Z cyklu "Gwiazda tygodnia" - Jerzy Dudek

Urodził się w Rybniku, ale lata młodości spędził w Knurowie. Miał być według tradycji rodzinnej górnikiem na KWK Knurów bądź oddalonej o rzut kamieniem od tego miasta KWK Szczygłowice. Pod ziemią pracował jednak niedługo. Miał bowiem inny wielki talent, który przez lata pielęgnował, co zaowocowało awansem z reprezentacją Polski na Mistrzostwa Świata w Korei i Japonii, a także grą w jednych z najbardziej znanych klubów świata FC Liverpool i Realu Madryt. Jerzy Dudek, bo o nim mowa będzie bohaterem kolejnej części cyklu portalu SportoweFakty.pl pt. "Gwiazda tygodnia".

W tym artykule dowiesz się o:

W poprzednich częściach nowego cyklu naszego portalu pt. "Gwiazda tygodnia" przedstawialiśmy sylwetki wybitnych zawodników z Europy zachodniej. Bohaterami naszych artykułów byli Zinedine Zidane, Roy Keane, Luis Figo i Raúl González Blanco. Teraz nadszedł czas by Polska pochwaliła się tym, co ma najlepsze. A że kraj nad Wisłą bramkarzami stoi wiadomo nie od dziś. Przed laty błyszczeli Józef Młynarczyk, który z FC Porto sięgnął po Puchar Europy, czy Jan Tomaszewski, który na Wembley zatrzymał Anglię. Ostatnimi czasy nie wyglądało to gorzej, a przykładem kolejnego polskiego golkipera, któremu się udało zaistnieć w Europie jest niewątpliwie Jerzy Dudek.

Zaczynał na "grubie"

Jerzy Dudek na świat przyszedł 23 marca 1973 roku jako pierwszy z trzech synów państwa Dudków. Pierwotnie zakładano, że podtrzyma on rodzinną tradycję i zostanie jak ojciec i dziadkowie górnikiem. Pod tym kierunkiem też się kształcił w technikum górniczym. Obok górnictwa zamiłowaniem młodego Jerzego był futbol, który ostatecznie wybrał. Nigdy jednak nie odcinał się od swoich śląskich korzeni. - Praca na grubie [kopalni dop. red.] to ciężki kawałek chleba i do górników i ich pracy trzeba podchodzić z należytym szacunkiem - mówił.

Młody Dudek kibicował drużynie Górnika Zabrze, która w owym czasie święciła swoje największe sukcesy. Sam Dudek obok kibicowania postanowił czynnie uprawiać piłkę nożną. Jako 12-latek po raz pierwszy pojawił się na treningu trampkarzy Górnika Knurów. Był wyróżniającym się zawodnikiem, dzięki czemu w roku 1988 trafił do drużyny juniorskiej knurowskiego klubu, skąd trzy lata później awansował do kadry występującej w III lidze drużyny Concordii Knurów.

Był bardzo pewnym punktem knurowskiej defensywy. Jego nieprzeciętny talent szybko zauważyli skauci klubów występujących w ekstraklasie m.in. wymarzonego przez Dudka Górnika Zabrze i Sokoła Tychy. Ostatecznie więcej determinacji w sprawie sprowadzenia utalentowanego bramkarza wykazali tyszanie i w roku 1995 trafił do Tychów. Zespół Sokoła prowadził wówczas świetnie znany dzisiaj szkoleniowiec Bogusław Kaczmarek. Nie bał on się stawiać na 22-letniego golkipera, co wyszło drużynie i klubowi na dobre. Swoją doskonałą postawą Dudek zwrócił bowiem uwagę klubów zachodnich, a na pozyskanie utalentowanego golkipera zdecydował się holenderski Feyenoord Rotterdam.

Gwiazda Eredivisie

Przejście do znanego holenderskiego klubu okazało się być świetnym posunięciem. Co prawda w sezonie 1996/97 Dudek pełnił jedynie funkcję rezerwowego, ale po odejściu Ed'a de Goey'a do Chelsea Londyn wskoczył do bramki i z miejsca stał się rewelacją rozgrywek. W 1999 roku Dudek z Feynoordem sięgnął po mistrzostwo Holandii, a polskiego bramkarza wybrano najlepszym golkiperem i zawodnikiem Eredivisie. Kilka miesięcy później sięgnął z drużyną z Rotterdamu po Superpuchar Holandii, a sam zawodnik otrzymał oferty transferu do największych klubów świata m.in. FC Barcelony, Realu Madryt, Arsenalu Londyn i Manchesteru United. On sam został jednak wierny barwom Feynoordu jeszcze przez dwa lata, do sierpnia 2001 roku. Wówczas pojawiła się lukratywna oferta z FC Liverpool, którą odrzucić byłoby grzechem.

"Duda" z Anfield Road

W drużynie prowadzonej przez francuskiego szkoleniowca Gérard'a Houllier'a Jerzy Dudek był niepodważalnym numerem 1. w bramce The Reds. Co prawda coraz odważniej pozycję polskiego golkipera atakował uważany za wielką nadzieję angielskiej reprezentacji Chris Kirkland, ale Anglik był bramkarzem zdecydowanie słabszym od Polaka, a w wywalczeniu sobie mocniejszej pozycji w klubie przeszkadzały ciągłe kontuzje. Dudek za czasów Houllier'a cieszył się bezgranicznym zaufaniem francuskiego szkoleniowca za co odwdzięczał się kapitalną grą. W 2003 roku The Reds z Dudkiem w składzie sięgnęli po Puchar Ligi Angielskiej.

Swoją świetną postawą na boisku i niesamowitą skromnością i profesjonalizmem poza nim Jerzy Dudek zjednał sobie szybko oddanych kibiców Liverpoolu. Także w drużynie miał wielu przyjaciół, a najbliższym z nich był kapitan drużyny z Anfield, Steven Gerrard. Niestety obok świetnych występów z biegiem lat Dudkowi zaczęły przytrafiać się wpadki. Najbardziej pamiętna, z meczu z Manchesterem United, kiedy fatalnie skiksował praktycznie podarował bramkę Czerwonym Diabłom sprawiła, że na głowę polskiego zawodnika posypały się gromy z angielskiej prasy. Wówczas kapitalnie zachowali się jednak zawodnicy Liverpoolu, którzy dzień później weszli do szatni w koszulkach z napisem: "Jerry, you never walk alone" – co w tłumaczeniu na polski oznacza "Jerzy, nigdy nie będziesz szedł sam".

W podobnym stylu zachowali się fani drużyny The Reds, którzy w kierunku Dudka odśpiewali słowa hymnu drużyny zaczynające się tym samym wersetem. "Duda", jak nazywali polskiego bramkarza kibice Czerwonych z Liverpoolu był ich ulubieńcem. Tak Polak znalazł się w zaszczytnym gronie obok wcześniej wspomnianego Gerrard'a, Sami'ego Hypii czy Michael'a Owen'a.

Trudne rozstanie

W 2004 roku z klubu zwolniony został Gérard Houllier, a jego miejsce na ławce trenerskiej The Reds zajął pracujący dotychczas w FC Valencia hiszpański szkoleniowiec Rafael Benítez. Z przyjściem Hiszpana na Anfield Road rozpoczęły się też problemy Jerzego Dudka z wywalczeniem miejsca w pierwszym składzie. Hiszpan ściągnął do drużyny uzdolnionego angielskiego golkipera Scott'a Carson'a z Leeds United i właśnie na młodego Anglika na początku stawiał. Ten jednak nie ustrzegł się błędów i do składu znów wskoczył doświadczony bramkarz z Polski sadzając kolejną po Kirklandzie nadzieję bramki angielskiej reprezentacji na ławce rezerwowych. Wejście do drużyny Rafa Benítez miał imponujące. W lidze The Reds radzili sobie naprawdę przyzwoicie.

Transfery, jakich dokonał hiszpański trener ściągając do drużyny m.in. Xabi'ego Alonso i Luis'a Garcię sprawiły, że obok dobrej postawy w lidze i w Pucharze Anglii The Reds doszły też do finału Ligi Mistrzów w 2005 roku, gdzie mieli potykać się z naszpikowanym gwiazdami pretendentem włoskiej piłki AC Milan.

Dudek Dance

Był to dla drużyny z Anfield Road pierwszy finał Ligi Mistrzów w historii. Wcześniej Liverpool grał co prawda w finale najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych w Europie w latach 1977, 1978, 1981 i 1984, ale były one klasyfikowane jako Puchar Europy. W 2001 roku The Reds sięgnęli jeszcze po Puchar UEFA, ale wygranie Ligi Mistrzów było dla tej drużyny nie lada wyzwaniem, gdyż na początku nie byli zaliczani do grona zdecydowanych faworytów do końcowego sukcesu w rozgrywkach. Faworytem finału była drużyna z Serie A i początek meczu pokazał, że będzie to dla drużyny Rafy Benítez'a ciężka batalia. Po pierwszej połowie Włosi prowadzili bowiem 3:0 po bramkach Paulo Maldini'ego w 1. i dwóch trafieniach Hernana Crespo w 39. i 41. minucie gry.

Po przerwie kibice zobaczyli jednak zupełnie odmieniony zespół Liverpoolu. Anglicy zagrali kapitalnie i po kwadransie gry w drugiej części spotkania doprowadzili do wyrównania za sprawą trafień Stevena Gerrard'a w 54. Vladimira Šmicer'a w 56. i Xabi'ego Alonso w 60. minucie spotkania. Potem prym na boisku wiedli znów zawodnicy Milanu, ale kapitalnie dysponowany Dudek raz za razem bronił strzały drużyny trenera Carlo Ancelotti'ego. Interwencja polskiego bramkarza z końcowych minut spotkania, kiedy dwukrotnie obronił uderzenia ukraińskiego napastnika Milanu Andrija Szewczenki, pierwsze z głowy, a drugie z prawej nogi z 3,5 metra od linii bramkowej zostało uznane za paradę sezonu.

Prawdziwy kunszt Dudek pokazał jednak w serii rzutów karnych. Wówczas szalonym tańcem na linii bramkowej wyprowadził z równowagi zawodników Milanu. Najpierw zaczarowany przez polskiego golkipera Serginho posłał piłkę Panu Bogu w okno, następnie Polak świetnie obronił strzał Andrei Pirlo, a na zakończenie sparował strzał Szewczenki i Liverpool mógł się cieszyć ze zwycięstwa w finale po rzutach karnych 3:2, a Dudek został okrzyknięty bohaterem spotkania.

Zesłanie na ławę

Niestety potem nadeszły dużo cięższe czasy dla polskiego bramkarza. Kapitalna postawa Jerzego Dudka w finale Ligi Mistrzów nie była wystarczającym argumentem dla Rafy Benítez'a, który zdecydował się ściągnąć na Wyspy Brytyjskie bramkarza Villarreal, José Reinę. Zdaniem sztabu szkoleniowego The Reds, złożonego w głównej mierze z Hiszpanów nowościągnięty golkiper był bramkarzem dużo lepszym od Polaka i zasłużył na miejsce w pierwszym składzie. Rzeczywiście José Reina bronił pewnie, aczkolwiek Dudek nie miał okazji zaprezentowania swoich umiejętności, grając sporadycznie żeby nie powiedzieć wcale. Widok doświadczonego Polaka na ławce rezerwowych z czasem stał się normalnością, ale o Dudku nie zapomnieli kibice, którzy na ulicach Liverpoolu w dalszym ciągu okazywali mu wielki szacunek.

Sam zawodnik już po rundzie jesiennej sezonu 2005/06 chciał z Anfield Road odejść, jednak jego transfer blokował Benítez widząc w nim doskonałego kandydata na dublera dla Reiny. Dudek chcąc nie chcąc musiał więc wypełnić kontrakt, jaki wiązał go z angielskim klubem do końca czerwca 2007 roku. Siedząc na ławce mógł się co prawda cieszyć ze zdobytych przez drużynę Superpucharu Europy, Tarczy Wspólnoty i Pucharu Anglii, ale radość ta nie była pełna, gdyż udział Polaka w tych sukcesach był znikomy.

Królewski Dudek

Od kwietnia 2007 roku w mediach ruszyła fala domysłów gdzie polski bramkarz będzie kontynuował swoją karierę. Pojawiały się nazwy takich klubów jak West Ham United, Tottenham Londyn czy Blackburn Rowers, a także drużyn z cieplejszych klimatów takich jak Benfika Lizbona czy Real Mallorca. Dudek do sprawy podchodził jednak spokojnie i do poszukiwań nowego klubu przystąpił dopiero w chwili wygaśnięcia kontraktu. W lipcu 2007 roku media całego świata obiegła pogłoska, że zainteresowanie polskim bramkarzem wyraził słynny Real Madryt, który interesował się nim już za czasów gry w Holandii. Jak się okazało spekulacje te nie były bezpodstawne, bo Królewscy rzeczywiście złożyli Polakowi ofertę kontraktu.

Kiedy ta nadeszła Dudek miał twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony wiedział, że w Madrycie nie będzie miał dużych szans na grę i będzie pełnił funkcję zmiennika Iker'a Cassillas'a, ale z drugiej strony oferta od tak wielkiego klubu jak Real przydarza się raz w życiu. Ostatecznie Polak zdecydował się podpisać z drużyną z Santiago Bernabéu roczny kontrakt. Zgodnie z przewidywaniami bronił głównie w Pucharze Hiszpanii, będąc zmiennikiem reprezentanta Hiszpanii. Po upływie 12 miesięcy mówiło się, że Dudek odejdzie z Madrytu, lecz włodarze tego klubu złożyli byłemu reprezentantowi Polski ofertę pozostania w stolicy Hiszpanii na kolejny rok. Na tę zresztą Dudek przystał i jest zawodnikiem jednego z największych klubów świata do chwili obecnej.

Mówi się, że po zakończeniu sezonu 2009/10 Jerzy Dudek odejdzie z Realu Madryt i zdecyduje się na powrót do Feyenoordu Rotterdam. Niewykluczone także, że wróci do polskiej ligi. W tym przypadku doświadczony bramkarz bierze pod uwagę dwie opcje. Zagra albo w Górniku Zabrze, spełniając tym samym marzenie z lat młodości albo w klubie mającym aspiracje na grę w Lidze Mistrzów. O zakończeniu kariery 36-letni obecnie Dudek jednak nie myśli.

Nieodzowny patriota

Obok niezwykle bogatej kariery klubowej Jerzy Dudek może poszczycić się też udaną karierą reprezentacyjną. Pierwsze powołanie do kadry narodowej wywodzący się z Knurowa bramkarz otrzymał w 1996 roku. Reprezentował wówczas barwy Sokoła Tychy, a jego dobrą formę zauważył selekcjoner Antoni Piechniczek. W meczu towarzyskim z reprezentacją Rosji Dudkowi nie było jednak dane zadebiutować, gdyż wówczas silną pozycję w reprezentacji mieli doświadczeni Adam Matysek i Kazimierz Sidorczuk. Debiutu w polskiej reprezentacji Dudek doczekał się jednak w 1998 roku, kiedy wszedł po przerwie na boisko w meczu towarzyskim z Izraelem, wygranym przez biało-czerwonych 2:1.

Na kolejne powołania Dudek musiał czekać blisko rok. Selekcjoner Janusz Wójcik nie preferował bowiem częstych zmian w kadrze i stawiał konsekwentnie na duet Matysek, Sidorczuk. W sierpniu 1999 roku Dudek zagrał całe spotkanie w przegranym przez Polskę 1:2 meczu z reprezentacją Hiszpanii. Prawdziwa kariera reprezentacyjna knurowianina w drużynie narodowej rozpoczęła się jednak dopiero w 2000 roku. Wówczas po świetnych występach w Feynoordzie Rotterdam otrzymał wywalczył pozycję pierwszego bramkarza reprezentacji Polski, której długo nie wypuścił z rąk.

W głównej mierze dzięki jego świetnej dyspozycji Polska wywalczyła awans do Mistrzostw Świata 2002 w Korei i Japonii. Azjatyckiego czempionatu Dudek nie może jednak zaliczyć do udanych. Zagrał w dwóch spotkaniach, które zakończyły się porażkami Polski. Najpierw 0:2 z Koreą Południową, a następnie 0:4 z Portugalią. W trzecim meczu grupowym Dudek usiadł na ławce, a w bramce zastąpił go Radosław Majdan. Polska pokonała wówczas USA 3:1, ale nie pomogło to w awansie do dalszej fazy rozgrywek i biało-czerwoni zakończyli udział w turnieju po fazie grupowej. Potem Dudek bronił w nieudanych dla Polski eliminacjach do Euro 2008. Co prawda biało-czerwoni zrobili wszystko co mogli by zagrać na portugalskim turnieju, ale wygrana Łotwy w Sztokholmie ze Szwecją sprawiła, że to te dwie ekipy zagrały w mistrzostwach Starego Kontynentu.

Reprezentacyjne Waterloo

Największą klęskę w reprezentacyjnej przygodzie Dudek przeżył w 2006 roku. Rozegrał on siedem spotkań w eliminacjach do Mistrzostw Świata w Niemczech, przykładając swoją cegiełkę w walce o awans, ale nie pojechał na turniej, gdyż selekcjoner Paweł Janas nie widział dlań miejsca w kadrze na niemieckie mistrzostwa. Bramki bronił Artur Boruc, a Polska i tak wróciła z Niemiec już po fazie grupowej po porażce z Ekwadorem i gospodarzami turnieju. Zwycięstwo 2:1 nad Kostaryką nic biało-czerwonym nie dało.

Ostatnie spotkanie w narodowych barwach Dudek rozegrał we wrześniu 2006 roku. Była to przegrana w Bydgoszczy batalia z Finlandią w ramach eliminacji do Euro 2008. Polacy przegrali 3:1, a nie mający pewnego miejsca w pierwszym składzie Liverpoolu Jerzy Dudek miał udział przy wszystkich straconych przez Polskę bramkach. Ogółem w drużynie narodowej Dudek rozegrał 58. spotkań. Słynął z niezwykłego podejścia do meczów reprezentacyjnych. W trakcie śpiewania Mazurka Dąbrowskiego zawsze trzymał rękę na sercu, a wchodząc do bramki przykucał czyniąc znak krzyża. Następcą Dudka w reprezentacji Polski został Boruc, który nosi reprezentacyjną bluzę z numerem jeden do chwili obecnej.

Komentarze (0)