Bayern Monachium i ojciec Teresa znad Tegernsee

Żaden inny niemiecki klub nie jest jednocześnie tak kochany za sukcesy i znienawidzony przez pieniądze, które te sukcesy gwarantują. Ale bycie numerem "1" to nie tylko benefity, ale i obowiązki. Z wielką mocą wiąże się ogromna odpowiedzialność.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Robert Lewandowski w objęciach Ulego Hoenessa Getty Images / TF-Images / / Robert Lewandowski w objęciach Ulego Hoenessa

Klub, którego barw broni Robert Lewandowski, to klasa sama dla siebie nie tylko na boisku, ale również poza nim. Od kilkudziesięciu lat wykorzystuje sukcesy i związaną z tym popularność, by udzielać się dobroczynnie. Uli Hoeness wpisał to do klubowego DNA.

Lider w pomaganiu

Hoeness zbudował potęgę Bayernu. Można mu wiele zarzucić - od arogancji po chciwość, która zaprowadziła go za kratki. Nie można było mu jednak odmówić hojności. Wobec szeroko pojętego środowiska Bayernu, ale również i poza nim.

Gdy utonęła córka Samuela Kuffoura, Hoeness nie namyślając się długo, zorganizował prywatny samolot, by obrońca mógł natychmiast polecieć do rodzinnej Ghany. Kiedy Mehmet Scholl miał prywatne problemy, umieścił go w swoim domu. Jak Gerd Mueller  wrócił ze Stanów Zjednoczonych z problemami alkoholowymi, to najpierw załatwił mu odwyk i terapię, a potem dał pracę w klubie.

ZOBACZ WIDEO: Miał zawał serca na boisku! Wrócił do gry

Kiedy Alan McInally stał się praktycznie sportowym inwalidą i przez brak prywatnego ubezpieczenia groziło mu bankructwo, przelał mu 800 tys. marek z klubowego ubezpieczenia, by stanął na nogi. Gdy Lars Lunde, będąc na wypożyczeniu w Aarau, leżał w szpitalu po operacji i ciągle opowiadał lekarzom o czasie spędzonym w Monachium, ci nie namyślając się długo, skontaktowali się z Hoenessem, pytając czy może mu udzielić pomocy.

Nie tylko odwiedził go z Egonem Coordesem, ale i zabrał do swojego domu na kilka tygodni. Z prywatnych pieniędzy pomagał ofiarom wojny w Kosowie i wspierał fundację pomagającą dzieciom z Czarnobyla. Przykłady można mnożyć. Hoeness miał ogromny wpływ na to, by Bayern nie był postrzegany wyłącznie jako srogi monopolista. Czuł się w obowiązku być również liderem w pomaganiu innym. Każdy mógł się zwrócić o pomoc do Bayernu i rzadko kiedy był odsyłany z kwitkiem.

W 1995 roku wsparł fundację byłego znakomitego tenisisty Michaela Sticha. Ówczesny sponsor Bayernu - Opel - na antenie "Aktuellen Sportstudio" zlicytował model samochodu, by pozyskać kolejne środki. W 1996 roku Christian Nerlinger przekonał Bayern do zorganizowania halowego turnieju na rzecz chorego na białaczkę dziecka. Klub sfinansował również akcję oddawania krwi, by znaleźć dawcę szpiku kostnego. Został za to później odznaczony nagrodą fair play.

Gdy w 1982 roku Bayern leciał na wyjazdowy mecz do Moskwy, Hoeness dowiedział się o tragedii amatorskiej drużyny TSV Schoenaich - w autokarowym wypadku w Szwajcarii życia pozbawionych zostało dwadzieścia osób - dzieci straciły ojców. Natychmiast po powrocie z Rosji Hoeness zjawił się w Schoenaich. Bez zapowiedzi, chciał tylko okazać współczucie i zaoferować pomoc.
Zorganizował towarzyski mecz Bayernu z TSV w pobliskim Stuttgarcie, dzięki czemu zebrano 250 tys. marek dla pokrzywdzonych rodzin. Oprócz tego juniorzy TSV dwukrotnie zostali zaproszeni na mecze Bayernu i pojechali na nie klubowym autokarem Die Roten.

Bawarczycy pomagali też lokalnym rywalom - monachijskim Lwom z TSV 1860. Gdy w 1984 roku cierpieli na ogromne problemy finansowe, a ich gwiazdor Ludwig Koegl właśnie przechodził do Bayernu, Hoeness zdecydował się zapłacić za niego ponad trzykrotnie więcej niż zostało to ustalone - zamiast 30 tysięcy marek, Bayern przelał sąsiadom aż sto tysięcy.

W czasach, gdy dzielili jeszcze Allianz Arenę, wielokrotnie odraczał czynsz. Nawet gdy TSV już wyprowadziło się ze wspólnego stadionu, Hoeness znajdował czas by mu doradzać. To on pośredniczył w pozyskaniu jordańskiego inwestora, miliardera Hasana Ismaika.

Christoph Bausenwein w biografii Uliego: "Dla niektórych Hoeness jest symbolem zimnej kalkulacji i chciwości. Dla innych zaś jest pomocnym, emocjonalnym i troskliwym facetem. W 2019 roku wziął udział w panelu dyskusyjnym zorganizowanym przez Fundację Roberta Enke z okazji 10-lecia tragicznej śmierci byłego bramkarza, na którym rozdano nagrody za działania na rzecz zdrowia psychicznego wśród młodzieży. Z własnej kieszeni dołożył 12,5 tysiąca euro, by wszyscy laureaci dostali po równe 10 tysięcy".

Wybawca

- Praktycznie nie ma w lidze klubu, któremu nie pomogliśmy - mówił swego czasu Uli. Bayern może polaryzować, a w różnych badaniach regularnie być najbardziej nielubiany w Niemczech, ale jego zasługi wobec innych klubów są niepodważalne. Od lat hołduje zasadzie "Bayern kauft Liga kaputt" wykupując najlepszych piłkarzy z Bundesligi, ale nie jest bezlitosnym monopolistą drenującym konkurencję. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy, Bayern jest pierwszym, do którego się dzwoni.

Idea tak zwanych meczów benefisowych powstała na początku XXI wieku, a lista uratowanych przed natychmiastowym bankructwem klubów jest długa. Pierwszym oficjalnym spotkaniem było to z FC St. Pauli w 2003 roku, choć już wcześniej zdarzało się Bawarczykom grać sparingi i zrzekać się przysługującej im części wpływów za bilety (chociażby mecz z Hannover 96 w 1998 roku).

Spotkanie na hamburskim Millerntor było wyjątkowe. Jeszcze dekadę wcześniej nazywano tam Bayern wrogiem klasowym, obrzucano monetami - Otto Rehhagel chwalił się dziennikarzom, że uzbierał 180 fenigów. Rok wcześniej gdy St. Pauli sensacyjnie pokonało Bayern, wyprodukowało okolicznościowe koszulki z napisem: Weltpokalsiegerbesieger (zwycięzca zdobywcy Pucharu Świata).

Ale teraz stało na skraju bankructwa i musiało zwrócić się o pomoc do największego wroga. Bayern pomógł, a St. Pauli znowu wyprodukowało koszulki - tym razem z napisem "Retter", czyli wybawca. Hoeness paradując w jednej z nich, mówił z uśmiechem do reporterów, że musi się trochę przyzwyczaić do nowej atmosfery.

Spotkanie w Hamburgu uruchomiło lawinę. W zasadzie nie było już sezonu, w którym Bayern nie grał przynajmniej jednego takiego meczu. Z pomocy rekordowego mistrza Niemiec korzystali między innymi Darmstadt, Union Berlin, Kaiserslautern, Kickers Offenbach czy Alemannia Akwizgran. - Będąc tradycjonalistą, nie można pozwolić po prostu upaść takim klubom jak Alemannia - tłumaczył.

Uratowało się także VfB Chemnitz, dzięki... Michaelowi Ballackowi. Pochodzący z tego miasta pomocnik Bayernu otrzymał list od dwóch juniorów VfB z prośbą o mecz benefisowy i przekazanie apelu Hoenessowi. Z kolei mecz z Dynamem Drezno był transmitowany w telewizji, a bilety kosztowały więcej niż na Bundesligę.

Pierwszy mecz Pepa Guardioli w Bayernie przeciwko Hansie Rostock również był "cegiełką". Klub z byłego NRD zarobił wówczas ponad milion euro, a Guardiola wspominał z sentymentem, że grał tu już wcześniej, nawiązując do starcia Barcelony z Hansą w Pucharze Mistrzów w 1991 roku.

Bayern ratował kluby nie tylko dzięki meczom sparingowym, w których grał za friko. Przekonała się o tym Borussia Moenchengladbach w 1992 roku. Źrebaki stały przed bardzo realną katastrofą finansową i grożącym postępowaniem ze strony UEFA.

Na gwałt potrzebowano pieniędzy. Borussia miała prawa do części sumy z transferu Stefana Effenberga z Bayernu do Fiorentiny, ale była ona należna dopiero znacznie później, w sytuacji BMG za późno. Wiceprezes Gladbach zadzwonił do Paula Breitnera, tłumacząc, że Borussia potrzebuje tych pieniędzy znacznie wcześniej niż zaplanowano. Następnego dnia otrzymał od Hoenessa 900 tys. marek, co zapobiegło bankructwu.

Uratowane BVB

Sztandarowym przykładem pomocy miała być również słynna pożyczka dwóch milionów euro bankrutującej Borussii Dortmund w 2005 roku. Wprawdzie do pożyczki rzeczywiście doszło, ale Hoeness znacznie podkolorował okoliczności. BVB miało wówczas potężne problemy finansowe, a długi wynosiły ponad 200 milionów.
Bayern swego czasu pomógł finansowo Borussii Bayern swego czasu pomógł finansowo Borussii
Władze klubu z Gerdem Niebaumem na czele doszły do ściany, a szukając funduszy zwróciły się o pomoc do Bayernu. Rywal z Monachium pomógł pokryć miesięczne wynagrodzenia. Sprawa wyszła na jaw w 2012 roku, gdy Borussia była na dobrej drodze do drugiego mistrzostwa Niemiec z rzędu.

W wywiadzie dla "Sueddeutsche Zeitung" sfrustrowany Hoeness mówił: - Kiedy nie wiedzieli już co robić i nie mogli płacić pensji, daliśmy im 2 miliony euro bez odsetek na kilka miesięcy.

Historia została momentalnie podchwycona przez media i wykreował się dość fałszywy obraz jakoby Bayern zapobiegł bankructwu Borussii. Thomas Tress, ówczesny dyrektor zarządzający tłumaczył: - Ze strony Bayernu chwalebne było, że pomagał innym klubom w kryzysowych sytuacjach i tak było w naszym przypadku. Ale nasz dług wynosił 200 milionów euro. Te dwa miliony nie rozwiązały sytuacji, choć pomogły.

Wtórował mu prezes Hans-Joachim Watzke, który obejmując posadę w 2005 roku, za punkt honoru postawił sobie spłacić ten dług w pierwszej kolejności: - To legenda i nie do końca prawda. Hoeness pożyczył mojemu poprzednikowi dwa miliony z ośmioprocentowymi odsetkami. Nie był Matką Teresą. Kwota i tak była bezużyteczna  - byliśmy już bankrutami.

W swojej książce ponownie wrócił do tej sytuacji: - Całkiem zaskakująco temat wypłynął, gdy byliśmy mistrzami. Nigdy nie poprosiłbym Bayernu nawet o jedno euro. Bardzo doceniam ten klub, ale wolałbym żebrać pod mostem w Dortmundzie niż jechać do Monachium. Jeśli prosisz o pieniądze największego ligowego rywala, to nie ma na tym świecie większych upokorzeń.

Nie tracić z oczu podstaw

Okres pandemii i ogromne straty finansowe z nią związane odbiły się nie tylko na wielkich klubach, ale przede wszystkim na małych, amatorskich drużynach. Dlatego już w 2020 roku Bayern przekazał wszystkim klubom z bawarskiej piątej ligi po 10 tysięcy euro.

Ponadto wykorzystał również środki zebrane przez zrzeczenie się pieniędzy za niewykorzystane bilety i karnety przez swoich kibiców i przekazał wszystkim klubom z bawarskiej Regionalligi po 20 tysięcy euro oraz 100 tysięcy euro Bawarskiemu Związkowi Sportowemu.

Rainer Koch, prezes Bawarskiego Związku Piłki Nożnej:-  To kolejny bardzo mocny znak, jak i wielki gest, który pokazuje, że Bayern przy wszystkich sukcesach nie traci z oczu podstaw.

Karl Hopfner, który kierował fundacją Bayern Hilfe: - Zrzeczenie się zwrotów za bilety - od zwykłych po miejsca biznesowe - to wspaniały znak solidarności. Możemy wykorzystać te pieniądze, by pomóc ustabilizować krajobraz piłkarski w Bawarii w tych trudnych czasach.

Nie chodzi tu o wybielanie Bayernu, wynoszenie go ponad świętości czy kanonizowanie Hoenessa, jak to kiedyś próbował uczynić Karl-Heinz Rummenigge, używając ciężkiego kalibra i nazywając go: ojcem Teresą znad Tegernsee, Nelsonem Mandelą z Saebener Strasse i matką wszystkich menedżerów.

Monachijski gigant ma wiele za uszami, ale jednocześnie wie, jak wypełniać swoją społeczną rolę i wykorzystywać uprzywilejowanie, by pomagać innym. A że przy tym buduje PR? Czy to ważne?

Maciej Iwanow, "Piłka Nożna"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×