Dziś opowieść Ewy Urtnowskiej, byłej reprezentantki Polski w piłce ręcznej, mistrzyni Polski, uczestniczki mistrzostw Europy i świata, nadal przeraża. Szczególnie kiedy dotyczy opieki nad nowonarodzonym dzieckiem. Depresja sprawiła, że szczypiornistka miała problemy nawet z przytuleniem córki.
"Życie po życiu": obejrzyj całą rozmowę z Ewą Urtnowską
- Depresja blokuje wszystko, włączając w to naturalne odruchy. Nawet teraz, po czasie, jestem w stanie przywołać w sobie te emocje. To paraliżujące uczucie, bardzo trudne do opisania, przeżycia i zniesienia. Nie tylko dla mnie, ale także wszystkich dookoła, w tym rodziny i przyjaciół. Przytulenie dziecka jest najbardziej naturalnym odruchem, szczególnie krótko po narodzinach. Niemoc w tym przypadku jest tym, co najbardziej boli - tłumaczy Urtnowska.
I dodaje, że najgłębszy stan trwał w jej przypadku od trzech do czterech miesięcy.
- Jednak każda osoba i każda choroba jest inna. W moim przypadku szybko spadałam do najgłębszej otchłani. Potem powolutku zaczęłam dostrzegać światełko w tunelu. Cała choroba i jej różne stany trwała oczywiście znacznie dłużej niż te kilka miesięcy - zaznacza szczypiornistka.
"Wytrzymaj"
Kiedy chorowała na depresję, czuła obrzydzenie do samej siebie, brak zrozumienia, niemoc w radzeniu sobie z najprostszymi czynnościami dnia powszedniego. - To jest coś, czego nie da się pojąć. Kiedy przywołuję myśli z tamtego czasu, nadal trudno uwierzyć, że można być w takim miejscu. W depresji niezwykle trudne jest oczekiwanie na poprawę, na światełko w tunelu - przyznaje Urtnowska.
Pomagało jej powtarzanie, jak w mantrze, "wytrzymaj", "przetrwaj". Robiła to jej psycholożka.
- Miałam szczęście trafić w bardzo dobre ręce. Terapeutka otoczyła mnie szczególną opieką, nie tylko podczas spotkań terapeutycznych, ale nawet 24 godziny na dobę. Były momenty, że wieczorem, kiedy ona była po pracy, ja dzwoniłam skulona w kącie. Sam fakt, że była po drugiej stronie, że powtarzała "wytrzymaj", pomogło mi przetrwać. Ponadto kluczowa była rodzina, najbliżsi - oni byli ze mną ciągle - opowiada Urtnowska.
Dziś pierwsze, co przychodzi jej do głowy w związku z chorobą to niemoc i pustka. Jakby ktoś gwoździem przybił ją do kanapy. - Bezwład, zatrzymanie i problem z pojęciem tego, co się z tobą dzieje - tłumaczy szczypiornistka.
Czarny świat
Kiedy chorowała, niejednokrotnie spotykała się z pytaniami: "Co się dzieje? Przecież masz dziecko, męża, wszystko jest dobrze!". Nawet wśród najbliższych. Nie umiała odpowiedzieć.
- Jestem odbierana jako dynamiczna optymistka, często uśmiechnięta, więc mój stan budził zdziwienie. Były też głosy, i one bawią mnie do dziś, że chcę lansować się na depresji. Na szczęście przeważały podziękowania i wdzięczność, że powiedziałam o depresji. To że byłam w stanie niektórym pomóc, jest dla mnie największą nagrodą - przyznaje Urtnowska.
Podczas najgorszego stanu przeżywała poczucie pustki. W głowie miała gonitwę myśli.
- Tych czarnych, że z tego stanu nie da się wyjść. Świat, który zalała depresja, jest czarny i trwały, nie widać żadnego światła. Z perspektywy czasu to niesamowite, że w ogóle da się popaść w taki stan - nie ukrywa szczypiornistka.
I wspomina: - Zdrowa osoba siedzi z tobą, trzyma cię za rękę i mówi, że wszystko będzie dobrze, wyjdziemy z tego. Ale ty jej nie wierzysz, denerwuje cię. Czujesz, że nie rozumie tego, co przeżywasz. Zdajesz sobie sprawę, że mimo dobrej woli, nie jest w stanie tego zrozumieć. Rozmowa z osobą, która sama to wszystko przeszła jest ogromną wartością. Trudno jest poczuć to samo, kiedy osobiście nie było się w tym świecie.
"Rozmowy dla głowy"
Doświadczenia z kariery i przebytej choroby dziś pomagają podopiecznym jej fundacji. "Graj z głową" zajmuje się zdrowiem psychicznym w sporcie. "Depresja w sporcie jest, bo istnieje w społeczeństwie. Jak przewiduje WHO, do 2030 r. depresja będzie chorobą cywilizacyjną nr 1 na świecie" - czytamy na stronie fundacji.
Urtnowska jest prezeską fundacji. Razem ze współpracownikami wpadła na pomysł telefonu zaufania. Chodzi o darmowe rozmowy oferowane osobom związanym ze sportem, które borykają się z problemami psychicznymi i potrzebują wsparcia. W ciągu pięciu miesięcy przeprowadzono 49 rozmów. Obecnie, przez brak finansowania, telefon nie funkcjonuje.
Do tej pory "Rozmowy dla głowy" kosztowały fundację "Graj z głową" 1,6 tys. zł miesięcznie, bo specjaliści pracowali bez wynagrodzenia. Na funkcjonowanie telefonu jest potrzebne minimum 4 tys. zł miesięcznie. Ministerstwo Sportu i Turystyki poprzedniego rządu nie zdecydowało się sfinansować przedsięwzięcia.
- Wydaje mi się, że pieniądze nie znalazły się z powodu braku świadomości osób, które te pieniądze przyznają. Ówczesne ministerstwo zdecydowało, że projekt nie jest na tyle wartościowy, ale jest światełko w tunelu na wznowienie telefonu. Krótki czas jego istnienia pokazał, że taki telefon jest bardzo potrzebny - nie ukrywa Ewa Urtnowska, była piłkarka ręczna, prezeska fundacji "Graj z głową".
I dodaje: - To było miejsce na rozmowy nie tylko o depresji, ale w ogóle o problemach dotykających sport. Zgłaszały się do nas osoby chcące się rozwijać, a nie mające wokół siebie ludzi, którzy mogliby je pokierować. Oprócz talentu i ciężkiej pracy trzeba mieć szczęście i odpowiednie otoczenie. Potrzebna jest też świadomość, jakie się ma prawa, co można wpisać w kontraktach itd. W tym wszystkim mogliśmy pomagać.
Obecnie znów jest szansa na finansowanie. Fundacja "Graj z głową" czekają na decyzję ministerstwa.
Gdzie szukać pomocy?
Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 116 123 lub 22 484 88 01. Listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz też TUTAJ.
Dawid Góra, WP SportoweFakty