W sobotnie starcie zdecydowanie lepiej weszła ekipa z Zabrza. Wynik pojedynku otworzył Dmytro Ilczenko, na co odpowiedział szybko Paweł Paterek, a później... zaczęła się świetna seria gości. A w zasadzie to znakomitego Tarasa Minockiego, który zdobył trzy bramki z rzędu.
Rozgrywający przyjezdnych imponował skutecznością w ofensywie i regularnie włączał się z mocnym rzutem z dystansu. W dwunastej minucie meczu Witalij Nat nie wytrzymał i poprosił o pierwszy czas na żądanie. Jego zespół przegrywał już różnicą czterech trafień i miał ogromny problemy ze sforsowaniem zabrzańskiej obrony (2:6 w 12').
W drugim kwadransie spotkanie miało już bardziej wyrównany przebieg, ale dla KGHM Chrobrego Głogów nie była to dobra wiadomość. Przewaga Górnika Zabrze nie topniała, a tuż przed zejściem do szatni nawet wzrosła - do sześciu bramek, po celnych rzutach Lukasa Morkovsky'ego, Dmytro Artemenki i Damiana Przytuły.
ZOBACZ WIDEO: Polki rozpoczęły Ligę Narodów! Zobaczcie, jak przygotowywały się do pierwszego meczu
Po zmianie stron nie doczekaliśmy się żadnego szalonego zrywu w wykonaniu drużyny z Dolnego Śląska. Zespół Tomasza Strząbały miał to spotkanie pod kontrolą i szanował wypracowany wcześniej dystans, starając się grać do pewnej piłki.
Na uwagę zasługiwały także bardzo dobra postawa Górnika Zabrze w obronie oraz świetnie uzupełniający się duet golkiperów. Kacper Ligarzewski bronił w sobotę z 44-procentową skutecznością (4/9), a Piotr Wyszomirski ostatecznie zatrzymał się na poziomie 38 procent (9/24).
MVP meczu został wybrany Taras Minocki.
KGHM Chrobry Głogów - Górnik Zabrze 21:28 (11:17)
Chrobry: Stachera, Derewiankin - Paterek 4, Orpik 4, Zieniewicz 3, Skiba 2, Grabowski 2, Matuszak 2, Jamioł 2, Styrcz 1, Wrona 1, Dadej, Hajnos, Kosznik, Strelnikow.
Karne: 2/4
Kary: 12 min.
Górnik: Wyszomirski, Ligarzewski - Minocki 10, Przytuła 5, Morkovsky 5, Ilchenko 3, Tokuda 2, Artemenko 1, Szyszko 1, Kaczor 1, Mauer, Ivanovic, Krępa, Krawczyk.
Karne: 1/3
Kary: 12 min.
Czytaj także:
Zimny prysznic, a później awans Polaków. I jeszcze te słowa Marcina Lijewskiego
11 zespołów z Europy awansowało na mistrzostwa świata. Nie brakowało dramatów