Poznaniacy podbudowani wygraną z KSZO, do Płocka udali się po zwycięstwo. Trener Bogusław Baniak musiał mocno eksperymentować przy zestawieniu obrony, ponieważ za karki pauzowała para stoperów. - Jechaliśmy na ten mecz z niepewnością, z młodym Wichtowskim na stoperze. Obok niego grał Alan Ngamayama powracający po kontuzji - mówi trener Warty.
Gra Zielonych wyglądała jednak bardzo dobrze, z wyłączeniem kilku pierwszych minut. W 19. minucie bramkę zdobył Paweł Iwanicki i wydawało się, że Warta zainkasuje komplet punktów. Arbiter główny tego spotkania, Włodzimierz Bartos doliczył do regulaminowego czasu 180 sekund, ale mecz trwał aż 95. minut. Chwilę przed końcem sędzia podyktował rzut karny. - Niewątpliwie był to problematyczny rzut karny. Piłka otarła się o rękę naszego obrońcy i nawet nie leciała w światło bramki, tylko wychodziła za pole karne. Zamierzałem już tą piłkę wybić, a wtedy rozległ się gwizdek sędziego, który podyktował jedenastkę - opisuje sytuację Przemysław Otuszewski, obrońca poznaniaków.
Decyzji arbitra nie rozumiał również Bogusław Baniak. - Chłopcy na pewno są rozdrażnieni i czują się oszukiwani. Sędzia podejmując taką decyzję, wbrew idei sportu, musi być bardzo odważnym człowiekiem. Gdyby grał w piłkę, wiedziałby jakie emocje towarzyszom meczom na tym poziomie i poważniej zastanowiłby się czy skrzywdzić mój zespół. Powinniśmy jednak wykorzystać swoje sytuacji i nie musielibyśmy patrzeć na pracę sędziego - mówi trener Warty.
Baniak wytykał sędziemu dużo więcej błędów, które nie wpływały na wynik meczu, ale powodowały nerwowość w grze jego podopiecznych. - Sędzia dyktował auty i rzuty rożne dla przeciwnika, choć piłka powinna być nasza. Takie drobnostki wprowadzają niepewność w zespole. 90 sekund po minięciu doliczonego czasu gry, mieliśmy rzut rożny. Sędzia mówi zawodnikom, że to już koniec, żeby się uspokoili, a potem gwiżdże rzut wolny dla Wisły, gdy nasz piłkarz był faulowany. Z tego robi się rzut rożny, po którym Ngamayama walczył w powietrzu z Zarembą. Z tego co Alain mówił, piłka wpadła między nich i dotknęła jego ręki. Wielu z dziennikarzy z Płocka mówiło, że jest to bardzo problematyczny rzut karny. Dla mnie była to ręka nie do odgwizdania - opowiada "Bebeto".
Nic więc dziwnego, że poznaniacy wracali do domu w nie najlepszych nastrojach, choć jeden punkt w Płocku nie jest najgorszym wynikiem. - Pozostaje spory niedosyt, bo prowadziliśmy przez prawie całe spotkanie i momentami graliśmy bardzo dobrze, a w 95. minucie straciliśmy bramkę w głupi sposób - mówi Otuszewski, a wtóruje mu Baniak. - 1:1 byłby zadowalającym wynikiem, gdybyśmy nie byli tak blisko zwycięstwa. Powinniśmy ten mecz wygrać 2:0, a nie czekać na wyrok śmierci w 95. minucie. To mógł być przełomowy mecz, który pozwoliłby nam zostać na dłużej w górnej części tabeli. Trzeba szybko się obudzić i wyjść z marazmu.
W sobotę Warta zmierzy się na własnym stadionie z GKS Katowice i z pewnością podejdzie do tego spotkania z olbrzymią sportową złością, którą postara się wyładować na śląskiej drużynie.