Artur Długosz: Przełamała się w końcu drużyna Podbeskidzia Bielsko-Biała i wreszcie odniosła zwycięstwo.
Piotr Rocki: Tak, w końcu odnieśliśmy zwycięstwo i myślę, że fajnie, że podnieśliśmy się podnieśliśmy się po takich dwóch ciosach. Na pewno mecz ze Stalą Stalowa Wola nie był łatwym spotkaniem. Boisko też nie sprzyjało grze kombinacyjnej. Daliśmy z siebie wszystko, pokazaliśmy, że gramy do końca, walczymy. Znowu goniliśmy wynik, ale w spotkaniu ze Stalą na szczęście się udało. We wcześniejszych meczach mieliśmy sytuacje, ale nie umieliśmy ich wykorzystać, teraz mieliśmy może pięć - sześć okazji i zdobyliśmy cztery bramki. Mam nadzieję, że ta skuteczność wróci nam na dobre, bo w tym zespole jest naprawdę dużo egzekutorów i mam nadzieję, że będą z spotkania na spotkanie pokazywali swoje umiejętności.
Po trzydziestu minutach gry nie zanosiło się na to, że Podbeskidzie wywalczy w Stalowej Woli trzy punkty.
- Na pewno nie. W pierwszych minutach, gdy siedziałem na ławce rezerwowych widziałem, że drużyna Stali ruszyła na nas, ale nie spodziewałem się, że znowu dostaniemy bramkę na początku. To zdarzyło się w kolejnym już meczu. Ten gol nami wstrząsnął. Później prowadziliśmy grę, a ekipa ze Stalowej Woli wyprowadzała kontrataki. Z jednego takiego ataku udało im się strzelić przepięknego gola. Wszedł na boisko Darek Kołodziej, zdobył bramkę do szatni. Sprawiło to, ze zmotywowaliśmy się w szatni i wywalczymy zwycięstwo, bo takie mieliśmy plany przed spotkaniem. Dobrze, że tak się stało. Mamy wyrównany zespół, nie ważne kto siedzi na ławce, a kto gra - ma wchodzić na boisko, pomagać, robić zamieszanie, wprowadzić się w drużynę. Wiadomo, że nie szło nam w poprzednich pojedynkach, a w sobotę na tym ciężkim terenie udało nam się wywalczyć trzy punkty.
W meczu ze Stalą Marcin Brosz posadził na ławce doświadczonych piłkarzy. Potem jednak szybko korygował swoje decyzje.
- Akurat tak się mecz ułożył. Naprawdę współczuję tym zawodnikom, bo też kiedyś dostałem wędkę od trenera Jacka Zielińskiego, który był moim szkoleniowcem w Grodzisku. Wszedłem wtedy w 45. minucie, a potem mnie zdjął. Potem trudno jest takiemu zawodnikowi, po takiej zmianie zwanej wędką. Niestety jednak, musieliśmy bardziej uderzyć do przodu, zagrać ofensywnie, mamy trochę tych pocisków w ofensywnej formacji. Te zmiany były trafione i przemyślane, i mam nadzieje, że w następnych pojedynkach zaprezentujemy maksymalną skuteczność, bo to nas bardzo boli.
Znów jako pierwsi straciliście bramkę...
Nie możemy zagrać takiego spotkania, które byśmy sobie wymarzyli. Chcielibyśmy prowadzić 1:0 - 2:0. Stwarzamy sobie sytuacje w meczu, później niestety dostajemy jakiegoś babola i musimy gonić wynik. Tracimy przez to więcej sił i później nie możemy się jakoś poukładać. Chcielibyśmy grać tak, jak w sparingach, gdzie pokazywaliśmy fajną piłkę, przynosiło nam to wiele radości, wiele uśmiechu na twarzy. Przychodziło się na treningi, strzelało się te gole i było tak z meczu na mecz. Gdzieś się to zacięło. Mam nadzieję, że ta karta się w jakimś momencie odwróci i będzie dla nas taki wiatr, a nie jak wcześniej, gdy było pod ten wiatr.
Czyli teraz Podbeskidzie Bielsko - Biała zacznie już...
- Nie, nie... My spokojnie gramy swoje, bo były przed sezonem głośne słowa mówiące o awansie. My chcemy grać fajną piłkę, żeby ona nas cieszyła, żebyśmy to my mało biegali, a przeciwnicy dużo. Chodzi o to, aby wywoływało to uśmiech na twarzy i przyjemność wszystkim zawodnikom, którzy są w Podbeskidziu.
O co w tym sezonie gra Podbeskidzie? O środek tabeli czy jak co roku o awans?
- Wiadomo, że od dwóch czy trzech lat Podbeskidzie puka do ekstraklasy. Chcielibyśmy wejść tam w tym roku, ale ja nie ukrywam, że nie mówimy o tym głośno. Są wielkie plany, buduje się nowy stadion, są już światła, dostaliśmy nowe szatnie. Przyszedł ostatnio ksiądz i je poświęcił, więc może każdy sobie zrobił rachunek sumienia, że nie tędy droga i coś nie idzie w zespole. Chcielibyśmy na pewno awansować, ten klub na to stać. Spokojnie, powoli stąpamy mocno po ziemi i nie chcemy się napinać. Chcemy grać to, co trenujemy. Będzie jakiś moment, w którym będzie wiadomo, że mamy jakieś szanse to wtedy się włączymy. Na razie gramy swoje i chcemy odbudować zaufanie trenera i kibiców, bo ich zawiedliśmy na początku. Chcemy żeby kibice przychodzili na nasze mecze, jeździli z nami na wyjazdy i kibicowali nam. Chcielibyśmy dać im radość ze zwycięstwa, bo każdy zawodnik zawsze walczy o trzy punkty i kibice są z tego dumni na koniec sezonu.
Do tej pory brakowało wam szczęścia. W Stalowej Woli ono już jednak wam dopisało.
- Na pewno. W sobotę nie zawiodła nas skuteczność. Wykorzystaliśmy te okazje, które mieliśmy. Tak powinno być. W meczu ze Stalą powtórzyliśmy z Damianem Świerblewskim akcję z meczu z Sandecją Nowy Sącz, kiedy to była wrzutka, a Damian tylko przyłożył nogę. Cieszę się, bo widać było, że jesteśmy drużyną. Jeden za drugiego zasuwał. Wchodząc po przerwie mówiłem chłopakom: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, wygrywamy ten pojedynek i nie ma żadnego komentarza ani usprawiedliwienia. Przyjechaliśmy po trzy punkty i głośno to mówiliśmy. Udało się. Myślę, że jeżeli tak się będziemy motywowali i tak ze sobą rozmawiali - bo tego nam brakowało - to mam nadzieję, że będzie to tak wyglądało. Waleczność, zostawienie wszystkich sił, całego serca dla drużyny, bo to jest najważniejsze.
To zwycięstwo na pewno dodatkowo was zmobilizuje.
- Ta wygrana nas bardzo cieszy i nie ważne kto strzela, ważne, żebyśmy zdobywali trzy punkty zawsze co mecz. W meczach wyjazdowych jest trudno. Chcielibyśmy wygrywać u siebie, co jakiś czas zrobić niespodziankę i odnieść zwycięstwo na wyjeździe. Chcieliśmy nie gubić punktów - nie zgubić tej czołówki, ale grać pewnie i gonić ich tak po cichu, żebyśmy wierzyli, że będzie taka szansa, by włączyć się do tego, co planuje klub i po cichu także i my.