W tym artykule dowiesz się o:
Kobieca reprezentacja USA to prawdziwy hegemon w piłce nożnej. Jako jedyna trzykrotnie sięgnęła po złoty medal mistrzostw świata (po raz ostatni w 2015 r. w Kanadzie), jeszcze większe triumfy święciła na igrzyskach olimpijskich (cztery złote medale). Amerykanki są liderkami światowego rankingu FIFA i wielkimi faworytkami zbliżających się igrzysk w Rio.
Jednak w ostatnim czasie atmosfera wokół kadry prowadzonej przez Jill Ellis nie jest najlepsza. Kilka dni temu w światowych mediach zrobiło się głośno o sporze pomiędzy piłkarkami a U.S. Soccer - związkiem piłkarskim w USA.
Pięć reprezentantek kraju podało do sądu swoją federację. Mowa o postaciach z najwyższej półki: bramkarce Hope Solo, najlepszej zawodniczce ostatniego mundialu i kapitan zespołu Carli Lloyd, Becky Sauerbrunn, Alex Morgan i Megan Rapinoe. Jak podkreślają, występują w imieniu całego zespołu.
O co toczy się spór? Czego domagają się piłkarki? Przeczytaj.
"Equal Play. Equal Pay", czyli "Równa gra. Równa płaca" - to hasło przyświeca amerykańskim piłkarkom.
Zobacz wideo: Probierz: Brakuje nam jakości
Futbolistki twierdzą, że są dyskryminowane pod względem płacowym. Dlatego pozew złożyły za pośrednictwem Equal Employment Opportunities Commision (w wolnym tłumaczeniu - komisji ds. szans na równe zatrudnienie), rządowej agendy, która walczy z dyskryminacją w miejscach pracy.
- Żeńska kadra odnosiła niesamowite sukcesy przez ostatnie lata. Walczymy o równą płacę, równe traktowanie i równy szacunek za tę samą pracę - podkreśla Megan Rapinoe. - Nie chodzi o zrównanie zarobków. Zasługujemy na to, by grać na znakomitych, trawiastych boiskach - tak jak męska kadra - a nie na niebezpiecznych, ze sztuczną nawierzchnią. Chcemy także, by zapewniono nam przyzwoite warunki podróży - dodaje Alex Morgan.
Największe emocje budzą jednak kwestie finansowe.
- To najsilniejszy przykład dyskryminacji sportsmenek, jaki kiedykolwiek widziałem - mówi Jeffrey Kessler, prawnik reprezentujący piłkarki.
- Liczby mówią za siebie - mówi Hope Solo. - Jesteśmy najlepsze na świecie, mamy trzy złote medale mistrzostw świata, cztery złote medale igrzysk, a męska kadra dostaje więcej za samo wyjście na boisko, niż my za wygranie wielkiego turnieju.
Piłkarki twierdzą, że otrzymują ok. 40 procent mniej od podopiecznych Juergena Klinsmanna. Mają o to spory żal. Podkreślają, że są na szczycie, a męska kadra zalicza się do światowych średniaków i nie zdobywa medali na wielkich imprezach. Mimo to na liście płac widać spore dysproporcje.
Do pozwu dołączyły wyliczenia, które mają być dowodem na nierówne traktowanie kobiecej i męskiej reprezentacji przez U.S. Soccer.
Zarówno piłkarze męskiej, jak i żeńskiej reprezentacji mają wynegocjowany układ zbiorowy z federacją. Na jego mocy jedna i druga kadra jest zobligowana do rozegrania 20 meczów towarzyskich w ciągu roku. Czy rzeczywiście panowie zarabiają znacznie lepiej?
Gdyby wziąć pod uwagę tylko i wyłącznie samą podstawę, panie nie miałyby na co narzekać. Każda piłkarka ma bowiem zagwarantowaną kwotę - 72 tysiące dolarów rocznie. Piłkarze zaś nie mają wypłacanej żadnej podstawy.
Haczyk tkwi jednak w innym zapisie. Każdy z piłkarzy ma zapewnione 5 tysięcy dolarów za udział w meczu towarzyskim. Bez względu na wynik. Zawodnicy Klinsmanna mogą więc przegrać i 20 spotkań w roku, a i tak zarobią 100 tysięcy dolarów.
A co z premiami za zwycięstwa? Tu sprawa jest bardziej skomplikowana.
Podopieczne Jill Ellis do wspomnianej pensji podstawowej nie dodadzą nic, jeśli nie będą wygrywać. Za każde zwycięstwo otrzymują 1350 dolarów. Bez względu na to, czy pokonają Niemki, czy outsidera.
Inaczej przedstawia się to u mężczyzn, którzy mogą "podnieść z boiska" zdecydowanie wyższe premie. Zwycięstwo wyceniane jest w zależności od klasy rywala. Za wygrane z najsłabszymi ekipami panowie otrzymują 6250 dolarów na głowę. Za pokonanie najlepszych - np. Brazylii, Niemiec czy Hiszpanii - 17625 dolarów. Dziennikarze "New York Times" przyjęli, że średni bonus za zwycięstwo to 8166 dolarów. Czyli ponad sześć razy więcej niż dostają panie.
Jeśli więc żeńska kadra USA wygrałaby wszystkie 20 spotkań towarzyskich, to każda zawodniczka dostałaby 99 tysięcy dolarów (72 tys. podstawy i 27 tysięcy premii). Piłkarzom okrągłą "stówkę" dałyby same porażki. Natomiast jeśli zanotowaliby fantastyczną serię 20 zwycięstw, każdy z nich wzbogaciłby się o nieco ponad 260 tys. dolarów.
Solo, Rapinoe, Morgan, Lloyd i Sauerbrunn mają pretensje także o premie wypłacane po mistrzostwach świata.
Amerykanki sięgnęły w 2015 r. w Kanadzie po złoto. Dostały za to 2 mln dolarów do podziału. Tymczasem panowie (na zdjęciu męska kadra i jej trener Juergen Klinsmann), rok wcześniej, na mistrzostwach świata w Brazylii zarobili 9 mln dolarów. A przecież odpadli już w 1/8 finału, po porażce z Belgią.
Ten argument został jednak łatwo zbity przez przedstawicieli amerykańskiej federacji, którzy odesłali zawodniczki do regulaminu światowej federacji. Bo to FIFA, a nie U.S. Soccer, wypłacała premie za poszczególne osiągnięcia na MŚ.
W pozwie mistrzynie olimpijskie i mistrzynie świata zwróciły uwagę także na dyskryminację przy wypłacie tzw. per diem (dniówek na zgrupowaniu kadry) oraz przy wypłacie za udział w reklamach (kadrowicz USA otrzymuje 3750 dolarów, piłkarka - 3000 dolarów).
Jak reagują na te słowa przedstawiciele amerykańskiej federacji?
U.S. Soccer odpiera zarzuty piłkarek i wysuwa kontrargumenty. Szef federacji Sunil Gulati twierdzi, że przychody generowane przez męską reprezentację są dwa razy większe niż w przypadku kadry kobiecej. To mężczyźni przyciągają większą liczbę kibiców na stadiony. Średnia frekwencja na meczach kadry w latach 2011-2015 wynosiła odpowiednio: 29781 osób na spotkaniach piłkarzy i 16229 na meczach piłkarek.
A oglądalność? Piłkarki przytaczają rekord, który został pobity podczas zeszłorocznego finału mundialu. Mecz Amerykanek z Japonkami (wynik 5:2) oglądało w stacji Fox 25,4 mln telewidzów. Nigdy wcześniej żadne spotkanie piłkarskie w tym kraju - także z udziałem panów - nie wzbudziło takiego zainteresowania.
Działacze federacji doceniają ten wynik, ale i w tym przypadku mają przygotowaną ripostę. Twierdzą, że ubiegły rok - tak znakomity dla pań - nie może przysłonić całego cyklu czteroletniego, w którym zdecydowanie więcej pieniędzy, m.in. z praw telewizyjnych, zarobili piłkarze Juergena Klinsmanna.
Rzecznik federacji Neil Buethe nazwał niektóre z wyliczeń przedstawionych przez piłkarki "nieścisłymi albo błędnymi".
Jak zakończy się ten spór? - Zostawimy tę grę w lepszym miejscu niż to, w którym ją znalazłyśmy - mówi Megan Rapinoe, która jest pewna, że wraz z koleżankami dopnie swego. Wtóruje jej Alex Morgan, która akcentuje działanie na rzecz przyszłych pokoleń: - Poświęciłyśmy całe życie temu sportowi i naszemu krajowi, kochamy piłkę i naszych fanów. Zdecydowałyśmy się zrobić to dla tych wszystkich małych dziewczynek w całym kraju i na całym świecie. Jeśli nie podniesiemy głosu, który mamy, zawiedziemy je.
Działania piłkarek spotkały się z przychylnym odzewem Amerykanów. Poparcia udzieliły im m.in. była i obecna gwiazdy męskiej kadry - Landon Donovan i Tim Howard. - Kobieca reprezentacja w pełni zasługuje na to, by być traktowana sprawiedliwie w każdej dziedzinie - powiedział Donovan.
Głosy wsparcia napływają także ze świata polityki. Murem za piłkarkami stoi ubiegająca się o fotel prezydenta USA Hillary Clinton, a także jej rywal z Partii Demokratów Bernie Sanders. - Nie chciałabym stawić czoła tym kobietom - ani na boisku, ani w sądzie. Każda kobieta zasługuje na wypłatę w równej wysokości co mężczyzna - napisała Clinton.
Mimo iż amerykańska federacja zbija argumenty piłkarek, całkiem możliwe, że strony wkrótce dojdą do porozumienia. Tak wynika ze słów Sunila Gulatiego. - Bardzo wysoko cenimy kobiecą reprezentację, chcemy ją sprawiedliwie za to wynagrodzić. Usiądziemy i wypracujemy kompromis - powiedział szef U.S. Soccer.