Strzela gol za golem. Powód? Nikt wcześniej nie zwrócił na to uwagi

- Lewandowski w Barcelonie przede wszystkim jest szczęśliwy. To widać - mówi Aleksander Kowalczyk, polski trener pracujący od lat w Hiszpanii. W rozmowie z WP SportoweFakty wskazuje, kto jeszcze z Polaków poradziłby sobie w La Lidze.

Rafał Sierhej
Rafał Sierhej
Robert Lewandowski PAP/EPA / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Miał tylko 25 lat, gdy uzyskał w Hiszpanii licencję UEFA Pro - najwyższe trenerskie uprawnienia. Swego czasu był najmłodszym Polakiem, jaki mógł pochwalić się takimi papierami. Teraz powoli pnie się w hierarchii, a mierzy wysoko, bo marzy o pracy w La Lidze.

- Hiszpania to Oxford wśród piłkarskich uniwersytetów - mówi nam 28-latek. Opowiada też, w jaki sposób przebił się w Hiszpanii, o różnicach w podejściu do futbolu i tłumaczy, dlaczego Robert Lewandowski rzucił Hiszpanię na kolana.

Rafał Sierhej, WP SportoweFakty: Zaskoczyło pana, że latem Robert Lewandowski zdecydował się na odejście z Bayernu i przejście akurat do Barcelony?

Aleksander Kowalczyk, trener Sestao River B, wcześniej pracował z grupami młodzieżowymi Varsovii, był też analitykiem tureckiego Goztepe SK: Nie. Uważam, że Robert podjął dojrzałą decyzję. Wiedział, co robi i co chce tym ruchem uzyskać. Była może jakaś część osób, która ten ruch krytykowała, ale dla niego z pewnością jest to dobra droga rozwoju zarówno piłkarskim, jak i życiowym. Oczywiście czas wszystko zweryfikuje, ale myślę, że na ten moment nie żałuje tej decyzji. Przede wszystkim jest szczęśliwym człowiekiem, co widać.

ZOBACZ WIDEO: Jak broni Wojciech Szczęsny w kadrze? "Nie róbmy z niego bohatera"

W czasie przygotowań do sezonu, kiedy Lewandowski nie strzelał goli w sparingach. Co sprawiło, że ma tak udane wejście do Barcy?

Ja do tych meczów sparingowych zawsze podchodzę ostrożnie. Wydaje mi się, że Robert potrzebował czasu. Wystarczyło, że złapał dobre relacje z zawodnikami i pojawiło się także połączenie na boisku. Xavi potrzebował dobrych piłkarzy, którzy mogą stworzyć między sobą nowe relacje. Tak naprawdę wszystko zweryfikują dopiero najbliższe tygodnie. Wtedy przekonamy się, czy Barcelona jest dziś drużyną na poziom topowy w Europie, czy tylko w Hiszpanii.

Co, prócz goli, Lewandowski daje Barcelonie?

Na pewno Robert jest już piłkarzem bardzo doświadczonym i może to przekazywać kolegom na boisku. Zwróciłbym także uwagę na ustawienie na boisku. Robert nie biega, żeby tylko biegać. On nie jest zawodnikiem mobilnym. Często wykorzystuje swoją przewagę pozycyjną, gubiąc obrońców drużyny przeciwnej odpowiednim ruchem. Dodatkowo dobrze rozumie się z Pedrim czy Dembele.

Wspomniał pan wcześniej o weryfikacji. Październik może być dla Barcy takim miesiącem. Jednym z rywali będzie Athletic Bilbao, który znajduje się w znakomitej formie. Czy w Kraju Basków obawiają się Lewandowskiego?

Myślę, że Athletic Bilbao nie ma żadnych kompleksów. Rywalizują ze wszystkimi, jakby to był tylko kolejny przeciwnik. Oczywiście mówi się o Lewandowskim, że to jest kluczowy piłkarz Barcy, ale nie będzie planu anty-Lewandowski. Nie spodziewam się, żeby Ernesto Valverde ustawił Lewandowskiemu indywidualne krycie.
Robert Lewandowski błyskawicznie odnalazł się w La Lidze Robert Lewandowski błyskawicznie odnalazł się w La Lidze
Polskich fanów La Liga dręczy jedno pytanie: dlaczego nasi piłkarze nie przebijali się na najwyższy poziom w Hiszpanii?

To jest bardzo ciekawy przypadek, bo mamy Polaków zarówno we Włoszech, Niemczech, Francji, jak i Anglii. Potrzeba jednego mocnego transferu. Jeden zawodnik, który wyrobiłby naszym piłkarzom odpowiednią markę. Tak jak było w Serie A. Dotąd było tak, że co jakiś czas wpadał Polak, średnio się sprawdzał i nie było chęci, żeby sprowadzać kolejnych.

Kto poza "Lewym" mógłby sobie poradzić w La Lidze?

Myślę, że Sebastian Szymański. Może nie pod względem fizyczności, ale techniki, takiej inteligencji. Jeszcze wiosną, przed debiutem w reprezentacji, przedstawiciele jednego z hiszpańskich klubów pytali mnie o Jakuba Kiwiora. To też na pewno ciekawy zawodnik, z bardzo dużym potencjałem.

Wydawało się, że Mateusz Bogusz może być tym, który przebije się w Hiszpanii, ale doznał poważnej kontuzji kolana. Wrócił teraz na powtórne wypożyczenie do UD Ibiza. Myśli pan, że ponownie może zrobić furorę?

To na pewno nie jest koniec. Uważam, że to jest zawodnik, który świetnie się odnajduje w piłce hiszpańskiej. Doskonale rozumie wszystko, co się dzieje na boisku, bardzo dużo widzi. W Hiszpanii ma dobre opinię. Uważam, że gdyby dograł poprzedni sezon do końca, to pewnie przeszedłby do Primera Division.

A dlaczego w Eibarze nie wyszło Damianowi Kądziorowi? Wydawało się, że wybrał bardzo dobrze.

Mam dobry kontakt z Damianem, razem współpracowaliśmy indywidualnie. Jest bardzo ambitny, pracowity. Wydaje mi się, że nie ma jednej odpowiedzi na pytanie czemu mu nie wyszło. To złożona kwestia. Pierwsza rzecz to fakt, że Eibar zapłacił za niego ponad dwa miliony euro. To jest bardzo duża kwota, jak na taki zespół.

Widzieli w nim potencjał. W Dynamie jego gra wyglądała inaczej. Tam to jego zespół dominował z piłką, tutaj było na odwrót. To był dla niego duży szok. Wcześniej operował z piłką przy nodze, a w Eibarze musiał zacząć za nią biegać. Rozmawiałem z trenerem Mendilibarem, powiedział mi, że jest bardzo duża różnica między intensywnością w Hiszpanii a tym co w Chorwacji. Problemem był też bardzo krótki okres przygotowawczy, dlatego brakowało mu pewności siebie.

A pan dlaczego zdecydował się na Hiszpanię?

Może nie na Hiszpanię, a na kraj Basków. Hiszpania to jakby co innego, też jeżeli chodzi o styl życia, ale również sposób gry w piłkę. Moja przygoda z Krajem Basków zaczęła się od studiów tutaj, wyjazdu na Erasmusa na 6 miesięcy. Ten czas wykorzystałem pod kątem piłkarskim, poszerzenia swojej wiedzy i tak mi się tutaj spodobało, tak przesiąkłem tą baskijską piłką, że postanowiłem zostać na stałe. Piąty sezon jestem bardzo szczęśliwy, bardzo mi się tutaj podoba i małymi krokami idę do przodu.

Jeżeli chodzi o zawód trenera, to nie ma lepszego miejsca do życia niż Hiszpania. A już w ogóle w Kraju Basków, gdzie na tak małej przestrzeni masz tyle klubów, mnóstwo trenerów, wybitnych zawodników i to też powoduje, że czerpiesz z tego bardzo dużo. Bardzo się rozwijasz jako trener. Ja nazywam to takim Oksfordem wśród piłkarskich uniwersytetów.

A pan jako trener stosuje metodę "kija i marchewki" czy jest pan dla nich bardziej dobrym wujkiem?

Uważam, że w szatni piłkarskiej, w każdej relacji międzyludzkiej, jest miejsce na obie formy. Czasem trener musi być dobrym ojcem dla swojego piłkarza, a nieraz musi trochę podnieść głos. Kluczową umiejętnością jest moim zdaniem zdolność do empatii. Są różne przypadki i trzeba to dobrze wyczuć. Ja się zgadzam z Nagelsmannem. On kiedyś powiedział, że piłka nożna to w 80 proc. psychologia i głowa, a reszta to aspekty czysto piłkarskie.

Do tej pory bardzo dużo poświęcałem na te sprawy, a trzeba skupić się na tym, żeby umieć z zawodnikiem rozmawiać. Co z tego, że będę miał gigantyczną wiedzę, pomysły taktyczne, skoro nie dam rady tego odpowiednio przekazać i nie trafię do głowy zawodnika? Pracujemy z ludźmi, a nie robotami. Trener to jest takie lustro zespołu i wszystko, co zrobi wpływa na postrzeganie drużyny.

Jaka jest największa różnica pomiędzy trenowaniem w Polsce a trenowaniem w Hiszpanii?

Moglibyśmy o tym zrobić oddzielny wywiad, ale jeśli miałbym to jakoś zebrać, to na pewno sam trening. W Hiszpanii starają się, żeby ta jednostka jak najbardziej przypominała warunki meczowe. W Polsce stawia w dużej mierze na ćwiczenia. Ja uważam, że piłka nożna to jest taki chaos. Zadaniem trenera jest stworzyć na treningu takie warunki, żeby piłkarz się w tym chaosie odnalazł.

Nie jest tak, że my nie mamy zawodników technicznych. Wydaje mi się, że trochę ich jest. Problem pojawia się, gdy trzeba odnaleźć się w kontekście, w sytuacji meczowej. To jest trochę takiej inteligencji boiskowej, kiedy podać, a kiedy dryblować itd.

A w kwestii trenowania dzieci?

W Polsce często słyszałem głosy, że dzieci grające w piłkę nie mogą mieć presji, żeby trener nie krzyczał, że musi być cisza na meczu. Jak pójdziesz na mecz dzieci w Hiszpanii, to jest taka "spina". Ten zawodnik nie ma potem problemu, żeby w wieku 18 lat wejść do zespołu na zupełnie większym luzie. W Polsce zbyt często staramy się zawodników zagłaskać. Też u nas w kraju przyjęło się mówić, że dla dzieci nieważny jest wynik, a liczy się sama zabawa. Moim zdaniem to też jest błąd. Chodzi o to, żeby zaszczepić w każdym młodym zawodniku ten gen zwycięzcy. Każdy chce wygrywać.

Podam też przykład Realu Sociedad. Tam dopiero w kategoriach U-13 dzieciaki wchodzą do gry w piłkę. Wcześniej są zobligowane do uprawiania różnych sportów, żeby rozwijać się w wielu kierunkach. To na pewno wpływa bardzo korzystnie na zawodników, bo w Polsce to wszystko dzieje się za szybko. Już te dzieci w wieku sześciu lat wysyłamy na treningi. Liczy się nie ilość treningu, ale jego jakość. Jak masz 13 lat i masz tak bardzo wszechstronnie rozwinięte te wszystkie umiejętności koordynacyjne, to jest ci zdecydowanie łatwiej o szlifowanie tego piłkarskiego talentu.

Zobacz też:
Kolejny popis Brazylii. Tunezja bez szans
Łukasz Teodorczyk znalazł klub? Polak może wrócić do Włoch

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×