W tym artykule dowiesz się o:
Legia Warszawa - Piast Gliwice 4:0 (2:0) - Główny konkurent odprawiony z kwitkiem
Maj był kluczowym miesiącem dla Legii Warszawa. Gdyby nie zwycięstwo nad Piastem Gliwice, ambitny plan na 100-lecie klubu mógłby zatrzymać się już na pierwszej stacji. Brak mistrzostwa Polski byłby katastrofą, dlatego podopieczni Stanisława Czerczesowa przystąpili do tego meczu z nożem na gardle.
Przyszły mistrz Polski pokazał jednak dużą klasę. - To był nasz bezpośredni konkurent, dlatego trzeba było oko w oko pokazać, kto jest lepszy - przyznał wówczas Stanisław Czerczesow. Trzeba oddać piłkarzom z Gliwic, iż przyjechali do Warszawy bez żadnych kompleksów i przez 20 minut dyktowali warunki gry. Pierwszy gol dla Legii sprawił jednak, iż z Piasta zeszło powietrze.
Po zwycięstwie nad Piastem Gliwice Legioniści mieli wszystko w swoich rękach. Tylko kataklizm mógłby sprawić, że ekipa z Łazienkowskiej 3 nie wróciłaby na mistrzowski tron.
Informacje sportowe możecie śledzić również w aplikacji WP SportoweFakty na Androida (do pobrania w Google Play) oraz iOS (do pobrania w iTunes). Komfort i oszczędność czasu!
Legia Warszawa - Pogoń Szczecin 3:0 (1:0) - Mistrz wrócił do stolicy
Drużyna z Warszawy ponownie skomplikowała sobie sytuacje. Po porażce z Lechią Gdańsk, piłkarze Stanisława Czerczesowa nie mieli już miejsca na błąd. Tylko zwycięstwo pozwoliłoby ekipie ze stolicy zrealizować drugi cel na obecny rok.
Legia na tronie, Legia w podwójnej koronie - taką pieśń kibice z Łazienkowskiej mogli zaśpiewać po meczu z Pogonią Szczecin, który przypieczętował wielki sukces klubu. Piłkarze z Warszawy po trzech latach przerwy ponownie mogli cieszyć się ze zdobycia Pucharu Polski oraz mistrzowskiego tytułu.
Podopieczni Stanisława Czerczesowa w decydującym akcie sezonu nie zawiedli, w pełni kontrolując przebieg meczu z Portowcami. Po bramce Nemanji Nikolicia stało się jasne, iż to Legia za kilka miesięcy powalczy o upragnioną Ligę Mistrzów.
ZOBACZ WIDEO Śniadanie na Dakarze: kąpiel, posiłek, sen. Jak oni funkcjonują? (źródło: TVP SA)
{"id":"","title":"","signature":""}
Legia Warszawa - Dundalk FC 1:1 (0:1) - Radość połączona ze smutkiem
Po 21-letniej przerwie Legia Warszawa sforsowała bramy upragnionej Ligi Mistrzów. Zamiast wielkiej euforii, w całej Polsce pojawiały się jednak prześmiewcze komentarze na temat fatalnej gry mistrza Polski.
Podczas losowania 4 rundy eliminacji Champions League Bóg był Legionistą. Drużyna z Warszawy w decydującej fazie rywalizowała z półamatorskim Dundalk FC, który na dodatek nie mógł korzystać z własnego stadionu. To było coś więcej niż los na loterii.
Podopieczni Besnika Hasiego skorzystali z okazji i wyeliminowali Irlandczyków, jednak rewanż w Warszawie pozostawił duży niesmak. Mistrzowie Polski przez większą część meczu musieli odpierać ataki półamatorskiej drużyny, która nadawała ton grze. Gdyby nie znakomita dyspozycja Arkadiusza Malarza i gol Michała Kucharczyka, przy Łazienkowskiej zamiast umiarkowanej radości byłaby grobowa atmosfera do końca sezonu.
Legia Warszawa - Borussia Dortumnd 0:6 (0:3) - Smutny koniec Besnika Hasiego
Spotkanie z Borussią Dortmund najdobitniej pokazało, że Besnik Hasi nigdy nie powinien być trenerem Legii Warszawa. Albańczyk zepsuł wszystko, co mozolnie przez kilka miesięcy budował wcześniej Stanisław Czerszesow.
Na Łazienkowskiej 3 nie było wiary w korzystny rezultat. Oliwy do ognia dolewał sam Besnik Hasi, który otwarcie stwierdził, iż mistrz Polski nie ma w tym spotkaniu żadnych szans. Rozbita Legia Warszawa nie miała argumentów, aby przeciwstawić się jednej z czołowych drużyn w Europie.
Dlaczego kompromitująca porażka z Borussią była jednym z kluczowych momentów w tym sezonie? Po tym meczu włodarze z Legii Warszawa zrozumieli, że misja Hasiego dobiegła już końca. Bogusław Leśnodorski miał jednak plan B, który zakładał wykonanie telefonu do trenera Jacka Magiery. Obaj panowie dogadali się dosłownie w kilka minut.
Legia Warszawa - Lechia Gdańsk 3:0 (0:0) - Pierwszy dotyk Jacka Magiery
To była ta Legia, którą kibice zawsze chcieliby oglądać. Mistrz Polski grał z polotem i był do bólu skuteczny. Piłkarze z Łazienkowskiej 3 pokazali, że stać ich w tym sezonie na wielkie rzeczy. Zwycięstwo nad liderem ekstraklasy zdecydowanie poprawiło atmosferę w zespole, która po erze Besnika Hasiego była mocno nadszarpnięta.
Jacek Magiera wielokrotnie podkreślał, iż był to dla niego kulminacyjny punkt sezonu. Co prawda strata do pierwszego miejsca w lidze była jeszcze bardzo duża, ale zawodnicy Legii ponownie uwierzyli w swoje umiejętności.
Real Madryt - Legia Warszawa 5:1 (3:1) - Gwiazdy nie takie straszne, jak je malują
Suchy wynik nie pozostawia złudzeń. Piłkarze Zinedine'a Zidane'a zrobili swoje, aplikując rywalom aż pięć bramek. Z drugiej strony gra Legii Warszawa była zdecydowanie lepsza niż końcowy rezultat na Santiago Bernabeu.
Podopieczni Jacka Magiery nie przestraszyli się oponentów. Legioniści nie mieli nic do stracenia i zagrali w świątyni futbolu bardzo odważnie. Goście z Warszawy w końcu udowodnili, że w Lidze Mistrzów znaleźli się nie przez przypadek. Już na początku meczu mistrz Polski wypracował sobie dwie znakomite okazje, które powinny zakończyć się golem. Zabrakło szczęścia.
O zwycięstwie Realu przesądziły indywidualności. W Madrycie narodził się jednak Vadis Odjidja-Ofoe, który brał udział we wszystkich, najefektywniejszych akcjach Legii na Santiago Bernabeu. Razem z Miroslavem Radoviciem byli najlepszymi w zespole Jacka Magiery.
Legia Warszawa - Real Madryt 3:3 (1:2) - Legia wychodzi z cienia w Europie
Można? Ten wynik zszokował nie tylko całą piłkarską Polskę, ale również wszystkich sympatyków Realu Madryt na świecie. Był to jeden z najbardziej spektakularnych meczów polskiej drużyny w ostatnich latach, na dodatek w Lidze Mistrzów, przeciwko takiemu rywalowi jak Los Blancos.
Końcowy wynik był znakomity, jednak pojedynek nie był dla Legii usłany różami. Już na początku meczu gospodarze dostali bolesny cios od Garetha Bale’a, który strzelił przepiękną bramkę. Na 2:0 podwyższył Karim Benzema i wydawało się, że możliwa jest nie tylko powtórka z Madrytu, ale także potężne lanie jak Borussią Dortmund.
To była już jednak inna Legia. Podopieczni Jacka Magiery nie zwiesili głów, cały czas grając swoją piłkę. Kolejne bramki mistrza Polski nie były dziełem przypadku, tylko wynikiem ciężkiej pracy wykonanej na boisku.
Legia Warszawa - Sporting Lizbona 1:0 (1:0) - Wisienka na torcie gry Legii
Nieważne, jak się zaczyna, ważne jak się kończy. 2016 rok w Europie zakończył się dla Legii Warszawa najlepiej jak mógł. Ekipa ze stolicy w meczu ze Sportingiem zaprezentowała się tak, że ręce same składały się do oklasków. Nie była to jednak Legia grająca bardzo otwarty i bezpośredni futbol.
Mistrzowie Polski byli wyrachowani i zdyscyplinowani taktycznie. Każdy piłkarz zasuwał w defensywie i wypełniał zadania nałożone przez Jacka Magierę.
- Gratuluję drużynie, jesteśmy bardzo szczęśliwi. To sukces całej polskiej piłki, naszej ekstraklasy. Wychodzimy z tak trudnej grupy, gramy dalej w Europie. Chcę pochwalić drużynę za determinację i konsekwencję. Zagrali tak, jak sobie założyliśmy, dając z siebie 100 procent - mówił szczęśliwy szkoleniowiec Legii.