Musimy sobie zdawać sprawę z naszego celu - rozmowa z Ireneuszem Rudkowskim, trenerem Vistalu Łączpol AZS AWFiS Gdańsk

Rok temu drużyny z Gdańska i Warszawy czterokrotnie rywalizowały na ekstraklasowych parkietach. Tym razem grają na niższym szczeblu. W niedzielnym meczu rozegranym nad morzem, górą były zawodniczki ze stolicy. O tym spotkaniu opowiedział trener Vistalu Łączpol AZS AWFiS, Ireneusz Rudkowski.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Michał Gałęzewski: Zwycięstwo w meczu z Warszawą było na wyciągnięcie ręki. Czego wam zabrakło?

Ireneusz Rudkowski: Mamy przez cały sezon troszeczkę kłopotów kadrowych. W meczu z Warszawą brakowało nam przede wszystkim rzutów z tyłu. Wyłączyły nam się zawodniczki i to zadecydowało o końcowym wyniku.

Ma pan trochę pecha, bo jak się jakieś zawodniczki wyróżnią, to odchodzą z zespołu...

- Musimy sobie zdawać sprawę z naszego celu. Pracujemy, aby każda z zawodniczek podniosła swój poziom sportowy. Wiadomo, że łatwiej się trenuje i gra jak się wygrywa. One każdy mecz rozgrywają coraz lepiej i kwestią czasu jest to, że będą prezentowały najwyższy poziom. Szkoda jednak każdego meczu tym bardziej, że u siebie, przy swojej publiczności. My gramy zupełnie inaczej na wyjazdach. Moim zdaniem dziewczyny deprymuje gra w Gdańsku. Chcą się pokazać i wygrać za wszelką cenę. Przez to czasami za szybko rzucą, oddają piłki. Potrzeba nam ogrania, mądrości i analizy.

Można pochwalić zespół za pierwszych 27-28 minut, kiedy to gdańszczanki prowadziły 12:8. Stracić tyle bramek w tak długim czasie, to niezły rezultat.

- Tak, ale przegraliśmy ten mecz w okolicach 45 minuty, kiedy to warszawianki miały serię 6:1. Działo się to przez proste błędy i wymaga to analizy, obejrzenia wszystkiego i rozmawiania z zawodniczkami. W te pięć minut praktycznie przegraliśmy mecz.

Niedzielny mecz, to znakomite porównanie. W ubiegłym sezonie ostatni mecz w Ekstraklasie graliście właśnie z Warszawą i wygraliście 33:26. Tutaj Warszawa przyjechała w praktycznie takim samym składzie i wywiozła z Gdańska punkty...

- Jest to dla nas i tak najlepszy skład na ten moment, jaki może występować i reprezentować nasz klub. Trudno porównywać te dwa wyniki. My w Warszawie - gdyby nie fakt, że pojechało siedem zawodniczek - mogliśmy wygrać. Jest to kwestia obciążenia psychicznego i przełamania gry u siebie. Mamy z tym wszystkim dużo do zrobienia.

Gracie aktualnie w pierwszej lidze. Czy jest to odpowiedni poziom dla tych dziewczyn?

- Myślę, że idealny. Patrząc na mecze zespołów, które zawitały do Ekstraklasy i na poziom ich spotkań, to pewnie bylibyśmy w podobnej sytuacji. Tutaj jest o co walczyć i o co grać. Na tą chwilę jest to dla nas odpowiednie miejsce, ale każdy zespół chciałby awansować, zagrać jak najlepiej. Będziemy w tym kierunku podążać.

Wydaje się, że po podpisaniu umowy z Gdynią, gdański klub nie może grać w wyższej lidze, gdyż zawodniczki miały się ogrywać w I lidze. Czy to jest dobre rozwiązanie dla Gdańska?

- Nikt nie powiedział, że nasz klub nie chce awansować. My cały czas gramy o awans. Najpierw jednak awansujmy, a później się martwmy. Myślę, że żadna z dziewczyn nie myśli o tym w takich kategoriach, że ma grać tylko żeby grać, bo to wtedy nie ma sensu. Zawodniczki dają z siebie wszystko, chcą grać jak najlepiej. To nie jest sprawa przesądzona.

Chciałby pan wyróżnić jakieś zawodniczki z niedzielnego spotkania?

- Bramkarki, zarówno Dominika Brzezińska, jak i Asia Zych, która miała dobre wejście, zagrały na bardzo dobrym poziomie. Zwłaszcza w pierwszej połowie, Milena Malich zaprezentowała bardzo dobrą skuteczność. Było widać na rozgrzewce, że czuje piłkę, chce grać i zdobywać bramki. Zabrakło nam środka rozegrania i podjęcia decyzji rzutowej, bo wyglądałoby to wtedy inaczej. Chciałbym też pochwalić lewoskrzydłową Pasternak, która również fajnie zagrała. Zdobyła troszkę bramek z karnego, ale karne też trzeba rzucać i być w nich skutecznym. Dlatego dla niej też słowa uznania.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×