Z cyklu "Gwiazda tygodnia" - Ronaldo

Najbardziej nieszczęśliwy piłkarz świata - piszą o nim media. Gdyby nie niezliczona ilość kontuzji, operacji i wielomiesięcznych rehabilitacji, nikt chyba nie miałby najmniejszych wątpliwości, kto uznawany byłby za najwybitniejszego gracza w historii futbolu. Gdyby… Tymczasem Ronaldo Luís Nazário de Lima musi zadowolić się "jedynie" mianem jednego z najlepszych, chociaż, jak przekonuje, wciąż nie powiedział ostatniego słowa...

W tym artykule dowiesz się o:

Przyszedł na świat tego i tego dnia… - w taki sposób zaczyna się zwykle tego typu artykuły. Ale nie w tym przypadku. Piłkarz, którego opiszemy, jest tak niezwykły, że nawet jego data urodzin ma swoją niecodzienną historię. Urodził się 18 września 1976 roku. W dokumentach widnieje jednak dzień 22 września. Rodziców nowo narodzonego dziecka nie stać było, żeby zapłacić 10 dolarów za zarejestrowanie syna zaraz po porodzie. Po czterech dniach w końcu udało im się uzbierać sumę. Ojciec Ronaldo obawiał się jednak kary za zwłokę i w urzędzie podał, że syn urodził się 22 września. Do dziś "urodzony dwa razy" dwukrotnie w ciągu roku świętuje swoje urodziny.

Jasnowidz wywróżył

Ronaldo wychował się w bardzo biednej rodzinie, zamieszkującej slumsy w Rio de Janeiro. Jego matka, Sonia, chwytała się różnych zajęć, by zapewnić byt trójce dzieci. Ojciec, Nelio, miał natomiast problemy z alkoholem, a także z narkotykami. Sonia marzyła o tym, by jej najmłodszy syn zdobył w przyszłości wykształcenie oraz znalazł dobrą, uczciwą pracę. Nie przejęła się zbytnio słowami wróżbity, który pewnego dnia stwierdził, że jej trzecie dziecko będzie niezwykłą osobą, która stanie się bardzo bogata. Póki co miała inne problemy - musiała pilnować, aby mały Ronaldo chodził do szkoły. Było to niełatwe zadanie, gdyż malec wolał uganiać się za piłką, niż się siedzieć w szkolnych murach.

Narodziny "nowego Pelego"

W wieku dziewięciu lat trafił do pierwszej drużyny piłkarskiej - Valqueire. Grał na pozycji… bramkarza. Stało się to dość przypadkowo. Ronaldo spóźnił się po prostu na klubowe eliminacje. Między słupkami nie spędził jednak dużo czasu. Szybko otrzymał szansę gry w ataku, co okazało się prawdziwym strzałem w "dziesiątkę". Młody zawodnik wkrótce wybrał się na testy do Flamengo Rio de Janeiro, klubu, w którym gra byłą jego największym marzeniem. Spodobał się tamtejszym trenerom, ale jego rodziców nie stać było na opłacanie dojazdów na treningi. Poproszony o to klub odmówił. Dodatkowo w drodze powrotnej został napadnięty i okradziony. Ostatecznie trafił do klubu San Cristovao, a niedługo później już za 30 tysięcy dolarów do Cruzeiro Belo Horizonte. Wtedy usłyszała o nim Brazylia. W 60 meczach szesnastolatek strzelił 58 goli. Już w tym czasie zaczęto mówić o nim jako o "nowym Pele", a słowa te wypowiedział nie byle kto, bo jeden najsłynniejszych brazylijskich trenerów, Mario Zagallo.

Niezwykle stresujący mundial

W listopadzie 1993 roku jako gracz Cruzeiro Ronaldo otrzymał pierwsze powołanie do reprezentacji Brazylii. Zadebiutował w niej jednak dopiero w marcu 1994 roku w meczu przeciwko Argentynie, który Brazylia wygrała 2:0. Pierwszego gola w zespole Canarinhos strzelił natomiast w maju w spotkaniu z Islandią. Dobra gra zaowocowała powołaniem na mistrzostwa świata w USA. Na amerykańskich boiskach nastolatek nie rozegrał jednak ani minuty. Ponoć był tak stremowany, że trząsł się ze strachu na ławce rezerwowych. Najprawdopodobniej był to główny powód braku debiutu Ronaldo w międzynarodowej imprezie. Podopieczni trenera Carlosa Alberto Parreiry wywalczyli czwarty w historii tytuł mistrza świata pokonując w finale Włochów po rzutach karnych.

Ten holenderski klimat…

Mimo że Ronaldo w Stanach Zjednoczonych nie zagrał, po mistrzostwach posypały się dla niego oferty z czołowych europejskich klubów, m.in. Juventusu Turyn, Ajaxu Amsterdam czy AC Milan. On zdecydował się jednak na holenderski PSV Eindhoven za radą Romario. Transfer warty był 6 milionów dolarów. Dużo czasu na aklimatyzację na Starym Kontynencie "Ronnie" nie potrzebował. Być może spowodowane to było faktem, że razem z nim w Holandii zamieszkała matka oraz… jego dziewczyna, która zmieniała się co kilka miesięcy. Już w pierwszym sezonie gry w Kraju Tulipanów został królem strzelców ligi holenderskiej. Na początku sezonu 1995/1996 doznał też pierwszej w karierze poważniejszej kontuzji - pęknięcia gości goleniowej. Leczenie nie trwało jednak długo.

Gwiazdorska gra, gwiazdorskie maniery

Świetne dwa sezony w barwach PSV nie mogły nie odbić się szerokim echem po całym kontynencie. Jasne było, że młody snajper długo w Holandii nie zabawi. Zgłosiła się po niego wielka Barcelona. Negocjacje z Katalończykami trwały długo. Ostatecznie "stanęło" na sumie odstępnego w wysokości 20 milionów dolarów. Brazylijczyk z Rio podpisał kontrakt na osiem lat. W stolicy Katalonii bardzo mu się podobało. Mimo to spędził w niej tylko jeden sezon. Być może był to jednak jego najlepszy okres gry w karierze. W całym sezonie 1996/1997 zagrał w 49 meczach, strzelając aż 47 bramek. Został także wybrany najlepszym piłkarzem świata według FIFA. W Barcelonie Ronaldo nabrał gwiazdorskich manier. Co chwilę latał z Hiszpanii do Rio i z powrotem. Zdarzało mu się opuszczać treningi. To spowodowało spięcie z ówczesnym trenerem Barcelony, Bobby Robsonem. Kibice nadal go jednak uwielbiali, bo na boisku zawsze prezentował wyborną dyspozycję ku zaskoczeniu lekarzy, którzy dziwili się, jak tak młody organizm może wytrzymać takie natężenia.

Włoska cierpliwość procentuje

Barcelona nie chciała podpisać ze swoją gwiazdą nowej umowy na lepszych warunkach. Do gry weszli więc przedstawiciele Interu Mediolan. Włosi od dawna mieli chęć pozyskać błyskotliwego Brazylijczyka. Byli tak zdeterminowani, że najpierw zapłacili 27 milionów dolarów za zerwanie kontraktu piłkarza z hiszpańskim klubem, a następnie 53 miliony dolarów za sam transfer. W sumie dało to niewyobrażalną wówczas kwotę 80 milionów dolarów. Ronaldo stał się najdroższym piłkarzem świata. Szybko się jednak Włochom zaczął "spłacać". W pierwszym sezonie gry na San Siro został wicekrólem strzelców serie A z dorobkiem 25 goli. Walnie przyczynił się więc do wywalczenia przez Inter wicemistrzostwa Italii oraz Pucharu UEFA. Miał świat u stóp, ale najważniejszy dla niego sprawdzian miał dopiero nadejść…

Tajemniczy finał

Po świetnym sezonie w barwach Interu typowano Ronaldo na głównego bohatera spektaklu pod tytułem mistrzostwa świata we Francji. Wraz z Rivaldo oraz Roberto Carlosem miał poprowadzić reprezentację Brazylii do piątego w historii czempionatu globu. Początkowo wszystko szło dobrze. Canarinhos bez problemu wyszli z grupy, a później wyeliminowali Chile oraz w ćwierćfinale Danię. W półfinale dopiero po rzutach karnych pokonali Holandię. W wielkim finale w Paryżu na drodze Brazylii stanęli rewelacyjni gospodarze turnieju - Francuzi. Do dziś jedną z największych tajemnic w historii futbolu pozostaje to, co stało się z Ronaldo w przeddzień ostatniej gry mundialu w 1998 roku. Na kilka godzin przed meczem został odwiedziony na badania do szpitala po tym, jak dostał dziwnego ataku w hotelowym pokoju. Wszystko wskazywało na to, że był to atak na tle nerwowym. Ronaldo miał przecież dopiero 21 lat, a spoczywała na nim olbrzymia presja. Nie miał prawa wtedy zagrać. A jednak… Wyszedł na boisko od pierwszych minut, ale nie przypominał tego świetnego napastnika, który czarował swoją grą w poprzednich meczach. Brazylia przegrała sromotnie 0:3. Prasa sugerowała później, że piłkarz wystąpił pod wpływem nacisków ze strony głównego sponsora reprezentacji. Prawda pewnie długo jeszcze nie wyjdzie na jaw, o ile w ogóle kiedyś wyjdzie…

Przygasający geniusz

Nieszczęsny finał z lipca 1998 roku rozpoczął nowy etap w karierze Ronaldo. Etap nieszczęść. Prasa nie przestawała wokół niego węszyć. Dodatkowo policja w Rio zatrzymała przestępcę, który chciał porwać dla okupu jego matkę. A jakby tego było mało, rozstał się z żoną, Suzaną Werner. Także na boisku nie wiodło mu się najlepiej. Zerwał więzadło krzyżowe w prawym kolanie, na które narzekał jeszcze w czasie mistrzostw świata. Po operacji i kilku tygodniach leczenia w wielkim stylu miał powrócić do gry. Sam przyznawał, że wszystko jest już w porządku, a on nigdy nie czuł się lepiej. Po kontuzji pierwszy raz wybiegł na boisko w 61. minucie finałowego spotkania o Puchar Włoch z Lazio Rzym. Wytrzymał… 360 sekund. Nagle upadł na murawę, zwijając się z bólu, nie będąc przez nikogo atakowany. Diagnoza była jak wyrok śmierci: zerwane więzadła w kolanie. Dawano mu mały procent szans na powrót do gry, a już na pewno na dojście do dawnej formy. W sumie leczył się 14 miesięcy, a świat zaczął powoli o nim zapominać.

Powrót króla

Nic dziwnego, że nie brakowało takich, którzy z uśmiechem słuchali opinii, sugerujących jakoby Ronaldo miał odegrać jakąś rolę na mistrzostwach świata 2002 w Korei i Japonii. Wyleczył się, strzelił kilka bramek w barwach Interu, ale uznano to za chwilowy przebłysk jego geniuszu. Tymczasem ku zaskoczeniu wszystkich miał na koncie sześć trafień, a na Brazylię w finale czekali Niemcy. Miał być to wielki rewanż zespołu, a także samego zawodnika za finał sprzed czterech lat. I był! Brazylijczycy pewni wygrali 2:0, a Ronaldo strzelił oba gole. Został królem strzelców mundialu, a także ponownie wybrany najlepszym piłkarzem świata. Powrócił w niesamowitym stylu. Także w jego życiu prywatnym zaczęło się układać. Wziął ślub z Milene Dominguez, z którą ma syna Ronalda.

Na walizkach

Po mistrzostwach świata znów zmienił barwy klubowe. Tym razem zapragnął zagrać w Realu Madryt. Królewscy zapłacili za niego 45 milionów euro. Jego pobyt w Madrycie to istna sinusoida. Świetne mecze przeplatał bardzo słabymi. Madryccy kibice nie akceptowali go do końca. Dodatkowo pojawiły się plotki o jego nadwadze oraz o tym że zajada się hamburgerami i popija je colą. Wciąż trafiał jednak do siatki, chociaż nie imponował szybkością i zwinnością, jak kiedyś. W 2006 roku po raz czwarty w karierze wystąpił na mistrzostwach świata. Niemiecki mundial nie okazał się jednak dla niego udany. Brazylia odpadła już w ćwierćfinale, a on strzelił trzy gole. Wystarczyło to "tylko" do tego, aby stać się samodzielnym liderem klasyfikacji strzelców Mistrzostw Świata zaraz przed Gerdem Müllerem. W Realu też nastały dla niego gorsze czasy. Nie dogadywał się z nowym trenerem Fabio Capello, a poza tym znów nękały go urazy. Na początku 2007 roku odszedł za 7,5 mln euro do AC Milan.

Znów na "starych śmieciach"

Powrót do Włoch nie okazał się dobrym ruchem dla Il Fenomeno, choć obiecująco rozpoczął swoją przygodę z zespołem Rossonerich. W lutym 2008 roku powrócił koszmar Ronaldo. Piłkarz ponownie zerwał więzadła w kolanie. Tym razem wydawało się, że to już na pewno będzie koniec jego kariery. Zdecydował się wówczas rozwiązać kontrakt z Milanem, w którym w sumie rozegrał 20 meczów i strzelił 9 bramek. Po kilkumiesięcznej przerwie wznowił treningi w brazylijskim Flamengo. Działacze klubu, o grze w którym R9 marzył jeszcze jako mały chłopiec, mieli nadzieję, że wkrótce Ronaldo podpisze z nimi kontrakt. Po całkowitym dojściu do zdrowia zupełnie nieoczekiwania parafował jednak umowę z odwiecznym rywalem Flamengo, Corinthians Sao Paulo.

Historia do powtórki?

4 marca 2009 roku 33-letni już Ronaldo powrócił do gry. Wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie Corinthians i poczyna sobie całkiem nieźle. Strzela bramki. Latem tego roku zainteresowane jego pozyskaniem były nawet dwa kluby angielskie - Tottenham Hotspur oraz Blackburn Rovers, ale Ronaldo obie oferty odrzucił. Nie jest już zainteresowany powrotem do Europy. Po cichu "przebąkuje" się natomiast o tym, że może pojechać na mistrzostwa świata 2010 do RPA. Byłby to dla niego piąty mundial w karierze. Selekcjoner kadry, a do niedawna kolega "Ronniego" z reprezentacji Carlos Dunga, ponoć nie mówi Ronaldo "nie". Czy Il Fenomeno stać na jeszcze jeden, pewnie już ostatni w karierze, przebłysk? Sam nie ukrywa, że bardzo chce zakończyć karierę jako mistrz świata i zawodnik Corinthians. Najlepiej, gdyby stało się to w lipcu 2010 roku.

Komentarze (0)