykułu: