Roman Abramowicz ukarany! Konsekwencje będą poważne

Getty Images / Na zdjęciu: Roman Abramowicz
Getty Images / Na zdjęciu: Roman Abramowicz

Rozpoczyna się ciemny okres w historii Chelsea. Nałożenie sankcji na Romana Abramowicza może mieć gigantyczne konsekwencje dla przyszłości klubu. Już teraz otrzymał on poważny cios.

Stało się. Rząd Wielkiej Brytanii nałożył surowe sankcje dla kolejnych rosyjskich oligarchów, w tym na Romana Abramowicza, właściciela Chelsea - czołowego europejskiego klubu, triumfatora rozgrywek Ligi Mistrzów z 2021 roku. Konsekwencje ukarania rosyjskiego miliardera będą dla The Blues bardzo dotkliwe.

Co czeka londyński klub, który od momentu przejęcia przez Abramowicza zdobył aż 21 trofeów? Tysiące fanów jest przerażonych, co mogą przynieść najbliższe miesiące.

Abramowicz nie zarobi nic?

Brutalna inwazja rosyjskich wojsk na Ukrainę doprowadziła już do geopolitycznych zmian na świecie. A że polityka zawsze będzie nierozłącznie związana ze sportem, wojna i haniebne działania Władimira Putina wkroczyły także w tę dziedzinę życia. Teraz boleśnie przekona się o tym Chelsea FC.

ZOBACZ WIDEO: Krychowiak zrobił to jako jedyny. "Pokazał, że ma jaja"

Już 2 marca Roman Abramowicz ogłosił, że po 19 latach rządów zamierza sprzedać The Blues. "Zawsze podejmowałem decyzje, kierując się interesem klubu. W obecnej sytuacji podjąłem decyzję o jego sprzedaży. Uważam, że leży to w interesie Chelsea oraz jej kibiców, pracowników, sponsorów i partnerów. Decyzja była dla mnie bardzo trudna. Rozstanie z klubem w taki sposób sprawia mi ból" - czytaliśmy w oświadczeniu.

Abramowicz, który przez lata wydał na same transfery do klubu blisko 3 miliardy euro, zapewnił wtedy, że wojna w Ukrainie nie przyspieszy negocjacji i będzie się toczyła w odpowiednim trybie. Bardzo szybko w mediach zaczęły pojawiać się nazwiska potencjalnych kupców - Muhsin Bayrak, Todd Boehly i Hansjorg Wyss, Thomas Ricketts czy nawet Connor McGregor mieli być zainteresowani odkupieniem udziałów.

Już jednak wiemy, że nic z tego. A na pewno nie w najbliższych miesiącach. Najnowsza decyzja o nałożeniu sankcji na Abramowicza sprawia, że wszelkie działania Rosjanina w celu sprzedaży Chelsea w inne ręce zostają wstrzymane.

Według "The Times" intencją rządu jest to, aby rosyjski oligarcha nie zarobił na sprzedaży ani eurocenta i zrzekł się pieniędzy. Czy to jednak możliwe?

Wstrzymana sprzedaż biletów

Z komunikatu dotyczącego nałożenia sankcji na Abramowicza dowiadujemy się, że wszelkie aktywa miliardera zostają zamrożone. Rosjanin ma więc związane ręce, nie może korzystać ze swoich kont, wszystkie transakcje są wstrzymane, co naturalnie przełoży się na sytuację Chelsea.

Już teraz wiemy, co czeka klub w najbliższym czasie. The Blues będą mogli wprawdzie nadal brać udział w rozgrywkach krajowych i europejskich (w ich przypadku Premier League, Puchar Anglii i Liga Mistrzów), jednak tylko na warunkach specjalnej licencji obowiązującej do 31 maja.

Do tego czasu na domowe mecze wstrzymana zostaje sprzedaż biletów, na Stamford Bridge będą mogli pojawiać się tylko posiadacze karnetów, czyli jak podaje brytyjska prasa, około 28 tysięcy fanów. A możliwość obejrzenia wyjazdowego spotkania swojej drużyny z wysokości trybun będzie zależała od decyzji gospodarza.

Klub nie będzie też mógł dalej prowadzić aktywnej działalności merchendisingowej, czyli wstrzymana zostaje sprzedaż koszulek czy pamiątek przez oficjalny sklep.

Chelsea otrzymała też zakaz przeprowadzania transferów i podpisywania umów z nowymi piłkarzami. Nowe regulacje mówią także o limicie wydatków, jeśli chodzi o wyjazdy na mecze. Od teraz klub nie może przeznaczyć na ten cel więcej niż 20 tysięcy funtów, co stawia pod znakiem zapytania przelot na kolejne spotkanie w Lidze Mistrzów z Lille (16 marca).

Czarny scenariusz?

Sankcje nałożone na Abramowicza mogą poważnie zmienić sportową sytuację Chelsea. Jeśli zakaz transferów zostanie utrzymany, drużynę czekać będzie trudny okres.

Po obecnym sezonie kontrakty kończą się takim piłkarzom jak Cesar Azpilicueta, Antonio Ruediger czy Andreas Christensen. Ich odejście byłoby ogromną stratą dla defensywy, trudno spodziewać się, by podobną jakość prezentowali zawodnicy z drużyn młodzieżowych.

Jeśli pat między Abramowiczem a brytyjskim rządem będzie trwał nadal, Chelsea może się dalej osłabiać i stracić swoją pozycję giganta w Premier League. Szanse na rywalizowanie z Manchesterem City czy Liverpoolem spadną do minimum, podobnie jak możliwość gry w Lidze Mistrzów.

Brak udziału w tych rozgrywkach znów wiązałby się ze stratami finansowymi. Czarny scenariusz czy jak najbardziej realny? Wszystko w rękach rosyjskiego miliardera.

"Ma krew na rękach"

Choć pojawią się komentarze, że brytyjski rząd nie bez przyczyny dopiero po dwóch tygodniach od rozpoczęcia wojny nałożył sankcje na rosyjskich oligarchów (czytaj: dał im odpowiedni czas na upłynnienie swoich finansów), wydaje się, że czas Abramowicza w Wielkiej Brytanii dobiegł końca.

Komentarze polityków są na ten temat jednoznaczne.

- Sankcje mają oczywiście bezpośredni wpływ na Chelsea. Ciężko pracowaliśmy, żeby kluby nie zostały niepotrzebnie poszkodowane, dlatego zdecydowaliśmy się na wydanie specjalnej licencji, aby zapewnić klubowi możliwość dalszego działania i rozgrywania meczów. Musimy jednak pozbawić Romana Abramowicza korzyści z posiadania Chelsea - wyjaśniła brytyjska sekretarz kultury Nadine Dorries.

Znacznie mocniejsze słowa pod adresem Abramowicza i innych rosyjskich oligarchów, których związki z Putinem są niezaprzeczalne, skierowała minister spraw zagranicznych Liz Truss.

- Te sankcje dobitnie pokazują, że oligarchowie i kleptokraci nie mają miejsca w naszej gospodarce i w naszym społeczeństwie. Mając bliskie kontakty z Putinem, są współwinni agresji i hańbiących działań Rosji w Ukrainie. Krew ukraińskiego narodu jest na ich rękach - grzmiała polityk.

- Abramowicz jest powiązany z osobą, która jest zaangażowana w destabilizację Ukrainy i podważa terytorialną integralność, suwerenność i niepodległość Ukrainy, czyli z Władimirem Putinem, z którym od dekad otrzymuje bliską relację - skomentował z kolei premier Wielkiej Brytanii Boris Johnson.